Apogeum emocji

Mimo iż cztery drużyny wydaja się pewne miejsca w play-offach, wszystko może się jeszcze wydarzyć. Źródło: Twitter/CKM_Wlokniarz

Wielkimi krokami zbliżamy się do końca rundy zasadniczej. Miejsca premiowane grą w play-offach pewnie zajmują cztery drużyny – wrocławianie, gorzowianie, lublinianie i leszczynianie. Mało prawdopodobne, iż cokolwiek się zmieni, choć karty są wciąż na stole, a w żużlu, jak wiadomo, może wydarzyć się wszystko. Za nami jedenasta kolejka PGE Ekstraligi, która przyniosła kolejne odpowiedzi na pytania, które nurtowały kibiców.  

MOTOR LUBLIN – MARWIS.PL FALUBAZ ZIELONA GÓRA

Spotkanie w Lublinie zapowiadało się bardzo ciekawie. Falubaz, który swój poprzedni mecz przegrał jedynie dwoma punktami, chciał przypieczętować swój mandat na jazdę w Ekstralidze w przyszłym roku. Lublinianie natomiast pierwszy raz byli tak blisko awansu do fazy play-off i chcieli zrobić wszystko, by tak się właśnie stało. Pojedynek jednak od początku przebiegał pod dyktando jednej z ekip. Gospodarze zdecydowanie lepiej sprawowali się na lubelskim owalu. Goście mieli bardzo utrudnioną sytuację, gdyż w piątym biegu na tor upadł Matej Žagar i do końca spotkania nie był w stanie rywalizować.  Po szóstym wyścigu lublinianie prowadzili już dziesięcioma „oczkami” i z perspektywy zielonogórzan nie było żadnych szans na poprawę sytuacji. Do końca zmagań Koziołki były niezwykle skoncentrowane i nie dawały gościom żadnego pola do popisu. Ostatecznie przyjezdni ponieśli dużą porażkę. Nie udało im się wygrać w żadnej gonitwie, przez co Motor zwyciężył 58:32, zgarnął trzy duże punkty i zajął trzecie, stabilne miejsce w tabeli.

Lublinianie przez całe spotkanie sprawowali się naprawdę dobrze. Każdy z zawodników dorzucił od siebie co najmniej kilka „oczek”, więc zwycięstwo było efektem pracy wszystkich zawodników. Najlepiej wśród gospodarzy spisał się jednak Grigorij Łaguta (12 pkt). Rosjanin do końca spotkania pozostał niepokonany. Za świetną postawę to właśnie jemu, moim zdaniem, należy się tytuł MVP meczu. Więcej punktów, choć również więcej startów, zanotował Mikkel Michelsen (14 pkt). Duńczyk radził sobie na torze równie świetnie co Łaguta. W jednym biegu zmuszony był jednak oglądać plecy rywala. Ważne oczka dorzucili także Dominik Kubera (8 pkt), Jarosław Hampel (7 pkt) oraz młodzieżowiec – Wiktor Lampart (8 pkt).  Według mnie postawa seniorów jest bardzo zadawalająca. Na pierwszy plan wysuwa się dwójka liderów – Łaguta i Michelsen. Ich dopełnieniem jest druga linia, którą tworzą Hampel i Kubera, swoje punkty dorzuca również Krzysztof Buczkowski. Widać, że lublinianie jeżdżą jak dobrze naoliwiona maszyna. Za to stawiam im piątki. Bardzo dobrze radzili sobie również juniorzy. Od lat wiadomo, że dobrzy młodzieżowcy są wyznacznikiem sukcesu drużyny. Tak jest i w tym przypadku. Lampart i Mateusz Cierniak wygrali bieg juniorski podwójnie, a później wspólnie dorzucili jeszcze siedem „oczek”. Im również wstawiam ocenę bardzo dobrą.

