Medale coraz bliżej

Lublinianie mogą świętować awans do finału PGE Ekstraligi. Źródło: Twitter/motorlublinpgee

Ostatni weekend przyniósł żużlowym fanom odpowiedź na pytanie o to, kto powalczy o mistrzostwo Polski. Do wielkiego finału PGE Ekstraligi awansowały drużyny z Wrocławia oraz Lublina, udowadniając, że wyniki pierwszych meczów półfinałowych nie były dziełem przypadku. Kibice już ostrzą sobie zęby na rywalizację ekip o medale.

BETARD SPARTA WROCŁAW – FOGO UNIA LESZNO

Po wyjazdowym zwycięstwie wrocławian na torze w Lesznie raczej nikt nie spodziewał się, że leszczynianie sprawią ogromną niespodziankę i pokonają Spartan w rewanżu. I słusznie, gdyż niespodzianki rzeczywiście nie było. Na torze na Stadionie Olimpijskim odbyły się bardzo emocjonujące zawody, które mogły podobać się kibicom. Mecz układał się podobnie do pierwszego półfinału – wrocławianie od początku go prowadzili. Mimo to spotkanie było bardzo wyrównane. W jego trakcie żużlowcy obu zespołów dzielili się punktami aż dziesięć razy. Przez zdecydowaną większość rywalizacji gospodarze przeważali zaledwie dwoma „oczkami” i wbrew pozorom nie wygrali wielu wyścigów w ciągu tego wieczoru. Ostatecznie wrocławianie zapewnili sobie finał już w 13. biegu, a spotkanie zakończyło się wynikiem 47:43 dla Spartan.

Podwaliną wrocławskiej drużyny była trójka zawodników, która przez cały sezon prezentowała niezmienny poziom jazdy, zapewniając klubowi pierwsze miejsce w tabeli. Maciej Janowski, Tai Woffinden i Artiom Łaguta łącznie dorzucili do wyniku ekipy aż 34 „oczka”. Każdy z nich imponował formą, przywoził „trójki” i zdobył więcej niż 10 punktów. Przyzwoicie wypadł także Daniel Bewley. Brytyjczyk wywalczył siedem „oczek”. Bardzo słabe spotkanie odjechał z kolei Gleb Czugunow. Rosjanin z polskim paszportem zapisał przy swoim nazwisku zaledwie punkt, a wcześniej – w swoim pierwszym wyścigu – został wykluczony. Formacja seniorska spisywała się naprawdę dobrze przez cały mecz. Moim zdaniem drużyna z Wrocławia zasługuje na piątkę nie tylko za te zawody, ale i za cały sezon. Chociaż juniorzy, w postaci Przemysława Liszki i Michała Curzytka, nie spisywali się znakomicie, również i ich należy pochwalić. Oprócz punktów w biegu juniorskim obaj zdobywali kolejne „oczka”. W mojej opinii zapracowali na czwórkę.

Leszczynianie pierwszy raz od czterech lat nie zameldowali się w finale sezonu. Mimo to odjechali naprawdę dobre i emocjonujące spotkanie. Zdecydowanym liderem drużyny był Jason Doyle. Australijczyk zdobył 17 punktów w sześciu startach. Tylko Artem Łaguta był w stanie pokonać go w jednym z biegów (5.). Dobrze punktowali także Piotr Pawlicki oraz Emil Sayfutdinow. Polak dorzucił dziewięć „oczek”, a Rosjanin siedem. Bardzo słaby występ zanotowali Janusz Kołodziej i Jaimon Lidsey. Kołodziej wywalczył zaledwie dwa „oczka”, co jak na jego możliwości jest złym wynikiem. Można powiedzieć, że dyspozycja tych dwóch zawodników zaważyła na braku awansu Unii Leszno do finału, gdyż wynik w rewanżu był sprawą otwartą. W mojej opinii seniorów stać na więcej i dlatego stawiam im trójkę. Gwiazdą zawodów okazał się Damian Ratajczak. Młody żużlowiec stanowił skuteczną drugą linię zespołu. Zdobył siedem „oczek”, z czego raz był pierwszy, raz drugi i dwa razy trzeci. Jego kolega z drużyny – Krzysztof Sadurski – niestety nie popisał się umiejętnościami i nie zapunktował w spotkaniu. W moim mniemaniu na miano MVP meczu zasługuje Ratajczak, a juniorzy ze względu na niego otrzymują czwórkę.

