„Nie mrugajcie, bo przegapicie jej bieg”

Przeciwniczki najcześciej musiały oglądać plecy Wilmy Rudolph.
Źródło: Autor nieznany/Wikimedia Commons

Zdobycie olimpijskiego złota jest bez wątpienia nie lada wyczynem okupionym latami poświęceń i tytanicznej pracy. Wywalczenie trzech krążków z najcenniejszego kruszcu to zaś osiągnięcie wyróżniające jedynie najwybitniejszych sportowców. Jakże szczególna musi być więc Wilma Rudolph – sprinterka, która na Igrzyskach Olimpijskich w 1960 roku nie tylko trzykrotnie stawała na najwyższym stopniu podium, ale też dokonała tego zaledwie kilkanaście lat po tym, jak usłyszała, że nigdy nie będzie chodzić. 

Igrzyska w Rzymie, 1960 rok. Finał biegu na 100 metrów kobiet. Oczy wszystkich zwrócone są na długonogą Amerykankę, faworytkę starcia, która to jednak na kilka dni przed rywalizacją doznaje drobnej kontuzji podczas treningu. Na domiar złego, z uwagi na swój niemały wzrost, fatalnie startuje z bloków i zazwyczaj musi gonić rywalki. Jak okazuje się później, wszystko to nie ma znaczenia. Wilma Rudolph przekracza linię mety z ogromną przewagą nad resztą stawki. Sięga po złoto. Kolejne na tej samej imprezie zgarnia na dystansie dwa razy dłuższym. Tam przeciwniczki zostawia jeszcze bardziej w tyle. Swój fenomenalny występ na igrzyskach pieczętuje następnym, trzecim już zwycięstwem i rekordem świata. Amerykańska sztafeta 4×100 metrów triumfuje głównie dzięki swojej piekielnie szybkiej supergwieździe.

Diagnoza, która była jak wyrok

Wilma urodziła się w 1940 roku jako wcześniak, któremu nie dawano wielkich szans na przeżycie. Amerykanka już wtedy jednak pokazała swoją waleczność. Mijały tygodnie, a ona wciąż żyła i miała się coraz lepiej. Do czasu. Szybko okazało się, że wyrosła na chorobliwe dziecko. Zmagała się ze szkarlatyną, krztuścem, ospą wietrzną, odrą… Przypadłościami, które w tamtych czasach mogły doprowadzić do śmierci. W wieku czterech lat padła kolejna diagnoza – polio. To właśnie ta choroba odpowiadała za częściowy paraliż i deformację nóg u dziewczynki. Lekarze zapewniali, że kilkulatka nie będzie chodzić. Pani Blanche Rudolph nie chciała się z tym pogodzić. Przekonywała swoją córkę, że wspólnie wywalczą dla niej sprawność. Wilma uwierzyła mamie.

Walka o zdrowie dziewczynki nie była łatwa. Blanche dwa razy w tygodniu brała wolne u bogatych białych, u których pracowała, by wraz z kilkuletnią Wilmą pojechać do oddalonego o około 80 kilometrów od rodzinnej miejscowości Nashville. Jedynie tam możliwa była rehabilitacja nóg dziecka, gdyż w małych miasteczkach, zwłaszcza na południu kraju, czarnoskórzy mieli utrudniony dostęp do służby zdrowia. W autobusie, który zawoził ich do stolicy stanu, mogli zająć wyłącznie miejsca znajdujące się na tyle pojazdu. Reszta była zarezerwowana dla białych. Z tego powodu panie Rudolph wielokrotnie pokonywały trasę na stojąco. Nawet jeśli pojazd nie był wypełniony.

Zdarzało się, że razem z Wilmą i jej mamą do Nashville wybierało się któreś z rodzeństwa przyszłej biegaczki. Wszystko po to, by obserwować, jak powinny przebiegać ćwiczenia dziewczynki i móc powtarzać je w domu. Rudolph miała ogromne wsparcie w swoich braciach i siostrach, a było ich sporo, bo aż 21 (ojciec sprinterki był dwukrotnie żonaty)! Pomagali oni Wilmie znosić metalowy stelaż, który założono jej na lewą nogę, a który towarzyszył jej przez kilka lat i był przyczyną złośliwych komentarzy ze strony rówieśników. 

Zawziętość, pragnienie bycia sprawnym i miesiące bolesnej rehabilitacji przyniosły efekty. Pani Blanche miała rację – jej córka będzie chodzić. Kiedy w wieku dziewięciu lat dziewczynka w końcu mogła pozbyć się ortezy, poczuła się wolna. 