Przyjezdni od początku spotkania mieli pod górkę. Zielonogórzanie przegrywali biegi, a do tego przez błąd Mateusza Tondera na tor upadł Matej Žagar, który nie był zdolny do dalszej jazdy. Kibice i zarząd od jakiegoś czasu pokładali duże nadzieje w Słoweńcu. Wszystko przez kilka jego dobrych występów. Tym razem żużlowiec mógł zanotować kolejne udane spotkanie, gdyż wygrał swój pierwszy wyścig. Niestety nie było dane mu dokończyć rywalizacji. Najlepszy wśród gości okazał się Max Fricke, który jednak nie wygrał ani jednego biegu. Jego dorobek punktowy w dużej mierze składał się z „dwójek”. Następnym w kolejce był Patryk Dudek. Choć żużlowiec zdobył osiem punktów, spisał się bardzo przeciętnie. Polak wywalczył zaledwie jedną „trójkę”, a w dwóch najważniejszych wyścigach przyjechał ostatni. Swoje „oczka” (5 pkt) do ogólnego wyniku dołożył także kapitan, Piotr Protasiewicz, niemniej również on będzie chciał szybko zapomnieć o tym meczu. Seniorzy Falubazu nie najlepiej spisali się na lubelskim owalu. W ich jeździe było widać duży stres i  presję, co zdecydowanie im nie pomagało. W mojej ocenie ich postawa zasługuję na dwójkę. Zachowania zielonogórskich juniorów chyba nie ma co komentować. Fabian Ragus zdobył tylko jedno, przypadkowe „oczko” w biegu juniorskim, a Nile Tufft nie zapunktował. Nie pozostaje mi nic innego jak postawić im niedostateczny.

ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA – MOJE BERMUDY STAL GORZÓW

Mecz w Częstochowie był niezwykle istotny w kwestii walki o fazę play-off. Lwy wygrały pierwsze spotkanie w tej parze na Jancarzu i były w o wiele lepszej pozycji, jeśli chodzi o wywalczenie trzech punktów do ligowej tabeli. Zarówno Stal, jak i Włókniarz rywalizowały o miejsce w pierwszej czwórce, co było widać już od początku piątkowego starcia. Co prawda częstochowianie za sprawą swoich juniorów osiągnęli po czwartym biegu sześciopunktową przewagę, jednak nie potrafili oni utrzymać jej nawet do połowy rywalizacji. Już w szóstej gonitwie Żółto-Niebiescy wyszli na prowadzenie, a niełapany na owalu gospodarzy był mistrz świata – Bartosz Zmarzlik. Do 13. wyścigu utrzymywał się remis, ale podwójne zwycięstwo Stali postawiło gorzowian w dobrej sytuacji przed biegami nominowanymi. Tam po raz kolejny goście wygrywali podwójnie i ostatecznie zwyciężyli 51:39, zdobywając, oprócz dwóch „oczek”, także punkt bonusowy. Stalowcy są coraz pewniejsi jazdy o medale. Inne nastroje panują w Częstochowie – piątkowa porażka praktycznie pozbawia ich szans na jazdę w play-offach. Trudno wyobrazić sobie, żeby z taką postawą seniorów zespół ten był w stanie wygrać chociażby we Wrocławiu.

W ekipie gospodarzy jasnym punktem, jak zresztą w każdym meczu, okazali się juniorzy. Jakub Miśkowiak oraz Mateusz Świdnicki zdobyli razem aż 15 punków i często na równi rywalizowali nawet z seniorami rywali. Byli na trasie bardzo szybcy i aż szkoda dla częstochowian, że w ich ślady nie poszli starsi koledzy. Oceniam ich na piątkę z plusem. Jeśli chodzi o formację seniorską, to zawiódł tak naprawdę każdy. Nawet lider, Leon Madsen, który pomimo 11 punktów, nie zaprezentował się na swoim poziomie. Przegrywał z liderami gości, a w ostatnim biegu przeszkadzał swojemu koledze z drużyny, przez co przegrali oni podwójnie. Żaden z pozostałych żużlowców nie zdobył wyniku dwucyfrowego. Najbliżej tego byli Kacper Woryna i Fredrik Lindgren, autorzy pięciu „oczek”. Dobrze spisali się oni w pierwszej połowie meczu. W najważniejszych momentach, gdy rozstrzygało się spotkanie, zaliczali natomiast „zerówki”. Szwed zasłużył nawet na wykluczenie, które utrudniło zespołowi walkę o zwycięstwo. Zupełnie zawiedli Bartosz Smektała oraz Jonas Jeppesen. Polak zdobył jedynie trzy punkty i nie dysponował szybkim sprzętem. Duńczyk z kolei dwa razy wyjeżdżał na tor i ani razu nie przyjechał do mety na punktowanej pozycji. Nie mogę przyznać całej formacji więcej niż dwa z plusem. Piątkowa dyspozycja prawdopodobnie spowodowała, że kolejne mecze częstochowianie będą jechać o przysłowiową pietruszkę. Nie mogą już patrzeć tylko na siebie, a w tak wyrównanej lidze wątpliwa wydaje się sytuacja, w której pretendenci do fazy play-off łatwo stracą punkty.

Zupełnie inna sytuacja panuje w ekipie z Gorzowa. Na dobrym poziomie punktowała w niej praktycznie cała formacja seniorska. Bezbłędny okazał się Bartosz Zmarzlik i to jego wybrałabym MVP meczu. Mistrz świata nawet po przegranym starcie potrafił efektownym atakiem wyprzedzać rywali na trasie i ani razu nie znalazł swojego pogromcy. Dwucyfrowe wyniki osiągnęło jeszcze dwóch żużlowców – Martin Vaculík oraz Anders Thomsen, autorzy odpowiednio 11 i 10 „oczek”. Słowak zanotował aż trzy bonusy, a biegi z jego udziałem często kończyły się podwójnymi zwycięstwami gości. Duńczyk natomiast miał jedną wpadkę, kiedy przyjechał do linii mety jako ostatni. W innych gonitwach jednak zdobywał cenne punkty. Czwartym do brydża w drużynie Stali był Szymon Woźniak. Były mistrz Polski zaimponował walecznością, szczególnie w 11. starciu, kiedy to skutecznie bronił się przed atakami Leona Madsena. Przywiózł  też ważną „trójkę”. Lekko rozczarował Rafał Karczmarz. Żużlowiec miał szybki sprzęt, ale nie potrafił przełożyć tego na punkty. Zdobył tylko jedno „oczko”, raz wjechał w taśmę i raz został zmieniony z rezerwy taktycznej. Patrząc na to, że był to mecz wyjazdowy, oceniam całą formację na piątkę. Zupełnie inaczej zaprezentowali się gorzowscy juniorzy. Wiktor Jasiński starał się walczyć z przeciwnikami, jednak wystarczyło to tylko na dwa punkty. Kamil Pytlewski natomiast po raz kolejny był tylko tłem dla młodzieżowców i przyjeżdżał w każdym wyścigu daleko za resztą zawodników. Nie mogę wystawić im wyższej oceny niż dwa. Ekipa z Gorzowa znowu udowodniła, że często na wyjazdach radzi sobie lepiej niż na własnym torze. Jest to bez wątpienia dobry prognostyk przed play-offami, które wielkimi krokami zbliżają się na stadion im. Edwarda Jancarza.

FOGO UNIA LESZNO – BETARD SPARTA WROCŁAW

Jedyny niedzielny mecz to kolejne starcie, w którym spotkali się kandydaci do jazdy w fazie play-off. Gospodarze dzielnie walczyli w pierwszej rywalizacji tej pary we Wrocławiu i przegrali ją tylko czteroma punktami. Na swoim torze chcieli powalczyć nie tylko o  zwycięstwo, ale także o punkt bonusowy. Sparta natomiast liczyła, że świetna do tej pory postawa liderów i skuteczna jazda drugiej linii wystarczą do kolejnej wygranej i powrotu na pozycję lidera PGE Ekstraligi. Początek zmagań zwiastował wyrównane starcie. Po czterech biegach na tablicy widniał remis, ale taki stan rzeczy utrzymywał się tylko do szóstej gonitwy. Od połowy spotkania to goście zaczęli przejmować kontrolę nad wynikiem. Leszczynianie wyraźnie przekombinowali z torem, który był wyjątkowo twardy i nie pozwalał na mijanki. Sparta po 14. Wyścigu zapewniła sobie zwycięstwo, a także punkt bonusowy. Ostatecznie wygrała 49:41 i powróciła na fotel lidera ligi. Jest też praktycznie pewna awansu do fazy play-off. Byki zaliczyły już drugą porażkę na własnym torze i, jeśli chcą obronić tytuł, muszą do ostatniej kolejki punktować w każdym meczu.

