Pierwsze półfinały dla gości

Niedzielne półfinały okazały się zwycięskie dla drużyn gości. Źródło: Facebook / Motor Lublin

Niedzielne mecze PGE Ekstraligi przyniosły kibicom dużo emocji. Gospodarze tych spotkań nie świętowali jednak triumfów. W obu przypadkach zwycięstwo odniosły drużyny przyjezdne. Zarówno we Wrocławiu, jak i w Lublinie panuje duży spokój przed rewanżami i można powiedzieć, że oba zespoły są już jedną nogą w finale. 

MOJE BERMUDY STAL GORZÓW – MOTOR LUBLIN

Pierwsza para półfinałowa PGE Ekstraligi wyglądała na bardzo wyrównaną. Gorzowianie dysponowali pewniejszymi liderami, którzy potrafili rozstrzygać mecze na swoją korzyść, natomiast mocą Koziołków byli bez wątpienia juniorzy, a także przedstawiciel U-24, czyli Dominik Kubera. Problemem gospodarzy przed niedzielnym spotkaniem wydawała się niepewna forma powracających po kontuzji zawodników, których w drużynie Stanisława Chomskiego było aż trzech. Rzeczywistość okazała się dla Żółto-Niebieskich brutalna – od początku półfinałowej rywalizacji nie mogli oni odnaleźć się na własnym torze, a jedynym zawodnikiem, który regularnie pokonywał swoich rywali, był Bartosz Zmarzlik. Motor zaskoczył wielu ekspertów i bez kompleksów jechał na nielubianym przez siebie owalu w Gorzowie. Już po pierwszej serii prowadził 14:10 i z biegiem spotkania tylko powiększał swoją przewagę. Nie zważając na kilka sędziowskich kontrowersji, żużlowcy z Lublina potrafili utrzymywać nerwy na wodzy i zdominować przeciwników. Ostatecznie Motor wygrał ze Stalą Gorzów aż 49:41 i można powiedzieć, że jest już jedną nogą w finale ligi. Wystarczy, że powtórzy skuteczną i przy tym efektowną jazdę w swojej twierdzy przy Alejach Zygmuntowskich. Stalowcy natomiast nie mogą polegać jedynie na geniuszu Zmarzlika – do awansu potrzebują zdecydowanej poprawy u każdego ze swoich zawodników.

W ekipie gospodarzy na pochwałę zasługuje tak naprawdę dwóch zawodników. Klasą samą dla siebie i moim osobistym MVP meczu był Bartosz Zmarzlik. Mistrz świata wręcz bawił się na swoim domowym torze i wyprzedzał swoich rywali czasem nawet o całą prostą. W niedzielnym spotkaniu za każdym razem przyjeżdżał na linię mety na pierwszej pozycji i zdobył łącznie aż 18 punktów. Dobre zawody zaliczył również Anders Thomsen. Duńczyk starał się dotrzymywać kroku swojemu młodszemu koledze, jednak wystarczyło to na jedno indywidualne zwycięstwo oraz 10 „oczek”. Zawiodło dwóch gorzowskich rekonwalescentów. Po Szymonie Woźniaku i Martinie Vaculíku widać było jeszcze skutki wcześniejszych upadków. Szczególnie Słowak, który na co dzień wręcz fruwał po owalu na Stadionie im. Edwarda Jancarza, w niedzielę nie potrafił wyprzedzać swoich przeciwników. Stalowcy zdobyli odpowiednio sześć oraz pięć punktów. Zawodnicy U-24 z kolei nie mogli się pochwalić jakimkolwiek dorobkiem. Rafał Karczmarz i Marcus Birkemose wyjechali na tor po razie i nie byli w stanie nawiązać walki z żadnym z rywali. W następnych biegach byli oni zastępowani przez swoich kolegów. Całej formacji seniorskiej Stali wystawiam trójkę z minusem i to tylko ze względu na bezbłędną jazdę Zmarzlika. Fatalnie zaprezentowali się również juniorzy. Kamil Nowacki po zerze i wjechaniu w taśmę nie stanął na starcie już żadnego wyścigu, natomiast Wiktor Jasiński powalczył tylko w dwóch gonitwach, z których wywalczył po „jedynce”. Nie mogę ocenić ich wyżej niż na dwójkę. Stal tak naprawdę zaprzepaściła swoją szansę na awans do finału już w pierwszym meczu. W niedzielnym starciu z Motorem nie miała żadnych argumentów na pokonanie rywala i teraz tylko cud może dać im przepustkę do żużlowego raju.

Drużyna gości stanowiła w niedzielę dobrze pracujący monolit. Każdy z żużlowców Motoru pojechał na miarę swoich możliwości. Dwóch zawodników osiągnęło dwucyfrowe wyniki. Najlepiej punktującym okazał się Mikkel Michelsen (12 pkt). Duńczył przegrał na trasie tylko z Woźniakiem i podwójnie z Zmarzlikiem. Po raz kolejny stanowił on bardzo pewny punkt swojej ekipy. Dwa „oczka” mniej zanotował Grigorij Łaguta, który po niemrawym początku odnalazł odpowiednie ustawienia i dowoził bardzo cenne wyniki. Po osiem punktów wywalczyli Dominik Kubera oraz Krzysztof Buczkowski. Szczególnie jazda tego drugiego mogła być zaskoczeniem. Obaj Polacy imponowali na trasie zadziornością. Nie było dla nich straconych pozycji. Z łatwością mijali swoich rywali, co jest tym bardziej niezwykłe, iż dla obu tor w Gorzowie nie okazywał się w przeszłości łaskawy. Swoje „oczka” zdobył też Jarosław Hampel. Autor pięciu punktów wydawał się w niedzielę dość chimeryczny – potrafił przyjechać jako pierwszy, miał jednak również dwa „zera”. Formację seniorską Lublina oceniam na piątkę. Tę samą notę wystawiłabym zresztą lubelskim juniorom. Wiktor Lampart oraz Mateusz Cierniak nie osiągnęli wybitnego jak na nich dorobku punktowego (łącznie sześć „oczek”), niemniej muszę pochwalić ich za wyjątkowo odważną jazdę. Młodzieżowcy nie bali się atakować na obcym torze bardziej doświadczonych rywali i bardzo często psuli wiele krwi faworytom starć. Tylko taka postawa pozwoliła Motorowi na osiągnięcie tak dużej przewagi przed meczem rewanżowym. Jego zawodnicy zaprezentowali się świetnie. Dla mnie było to jedno z ich najlepszych spotkań od powrotu do elity. Patrząc na to, jak Koziołki pojechały na trudnym torze w Gorzowie, wielu ekspertów już teraz widzi ich w wielkim finale PGE Ekstraligi.

FOGO UNIA LESZNO – BETARD SPARTA WROCŁAW

Przed meczem wszystkie typy wskazywały na wygraną Betardu Sparty Wrocław. Nie było w tym nic dziwnego. Wrocławscy żużlowcy przez 14 spotkań rundy zasadniczej zgromadzili 30 dużych punktów i od dawna zajmowali fotel lidera. Do tego Unia Leszno wyraźnie notowała spadek formy. Czwarte miejsce w tabeli i 22 duże „oczka” ubiegłorocznych drużynowych mistrzów Polski sugerowały, że awans do finału raczej nie jest im pisany. Goście zaznaczyli swoją dominację już w drugim biegu. Młodzieżowcy z Wrocławia wygrali podwójnie i zapoczątkowali zwycięską passę. Po pierwszej serii Spartanie prowadzili sześcioma „oczkami” i mimo starań leszczynianom nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Były momenty, w których różnica punktowa wynosiła zaledwie dwa „oczka”, jednak goście szybko ją powiększali. Po każdym dużym uderzeniu Biało-Niebieskich następowała szybka odpowiedz Żółto-Czerwonych. Dominację Spartan łatwo zauważyć, przyglądając się statystykom związanym z wygranymi wyścigami. Gospodarze na swoim torze zaledwie cztery razy zwyciężyli w biegu, gościom natomiast udało się to zrobić siedmiokrotnie. Ostatecznie wrocławianie wyjechali z Leszna z ośmiopunktową zaliczką (41:49).

Wśród zawodników Unii Leszno na próżno szukać lidera. Choć Jaimon Lidsey, zdobywca 11 „oczek” w sześciu startach, był najjaśniejszym punktem drużyny, nie prezentował się tak samo przez całe spotkanie. „Trójki” przedzielały „jedynki” i „zerówki”. Drugim w kolejności okazał się Jason Doyle, który wywalczył 10 „oczek” w sześciu wyścigach. Australijczyk także jeździł w kratkę. Dziwi fakt, że Piotr Baron w biegach nominowanych dwa razy dał szansę właśnie jemu, a nie prezentującemu się w podobny sposób Emilowi Sajfutdinowi, którego ostatnią zdobyczą była „trójka”. Rosjanin zapisał przy swoim nazwisku siedem punktów. Po sześć „oczek” dołożyli Piotr Pawlicki i Janusz Kołodziej. Moja ogólna ocena poczynań seniorów to dostateczny. Ze względu na to, że był to występ domowy, gospodarze nie zasługują na wyższą notę. Przysłowiowym strzałem w stopę okazał się dla leszczynian twardy tor. Widać, że Unia nie odrobiła lekcji z meczu z Zieloną Górą, gdyż popełniła ten sam błąd. Chcąc osłabić przyjezdnych inną nawierzchnią, Byki zaskoczyły samych siebie. Z oceną kadry juniorskiej zamierzam się wstrzymać. Ich jazda była tak zła, że nie zasługuje na żaden komentarz. Już kolejny raz potwierdziła się za to zasada, że bez juniorów nie ma co liczyć na dobre wyniki.

Przyjezdni z pewnością muszą być zadowoleni ze swojego niedzielnego meczu. Drużyna Sparty Wrocław od początku sezonu pokazuje, że ma wielkie aspiracje i nie da łatwo za wygraną. Aż trzech wrocławskich żużlowców mogło pochwalić się dwucyfrowym wynikiem. Najwięcej punktów wywalczył Maciej Janowski (11 pkt). Mimo to Polak zdołał przyjechać na pierwszym miejscu tylko raz. Drugim najlepszym zawodnikiem gości był Tai Woffinden, zdobywca dziesięciu „oczek”. Tyle samo punktów uzbierał Artiom Łaguta. Choć na początku jego występ był niemrawy, później Rosjanin dorzucił aż trzy „trójki”. Na miano dobrej drugiej linii zasłużył Gleb Czugunow (7 pkt). Najsłabszym ogniwem okazał się Daniel Bewley, który zdobył tylko dwa „oczka” i nie zachwycił swoją jazdą. Mimo to wystawiam wrocławskim seniorom piątki. Trudno znaleźć w Ekstralidze drużynę, która jest tak skuteczna. Niedzielne spotkanie z Unią Leszno było ich dwunastym triumfem z rzędu. Na pochwałę zasługują również juniorzy. Przemysław Liszka i Michał Curzytek nie tylko wygrali podwójnie wyścig młodzieżowy, ale także dołożyli „oczka” w późniejszych starciach. Rajderem meczu wybrano Liszkę, z czym się zgadzam. Ten 21-letni zawodnik przez cztery okrążenia skutecznie odpierał ataki Janusza Kołodzieja i tym samym razem z Bewleyem dowiózł 4:2 dla swojej drużyny. Juniorom również stawiam piątki.  

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA