Ostateczne rozstrzygnięcia

Wrocławianie po 15 latach ponownie cieszą się z mistrzostwa Polski. Źródło: Instagram/1magic1

Po pół roku rywalizacji w PGE Ekstralidze przyszedł czas na najważniejsze rozstrzygnięcia. Na mistrzowski tron po 15 latach powrócili wrocławianie, którzy po jednym z najbardziej emocjonujących finałów w historii pokonali Koziołki z Lublina. Brąz trafił do gorzowskiej Stali, a poza podium znalazła się leszczyńska Unia.

MOJE BERMUDY STAL GORZÓW – FOGO UNIA LESZNO

Faworytem do brązowego medalu PGE Ekstraligi byli gorzowianie, którzy w pierwszym meczu osiągnęli ośmiopunktową przewagę. Choć od początku niedzielnego spotkania rywalizacja była wyrównana, to gospodarze kontrolowali jej przebieg. Nawet jeśli przegrywali biegi, to szybko potrafili skontrować przeciwnika. Widać to było już po czwartej gonitwie, kiedy to Unia miała dwupunktową przewagę, którą straciła…już w następnym wyścigu. Do końca meczu Byki nie mogły zbliżyć się wynikiem do gorzowian. Gospodarze zapewnili sobie trzecie miejsce w lidze już po 13. biegu i mogli jedynie pluć sobie w brodę, że formy z „finału pocieszenia” nie pokazali tydzień wcześniej w rywalizacji półfinałowej. Unii natomiast po raz pierwszy od pięciu lat zabrakło na ligowym podium. Patrząc jednak na jazdę młodzieżowców, kibice Byków mogą mieć nadzieję, że za rok ich ulubieńcy wrócą do walki o najwyższe cele.

W drużynie brązowych medalistów na pochwałę zasługuje cała formacja seniorska. Najlepiej punktującym zawodnikiem był, bez zaskoczenia, Bartosz Zmarzlik. Mistrz świata i mój MVP meczu stracił w niedzielę jeden punkt w swoim pierwszym biegu. Później natomiast był niedościgniony przez przeciwników, którzy bardzo często nie łapali się nawet na szprycę kapitana Stali. Dwucyfrowe wyniki osiągnęli również Martin Vaculík oraz Szymon Woźniak. Autorzy odpowiednio 12 i 11 „oczek” byli bardzo szybcy na trasie i zdecydowanie poprawili się względem półfinałowej rywalizacji, kiedy to jeszcze odczuwali skutki wcześniejszych upadków. Warto przy tym dodać, że Słowak w trakcie spotkania przekazał nowinę, iż pozostaje na następny sezon w Stali, czym ucieszył obecnych na stadionie kibiców. Trochę słabiej niż zwykle zaprezentował się Anders Thomsen. Duńczyk wygrał indywidualnie jedynie ostatnią gonitwę. Wcześniej potrafił przegrać nawet z juniorem gości. Ostatecznie zakończył mecz z siedmioma punktami. Swoje „oczka” dorzucił Rafał Karczmarz. Zawodnik u-24 miał dobry początek spotkania, jednak później zgubił ustawienia i zanotował aż dwa „zera”. Całą formację oceniam na piątkę z minusem. Po raz kolejny w tym sezonie słabo pojechali juniorzy. Wiktor Jasiński oraz Kamil Nowacki w swoich ostatnich zawodach jako młodzieżowcy przywieźli do mety po jednym punkcie, co, patrząc na to, iż mecz był rozgrywany na ich domowym torze, można traktować jako rozczarowanie. Wystawiam im więc dwójkę. Mimo licznych kontuzji Stal powinna zaliczyć sezon do udanych. Kibice tego klubu zacierają już ręce przed następną edycją zmagań. W Gorzowie zostają wszyscy seniorzy, a na pozycje juniorskie oraz u-24 zaplanowano wzmocnienia. Jeśli wszystkie plany zarządu się powiodą, Stalowcy będą jednymi z największych faworytów do złota.

W drużynie Unii dostrzec można było zupełnie inną sytuację niż u gorzowian. W niedzielę pierwszoplanowe role odgrywali juniorzy. Krzysztof Sadurski co prawda zdobył tylko dwa „oczka” w biegu młodzieżowym, ale już Damian Ratajczak okazał się prawdziwą gwiazdą. 16-latek, który w tym sezonie zadebiutował w PGE Ekstralidze, fruwał na gorzowskim owalu i zdobył siedem punktów oraz dwa bonusy. Junior świetnie startował, a na trasie tak umiejętnie się bronił, że w pokonanym polu zostawiał bardziej doświadczonych rywali. Ratajczak jest dla leszczyńskich kibiców jedną z największych niespodzianek, a także nadzieją na następne lata. Formację młodzieżową oceniam na piątkę. W przypadku seniorów nie było już tak kolorowo. Co prawda mieli oni w swoich szeregach dwóch żużlowców, którzy zdobyli dwucyfrowe wyniki (byli to Emil Sajfutdinow oraz Jason Doyle – kolejno 11 i 10 punktów), jednak reszta składu zawiodła oczekiwania kibiców. Piotr Pawlicki zaprezentował się lepiej niż w pierwszym meczu, niemniej, oprócz wykluczenia za upadek, zanotował tylko sześć punktów. Ani jednego biegowego zwycięstwa nie wywalczył również Janusz Kołodziej. Zdobywca pięciu „oczek” przez całe spotkanie nie potrafil dopasować ustawień sprzętu i wyraźnie męczył się na torze. Zupełnie zawiódł Jaimon Lidsey. Australijczyk po dwóch „zerach” nie wyjechał już do następnych biegów i był zastępowany przez juniorów. Całą formację oceniam na trójkę z minusem. Obecny sezon Unia zakończyła na spodziewanym przez wielu ekspertów miejscu. W przyszłym roku drużyna będzie musiała się bardzo postarać, by znów powalczyć o medale. Chociaż formacja juniorska wygląda obiecująco, skład seniorski może stanowić problem. Zespół opuszcza jeden z liderów – Emil Sajfutdinow, a jego zastępca zapewne nie zaprezentuje podobnego poziomu sportowego. Jeśli jednak pozostali zawodnicy wrócą na odpowiednie tory, leszczynianie ponownie powinni mieć dużą siłę rażenia.