MOTOR LUBLIN – MOJE BERMUDY STAL GORZÓW

Po zeszłotygodniowym zwycięstwie w Gorzowie gospodarze byli zdecydowanym faworytem tej rywalizacji i w konsekwencji także faworytem do awansu do finału PGE Ekstraligi. Z tego zadania Koziołki wywiązały się perfekcyjnie. Oprócz pierwszego biegu, który lublinianie przegrali 1:5, kontrolowali oni przebieg spotkania, nie pozwalając Stalowcom nawet myśleć o odrobieniu strat z pierwszego meczu. Choć po pierwszej serii na tablicy wyników widniał remis, już w następnej gonitwie żużlowcy Motoru zaczęli osiągać bezpieczną przewagę, którą dowieźli do końca. Awans do finału Koziołki zapewniły sobie już w 13. biegu, czym wprawiły w euforię komplet żywiołowo reagujących kibiców na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich. Motor Lublin ostatecznie wygrał starcie ze Stalą 47:43 i powalczy z ekipą z Wrocławia o historyczny tytuł mistrza Polski. Drużyna z Gorzowa natomiast będzie rywalizować z Unią Leszno o brązowy krążek, który, patrząc nawet na przebieg tego sezonu, wydaje się dla obu klubów pewnym rozczarowaniem.

W ekipie gospodarzy skutecznie jechała tak naprawdę cała drużyna. Najwięcej punktów dla Koziołków zdobył w niedzielę Mikkel Michelsen. Duńczyk imponował dużą prędkością na trasie, o czym najlepiej świadczy fakt, że jako jedyny wygrał rywalizację z Bartoszem Zmarzlikiem. Zdobywca 11 „oczek” jest dla mnie MVP tego spotkania. Wynik dwucyfrowy osiągnął jeszcze Dominik Kubera. Polak pomimo tylko jednej „trójki” przywiózł do mety aż 10 punktów i nie zanotował ani jednego „zera”. Na swoim poziomie pojechali Jarosław Hampel oraz Krzysztof Buczkowski, autorzy odpowiednio siedmiu i ośmiu „oczek”. Na szczególne wyróżnienie zasługuje zwłaszcza ten drugi, który moim zdaniem jest ojcem sukcesu Motoru w rywalizacji półfinałowej i jednocześnie będzie kluczem dla lublinian w walce o złoto. Tylko jego skuteczna jazda pozwoli Koziołkom rywalizować na równi z drużyną z Wrocławia. Słabiej niż zwykle zaprezentował się w niedzielę Grigorij Łaguta. Kapitan Motoru jest jednak w pewnym stopniu usprawiedliwiony – po dwóch „jedynkach” zanotował on defekt oraz zaliczył groźnie wyglądający upadek, który wykluczył go z dalszej rywalizacji. Kciuki lubelskich fanów zaciśnięte są obecnie w oczekiwaniu na poprawę stanu zdrowia Łaguty, którego występ w finale jest zagrożony. Całą formację seniorską oceniam na czwórkę z plusem. Taką samą notę wystawiłabym juniorom Motoru. Wiktor Lampart oraz Mateusz Cierniak pewnie wygrali bieg młodzieżowy 5:1, a później potrafili napsuć krwi bardziej doświadczonym rywalom. Zdobywając łącznie dziewięć punktów i trzy bonusy, udowodnili, że nie bez przyczyny nazywa się ich najlepszą parą juniorską w Polsce.

W drużynie gości po raz kolejny widać było nierówną formę większości zawodników. Na pochwałę zasługuje po raz kolejny tylko Bartosz Zmarzlik. Mistrz świata dwoił się i troił, by odrobić straty, jednak w pojedynkę nie mógł za wiele osiągnąć. Zakończył mecz z 16 punktami, ulegając jedynie wspomnianemu wcześniej Michelsenowi. Po osiem „oczek” do mety przywiozła trójka: Szymon Woźniak, Anders Thomsen oraz Martin Vaculík. Dla wszystkich spotkanie w Lublinie było prawdziwą sinusoidą – każdy z wymienionych ma na swoim koncie indywidualne zwycięstwo, niemniej nie brakuje tam też „zer” oraz „jedynek”. Można to oczywiście tłumaczyć tym, że zawodnicy Stali dopiero co wrócili po kontuzjach, jednak na tyle doświadczeni żużlowcy powinni lepiej zaprezentować się w tak prestiżowych zawodach. Bez punktów mecz zakończył Marcus Birkemose. Duńczyk zastąpił w składzie Rafała Karczmarza i po raz kolejny pokazał, że pozycja U-24 to jedna z największych bolączek gorzowian w tym sezonie. Formację seniorską Stali oceniam na trójkę. Kibice więcej spodziewali się też po juniorach. Wiktor Jasiński starał się walczyć chociażby ze swoimi vis-à-vis z Lublina, ale wystarczyło to jedynie na trzy „oczka”. Jeszcze gorzej zaprezentował się Kamil Nowacki, który za każdym razem przekraczał linię mety jako ostatni. Nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić im dwójkę.

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA