Last dance Heynena


Vital Heynen żegna się z kadrą siatkarzy. Źródło: Katarzyna M. Kozłowska / Wikimedia Commons

Zdobył sześć z ośmiu możliwych medali w turniejach międzynarodowych, stworzył z reprezentacji polskich siatkarzy dobrze naoliwioną maszynę, a swoją otwartością rozkochał w sobie liczne grono osób. Vital Heynen po trzech latach żegna się z kadrą Biało-Czerwonych i – mimo wielu sukcesów – pozostawia po sobie nutkę rozczarowania.

Kiedy w 2018 roku Vital Heynen przejmował kadrę siatkarzy, wielu ekspertów zastanawiało się, czy porywczy Belg pasuje do polskiej mentalności. Początek jego pracy nie był zresztą wymarzony. W Lidze Narodów, czyli pierwszych zawodach z nim na ławce, polskich siatkarzy zabrakło na podium. Jak się później okazało, był to jeden z zaledwie dwóch turniejów, z którego w czasie kadencji Heynena nie udało nam się przywieźć medalu.

Sukcesami reprezentacyjnymi Belg nawiązywać może do legendarnego Huberta Jerzego Wagnera. Obaj selekcjonerzy poprowadzili Biało-Czerwonych do złota mistrzostw świata oraz medali mistrzostw Europy. Popularny „Kat” miał jednak w kolekcji jedno trofeum, którego nie udało się zdobyć kadrze Heynena – mowa o krążku igrzysk olimpijskich.

Łyżka dziegciu

Wszyscy zapewne pamiętają, z jakimi nadziejami nasi siatkarze jechali do Tokio. Nie mówiono jedynie o medalu – Polacy byli faworytami do złota. Od początku turnieju gra naszej kadry jednak nie porywała, niemniej kibice byli uspokajani zapewnieniami, że najwyższą formę zawodnicy mają pokazać dopiero w starciu półfinałowym.

Polacy co prawda świetnie zaczęli mecz z Francuzami (od wygranego seta), jednak finalnie nie wystarczyło to na pokonanie Trójkolorowych. Znowu byliśmy świadkami łez smutku i przepraszania przed kamerami. Trzeba było odłożyć marzenia na kolejne lata. Dziwić nie mogły głosy rozczarowania, ale też konstruktywnej krytyki również w kierunku samego trenera. Już wtedy pojawiały się doniesienia, że Heynen zrezygnuje z prowadzenia naszej kadry. Potwierdziło się to niedługo później, po Mistrzostwach Europy współorganizowanych przez nasz kraj.

Słodko-gorzkie pożegnanie

To właśnie na ME Heynen i jego armia wywalczyli ostatni za kadencji Belga medal. Brąz nie był może trofeum rekompensującym olimpijskie smutki, ale dopełnił trzyletnią przygodę pełną sukcesów. Heynen oprócz tego, że poprowadził kadrę do wielu triumfów, był chwalony za swoje przywiązanie do naszego kraju oraz interakcje z kibicami. Mowa tutaj nie tylko o każdorazowym śpiewaniu polskiego hymnu czy nauce naszego języka, ale też przemowach do trybun po ważnych turniejach.

Z drugiej strony od pewnego czasu widać było, że pewna formuła się wyczerpała. Atmosfera między samymi siatkarzami a trenerem nie wyglądała jak ta na początku. Czarę goryczy przelał sam Heynen, kiedy opuścił zespół w czasie Ligi Narodów, by pojechać do Zakopanego. Później okazało się, że czekała tam nie tylko druga część drużyny, ale i kontrakt z Sir Safety Perugia. Fakt, iż Belg był również trenerem klubowym, wcale nie ułatwiał jego pracy w Polsce. Wielu zarzucało mu, że przez obowiązki we Włoszech zaniedbuje kadrę i nie wie, jaka jest forma zawodników. Te kilka elementów złożyło się na to, że – mimo ogromnego potencjału osobowego – igrzyska nie były udane, a w konsekwencji – po kadencji Belga pozostał spory niedosyt. Wydaje się, że to dobry czas na zmianę.

Nadzieja na przyszłość

Po igrzyskach kilku siatkarzy głośno zastanawiało się nad końcem reprezentacyjnej kariery. O nowe gwiazdy kibice nie powinni się martwić, gdyż na każdą pozycję znaleźć można po kilku zdolnych zawodników, mogących zdobywać kolejne medale. Największą zagadką pozostaje kwestia tego, kto ich poprowadzi. W kuluarach usłyszeć można kilka nazwisk, jednak na pierwszy plan wybija się jedno – Nikola Grbić.

Były siatkarz oraz niedawny trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle wygrał z tym klubem wszystko, co mógł. O tym, że jest on najpoważniejszym kandydatem na stanowisko selekcjonera, w wywiadzie dla RMF FM opowiadał Sebastian Świderski, nowo wybrany prezes PZPS, a w przeszłości prezes… ZAKSY. Nie można się dziwić, że panowie do niedawna święcący triumfy w jednym klubie chcą ramię w ramię kontynuować medalowe żniwa reprezentacji.

Spokojny, małomówny i skoncentrowany na postawionym zadaniu Serb jest przeciwieństwem Heynena. Wydaje się, że taka odmiana mogłaby dobrze wpłynąć na naszą kadrę. Plusem jest również fakt, iż Grbić pracował w polskiej lidze i mógłby wprowadzać do zespołu świeżą krew, co jest ważne w kontekście kolejnych igrzysk. Patrząc na pracę 48-latka w Kędzierzynie-Koźlu, żaden kibic w przypadku wyboru Serba na selekcjonera nie powinien obawiać się o polskich siatkarzy.

Marta Kotecka