BETARD SPARTA WROCŁAW – MOTOR LUBLIN

Mecz finałowy we Wrocławiu był wyjątkowy pod wieloma względami. Po pierwsze, zawodnicy zaczynali spotkanie od zera. Wynik pierwszych zawodów wyniósł 45:45, więc nie był na korzyść ani jednej, ani drugiej drużyny. Po drugie, brał w nim udział beniaminek z 2019 roku. Motor Lublin to zespół, który w dwa lata odniósł ogromny sukces i zdecydowanie zasłużył na to, by walczyć o najwyższe cele. Zawody aż do 11. biegu okazały się bardzo wyrównane. Na każdy wygrany przez Spartę wyścig, lublinianie odpowiadali swoim zwycięstwem. W rezultacie dwoma punktami prowadzili albo Spartanie, albo Koziołki. Sytuacja zmieniła się po 12. gonitwie, kiedy to gospodarze wyszli na czteropunktowe prowadzenie. Wrocławianie przypieczętowali mistrzostwo już w następnym biegu, zwyciężając go podwójnie. Ośmiopunktowa przewaga spowodowała, że lublinianie nie mieli szans na zwycięstwo w tym meczu. Gospodarze ostatecznie wygrali 50:40 i stali się nowymi drużynowymi mistrzami Polski.

Najlepszym zawodnikiem wśród mistrzów był Artem Łaguta. Po kiepskim czwartkowym meczu Rosjanin wrócił na właściwe tory. Żużlowiec zdobył 13 punktów w pięciu wyścigach. W Sparcie jak zwykle było jeszcze dwóch zawodników, którzy zanotowali wynik dwucyfrowy – Maciej Janowski zgarnął 12, a Daniel Bewley 10 „oczek”. Najsłabszym ogniwem, oprócz juniorów, okazał się Gleb Chugunow. Mimo to Rosjanin raz przyjechał do mety na pierwszym miejscu i to w kluczowym momencie spotkania. Postawę seniorów oceniam na piątkę. Świetny mecz, świetne ściganie, ale przede wszystkim równa jazda przez cały sezon zaowocowała drużynowym mistrzostwem. Juniorzy, niestety jak zwykle, zawiedli. Michał Curzytek nie zapunktował w meczu, a jego kolega, Przemysław Liszka, zdobył dwa punkty, z czego jeden „programowy”, gdyż dojechał do mety jako trzeci w podwójnie przegranym wyścigu juniorskim. Młodzieżowców oceniam na dwójkę, pamiętając jednak o tym, że mimo wszystko w wielu sytuacjach w sezonie wykazywali się oni dobrą jazdą. Do przyszłego roku mistrzowski skład nie powinien ulec szczególnym zmianom. Jak na razie wiadomo jedynie o tym, że konieczne będzie znalezienie zastepstwa dla Przemysława Liszki, który kończy 21 lat.

Goście znów jechali bez Grigorija Łaguty. Mimo to Motor wykazał się niesamowitą wolą walki. Beniaminek z 2019 roku dokonał tego, o czym inne drużyny wchodzące do Ekstraligi mogą tylko pomarzyć. Po 30 latach żużlowcy ponownie wrócili do Lublina z medalem. Najlepszym zawodnikiem Koziołków był Mikkel Michelsen. Duńczyk w siedmiu biegach zdobył 13 „oczek”. Dominik Kubera dołożył 10 punktów. Rolę drugiej linii odegrał Jarosław Hampel, któremu udało się zdobyć jedynie siedem „oczek”. Występ Polaka na pewno nie należał do jego najlepszych. Zdecydowanie najsłabszym ogniwem w zespole był Krzysztof Buczkowski, który dorzucił do wyniku trzy punkty. Seniorzy w mojej ocenie zasłużyli na czwórkę. Sekcja juniorska nie popisała się, jednak młodzieżowcy gości pojechali dużo lepiej niż ci gospodarzy. Wiktor Lampart zdobył pięć punktów, a Mateusz Cierniak dwa. Juniorom stawiam czwórkę z plusem. Jeśli w przyszłym roku skład zostanie utrzymany, a wszystko na to wskazuje, to Motor znów będzie mocnym kandydatem do play-offów.

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA