Strefy wolne od dofinansowania?

Strefy Wolne od LGBT objęły swoim zasięgiem blisko 1/4 Polski
Źródło: wikimedia commons, autor: Bartosz Staszewski

Polskie samorządy, które przyjęły dyskryminujące uchwały, najwyraźniej nie spodziewały się tak zdecydowanej reakcji instytucji unijnych. Groźba utraty funduszów sprawia, że kolejne gminy i województwa pospiesznie wycofują haniebne deklaracje. W obozie rządowym nie brakuje oburzonych tą „kapitulacją” głosów, w klasyczny sposób łączących homofobię z antyeuropejską narracją.

O „strefach wolnych od LGBT” zrobiło się głośno w 2019 roku. Do rozpowszechnienia tego terminu przyczyniły się kontrowersyjne naklejki dołączone do „Gazety Polskiej”. Jednakże wprowadzenie deklaracji przez samorządy miało być niejako wyrazem sprzeciwu wobec polityki prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, który zapowiedział wsparcie ratusza dla społeczności LGBT. Prawica zręcznie podgrzewała emocje wokół sprawy, strasząc „seksualizacją dzieci” oraz „gender”. Powstanie stref zbiegło się w czasie z eskalacją nienawiści i kłamstw wymierzoną w mniejszości seksualne. Jej apogeum przypadło na ubiegłoroczną kampanię prezydencką, kiedy to walczący o reelekcję Andrzej Duda mówił o osobach LGBT jako o „ideologii, nie ludziach”. Zresztą, ostatnie lata obfitują w skandaliczne wypowiedzi polityków z najwyższego szczebla. Chociażby ministra edukacji Przemysława Czarnka, który wielokrotnie szokował swoją homofobią mówiąc o „nienormalnych ludziach” i „jakichś tam prawach człowieka”. Joachim Brudziński z kolei przekonywał na Twitterze, że „Polska bez LGBT jest piękniejsza”. Niebagatelny udział w tej wojnie światopoglądowej miał też Kościół Katolicki, którego głosem był często arcybiskup Marek Jędraszewski, przestrzegający wiernych przed „tęczową zarazą”. Biorąc pod uwagę stosunkowo niski poziom tolerancji w Polsce, mniejszości seksualne stanowią łatwy cel dla propagandy rządzących. To nie pierwszy raz, gdy PiS szuka kozła ofiarnego dla swoich doraźnych celów politycznych.


Problem stref został nagłośniony przez aktywistów. Bart Staszewski ustawiał tablice informujące wjeżdżających o przyjętych przez daną gminę deklaracjach. Zdjęcia ukazujące znaki obiegły świat, zwracając uwagę na problem zinstytucjonalizowanej homofobii w Polsce. Rządzący wypierali się tego wielokrotnie, także na forum międzynarodowym, przekonując, że w Polsce nikt nie jest dyskryminowany. Prawda jest jednak boleśnie odległa od tych zapewnień. Według corocznego badania ,,Rainbow Europe” przygotowywanego przez ILGA zajmujemy ostatnie miejsce wśród państw UE pod kątem respektowania praw osób LGBT. Władze na szczeblu krajowym i lokalnym lekceważyły wątpliwości i apele płynące zza granicy. Do czasu.
W lipcu br. Komisja Europejska wysłała do władz pięciu województw (małopolskiego, lubelskiego, świętokrzyskiego, podkarpackiego i łódzkiego) żądanie zrewidowania wprowadzonych przepisów. Początkowy brak reakcji ze strony polskiej przybliżał KE do wstrzymania funduszów unijnych, tak kluczowych dla rozwoju samorządów. W województwach, powiatach i gminach „wolnych od LGBT” wybuchła debata. Gorącym orędownikiem pozostania przy deklaracjach był przewodniczący sejmiku województwa małopolskiego, ojciec prezydenta RP, Jan Tadeusz Duda. Podczas dyskusji nad ultimatum postawionym przez KE zaproponował kosmetyczną zmianę terminów zawartych w przepisach, polegającą na zastąpieniu terminu „ideologia LGBT” kuriozalnym sformułowaniem „ideologia płciowości kulturowej”. W ten sposób chciał „przechytrzyć” KE i utrzymać dotacje dla Małopolski. W rozmowie z „Newsweekiem” ojciec prezydenta stwierdził, że „homoseksualizm jest zjawiskiem w znacznej mierze zaraźliwym”. W takich oparach absurdu toczyła się gra o środki mające bezpośredni wpływ na jakość życia ponad trzech milionów mieszkańców Małopolski.


Jeszcze do niedawna strefy wolne od LGBT obejmowały blisko jedną czwartą powierzchni naszego kraju. Z ich bieżącym zasięgiem można zapoznać się na stronie atlasnienawisci.pl. Pod koniec wakacji większość deklaracji została wycofana. Nieprzejednane było stanowisko KE, która nie dała się nabrać na puste zapewnienia o „braku jakiejkolwiek dyskryminacji” i „długiej tradycji tolerancji”. Buńczuczne głosy niektórych samorządowców przycichły, kiedy z rządu zaczęły płynąć apele o „zmodyfikowanie” uchwał tak, aby nie wzbudzały więcej wątpliwości w Brukseli. Cztery z pięciu województw uchyliły deklaracje anty-LGBT. Nie oznacza to absolutnie zmiany podejścia obecnej władzy do kwestii praw człowieka. Pokazuje jednak, że cierpliwość Unii wobec poczynań PiS-u się kończy.


Kacper ZIELENIAK