Narodziny gwiazdy

Wilma była pełna energii. Chciała natychmiast nadrobić to, co straciła, kiedy wraz z mamą walczyła o sprawność. Zaczęła od koszykówki. Szło jej na tyle dobrze, że szybko stała się sławna wśród społeczności szkolnej. Usłyszał o niej również Ed Temple – trener biegów na Tennessee State University. Wilma, wciąż ucząca się w liceum, zaczęła trenować ze studentami. Okazało się, że dziewczyna, która miała nie chodzić, jest piekielnie szybka. 

Trener był człowiekiem w pełni oddanym temu, co robił. Z własnych pieniędzy opłacał bieżnię, na której jego podopieczne mogły trenować. Sam też woził je prywatnym samochodem na zawody, gdyż kierowca autobusu nie godził się na to, by w pojeździe znajdowali się czarnoskórzy atleci. Jednocześnie Ed był osobą bardzo wymagającą. Nie tolerował spóźnień, o czym przekonała się sama Wilma. Po tym, jak pojawiła się na treningu pół godziny po jego rozpoczęciu, musiała przebiec dodatkowe 30 okrążeń. Nie było taryfy ulgowej. Tytaniczna praca popłaciła kwalifikacją na Igrzyska Olimpijskie w Melbourne w 1956 roku. I to w wieku 16 lat! Co prawda Rudolph nie przebrnęła przez eliminacje do biegu na 200 metrów, ale do kraju wróciła z brązowym medalem za sztafetę. 

Nastolatce nie pozostało nic innego, jak przygotować się do następnych igrzysk. Planów omal nie pokrzyżowała jej niespodziewana ciąża, w którą zaszła ze swoją szkolną miłością. Zasady trenera były proste – jego zawodniczki, dopóki są pod jego skrzydłami, nie mogą być matkami. Ostatecznie Temple dla niej jedynej zrobił wyjątek. Taki talent nie mógł się zmarnować. Podczas gdy dzieckiem Wilmy zajmowała się głównie jej siostra, ona sama szlifowała formę do imprezy czterolecia w Rzymie.

W Wiecznym Mieście jej gwiazda błyszczała najjaśniejszym światłem. Trzy starty i trzy złote medale. „Czarna Gazela”, jak zwykło się ją nazywać, była nieuchwytna. Biegała tak szybko, że przed jej występami przestrzegano, by nie mrugać. W przeciwnym razie można było wszystko przegapić, a to niepowetowana strata. 

Wczesna emerytura 

Wilma swoim występem na igrzyskach zmusiła świat do zwrócenia uwagi na afroamerykańskich atletów. Kiedy wróciła do kraju, odwiedziła w Białym Domu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Spotkania z gubernatorem swojego stanu odmówiła. Jak miałaby podać rękę komuś, kto opowiadał się za segregacją rasową? Zamiast tego wzięła udział w imprezie przygotowanej w miasteczku, z którego pochodziła. Imprezie zarówno dla białych, jak i czarnych. Zgodziła się tylko i wyłącznie na taką. 

Na kolejne igrzyska Wilma już nie pojechała. I była to jej własna, świadoma decyzja. Chciała odejść, będąc na szczycie, a o trzy krążki na następnej imprezie byłoby bardzo trudno. Podczas meczu lekkoatletycznego pomiędzy USA i ZSRR na Uniwersytecie Stanforda powiedziała sobie, że jeśli wyprzedzi jedną z radzieckich zawodniczek, przejdzie na sportową emeryturę. Z kolei jeżeli jej się nie uda, da sobie jeszcze szansę, by powalczyć o kolejne olimpijskie medale. Ostatecznie była szybsza i słowa dotrzymała. W wieku 22 lat zakończyła karierę i zawsze uważała, że była to słuszna decyzja.

Później Rudolph pracowała jako nauczycielka i trenerka. Jej wielkim osiągnięciem było założenie fundacji, która miała za zadanie pomagać młodym i zdolnym atletom z ubogich rodzin. Przez całe życie wspierała również czynnych sportowców. – Mogłam do niej zadzwonić zawsze, o każdej porze – mówiła Jackie Joyner-Kersee, mistrzyni olimpijska w siedmioboju. W 1994 roku „Czarna Gazela”, po trudnej walce z chorobą nowotworową, zmarła w swoim domu na przedmieściach Nashville. Odeszła jednak spełniona – zarówno jako sprinterka, jak i matka czworga dzieci. Na zawsze też pozostała inspiracją dla innych lekkoatletów.

Paulina PSZCZÓŁKOWSKA