W ekipie gospodarzy dziurawy był cały skład. Walczyć próbowali Emil Sajfutdinow oraz Jason Doyle, zdobywcy odpowiednio 12 i 10 punktów, jednak i oni nie mogli znaleźć sposobu na pokonanie liderów rywali. Rozczarował kapitan Byków – Piotr Pawlicki. Polak tylko raz zaliczył indywidualne zwycięstwo i nie mógł odnaleźć się na swoim domowym torze. Na swoim poziomie pojechał Jaimon Lidsey. Australijczyk co prawda uzbierał tylko trzy „oczka”, ale ze względu na defekt stracił w czasie spotkania swój najlepszy silnik. Kibiców Unii kompletnie zawiódł Janusz Kołodziej. Zawodnik, który do tej pory notował świetne występy na Smoczyku, w niedzielny wieczór zanotował aż dwie „zerówki”, a w konsekwencji nie pojechał w biegach nominowanych, co zdarza mu się niezwykle rzadko. Całą formację nie mogę ocenić na wyżej niż trójkę z minusem. Dobrą pracę wykonali za to leszczyńscy juniorzy. Kacper Pludra oraz Damian Ratajczak na początku przegrali bieg młodzieżowy ze swoimi vis-à-vis z Wrocławia, jednak w dalszej części meczu potrafili zdobyć tyle samo punktów co oni. Zasługują zatem na czwórkę. Cała drużyna ma o czym myśleć po ostatniej rywalizacji. Nawet z taką jazdą jak w tej kolejce może ona awansować do fazy play-off. Będzie jej natomiast trudno, patrząc na formę rywali, powtórzyć zeszłoroczny sukces.

Dużo dobrego można powiedzieć o drużynie Sparty. Nie zawiedli przede wszystkim jej liderzy w postaci Macieja Janowskiego, a także Artioma Łaguty. To wśród nich wybrałabym MVP meczu. Rosjanin zdobył 13 punktów i zanotował aż trzy „trójki”. Z kolei kapitan wrocławian miał o jedno „oczko” mniej, ale skompletował dwa bonusy. Obaj w czasie niedzielnego spotkania byli piekielnie szybcy na trasie i jako jedyni potrafili wyprzedzać na dystansie na twardym leszczyńskim owalu. Ważne punkty dla zespołu przywieźli Gleb Czugunow oraz Tai Woffinden, autorzy ośmiu i siedmiu „oczek”. Dla obu żużlowców ten pojedynek był swoistą sinusoidą – potrafili wygrać indywidualnie bieg, by później przyjechać na linię mety jako ostatni. W ich postawie widać jeszcze rezerwy, jednak nie przeszkodziło to Sparcie w odniesieniu kolejnego zwycięstwa. Więcej można się było spodziewać również po Danielu Bewleyu. Należy jednakowoż pamiętać, że został on wykluczony ze swojego pierwszego wyścigu, co przeszkodziło mu później w dopasowaniu sprzętu. Wszystkich seniorów oceniam na piątkę. Jak już wspominałam, wrocławscy juniorzy zdobyli tyle samo punktów, co ci leszczyńscy. Przemysław Liszka i Michał Curzytek prezentowali się jednak pewniej na swoich motocyklach i częściej nawiązywali walkę nawet ze starszymi zawodnikami. Pamiętając, że był to dla nich mecz wyjazdowy, wystawię im czwórkę z plusem, czyli trochę wyższą notę niż ich vis-à-vis. Wrocławianie po raz kolejny udowodnili, że są w tym sezonie głównym kandydatem do złota. Nawet słabsza dyspozycja jednego żużlowca nie przekreśla szans na końcowe zwycięstwo. Wyrównany skład i silni liderzy to patent Sparty na pokonywanie kolejnych rywali. Wydaje się to też świetnym przepisem na najwyższy tegoroczny laur.

ZOOLESZCZ DPV LIGISIC GKM GRUDZIĄDZ – EWINNER APATOR TORUŃ

Spotkanie między Grudziądzem a Toruniem trzeba było przekładać dwa razy. Raz z powodu złych prognoz pogodowych, raz wskutek niekorzystnych warunków atmosferycznych. W drugiej części tabeli był to jeden z ważniejszych meczów, który miał odpowiedzieć na bardzo ważne pytania, a mianowicie kto spadnie z ligi, a kto może liczyć na starty w Ekstralidze w przyszłym roku. Kiedy starcie w końcu się odbyło, emocje sięgały zenitu. Od startu zmagań było wiadomo, że żadna drużyna nie odpuści i będzie to zacięte widowisko. Spełnieniem tych przewidywań okazał się bieg trzeci – na tor upadli Kenneth Bjerre, Jack Holder i Nicki Pedersen. Uderzenie było na tyle silne, że były mistrz świata stracił przytomność i został odwieziony karetką do szpitala. Podobny los czekał Jacka Holdera. Lekarz zawodów nie dopuścił do startów także i Australijczyka, przez co obaj zawodnicy odjechali ze stadionu. W trakcie zawodów byliśmy świadkami trzech upadków i dwóch wykluczeń. Ponadto dwóch zawodników nie było w stanie kontynuować jazdy. Mimo to reszta kolegów z obu drużyn do końca jechała łeb w łeb. Ostatecznie po trudnych zmaganiach nastąpił podział punktów, ale to goście wyjechali z Grudziądza z bonusem.

Bardzo dobry mecz w końcu odjechał Krzysztof Kasprzak. To on sprawował rolę lidera w zastępstwie za nieobecnego Nickiego Pedersena. Polak w pięciu startach zdobył 12 „oczek”. Według kibiców i według mnie na miano MVP meczów zasłużył jednak Norbert Krakowiak, bez którego drużyna zdecydowanie byłaby na straconej pozycji. Młody zawodnik dołożył do puli punktów 11 z nich i dwa razy przywiózł „trójkę”. Ważnymi ogniwami okazali się również Przemysław Pawlicki (10 pkt) i Roman Lakhbaum (7 pkt). Najsłabsze zawody odjechał wspomniany już Bjerre. Prawdopodobnie po wypadku nie czuł się w 100% zdolny do jazdy i w ciągu całego spotkania zdobył zaledwie jedno „oczko”. Seniorzy, tak czy siak, sprawowali się bardzo dobrze. Każdy z nich zasługuje na pochwałę, gdyż pomimo braku Pedersena byli w stanie zdobywać ważne punkty. To jednak nie zmienia nic w ich sytuacji i prawdopodobnie to właśnie Grudziądz spadnie w tym roku z ligi. Juniorzy natomiast według mnie pojechali na czwórkę. Wygrali bieg juniorski (4:2), lecz później nie dołożyli już żadnych „oczek”.

Drużyna przyjezdna również nie miała ułatwionego zadania. Po tym jak młodszy Holder został odesłany do szpitala, rolę lidera przejął niesamowity Robert Lambert. Anglik do końca pozostał niedościgniony i w pięciu startach zdobył 15 punktów. Podwaliny toruńskich Aniołów stanowili również Paweł Przedpełski (10 pkt) oraz Adrian Miedziński (8 pkt). Najsłabszym ogniwem okazał się Chris Holder, który nie pierwszy raz dołożył do puli punktów cztery „oczka”. Jazdę seniorów gości również oceniam na bardzo dobry. Zarówno jedna, jak i druga drużyna znalazły się w trudnej sytuacji, jednak wszyscy zawodnicy stanęli na wysokości zadania. Dzięki determinacji i ciężkiej pracy torunianie wylądowali na szóstym miejscu w tabeli i mogą być spokojni o byt w Ekstralidze w przyszłym roku. Kadra juniorska moim zdaniem zasługuje na pochwałę. Mimo iż nie wygrali biegu juniorskiego, to później byli w stanie zdobywać bardzo ważne punkty. Krzysztof Lewandowski dorzucił sześć „oczek”, a Karol Żupiński – dwa. Ich jazdę oceniam na pięć z minusem.

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA