Cztery kąty, Morawiecki piąty

Morawiecki zmiażdżony podczas debaty Parlamentu Europejskiego? Źródło: Krystian Maj/KPRM/flickr.com

– Wystąpienie premiera było takie, że na następny dzień podchodzili do mnie europosłowie i mówili, że mi współczują, że muszę słuchać takich rzeczy – powiedziała europosłanka Róża Thun w programie „Onet Rano”. Co wydarzyło się podczas debaty Parlamentu Europejskiego i czy możemy już mówić o całkowitej wizerunkowej katastrofie dla Polski?

Z racji tego, że decyzję Trybunału Konstytucyjnego z 7 października określono mianem „ataku na europejską wspólnotę wartości”, oficjalnie debata PE dotyczyła kryzysu praworządności w Polsce i prymatu unijnego państwa. Jednakże, jeśli dobrze przysłuchamy się wypowiedziom obecnych na debacie gości, dotrze do nas, że chodziło jak zwykle o pieniądze, a dokładniej o 20 miliardów euro. Chodziło także o wstrzymanie Krajowego Planu Odbudowy, który ma być podstawą wprowadzenia Nowego Ładu, już nie wspominając o byciu głównym promotorem kampanii PiS-u.

W paszczy lwa

Chyba już każdy zdążył zauważyć, że stosunki pisowsko-europejskie są najłagodniej mówiąc napięte. Chociaż 90% Polaków nie chcę opuszczać Unii Europejskiej, to może się okazać, że najprościej w świecie nas stamtąd wyrzucą. Komisja Europejska nie przebierając w słowach, zarzuca nam m.in. podważanie jednej z podstawowych zasad UE, jaką jest praworządność. Debata była świetną okazją do tego, aby dyplomatycznie wyjść z całej sytuacji, możliwe, że nawet obronną ręką. Wystarczyło przyznać się do błędów, wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Europa i w końcu wyciągnąć jakieś wnioski z zaistniałej sytuacji. Czy cokolwiek z tego miało miejsce? Oczywiście, że nie. A taką kolej rzeczy zawdzięczamy naszemu premierowi. Morawiecki na początku swojejprzemowy zarzekał się, że rozwinie polskie stanowisko w kilku podstawowych kwestiach takich jak: kryzys, przed którymi stoi Europa, standardy i reguły, które powinny być takie same dla wszystkich, pluralizm konstytucyjny czy potrzebę różnorodności i wzajemnego szacunku. Plan ambitny. Wykonanie pokraczne i na kilometr śmierdzące hipokryzją.

Woda z mózgu

Według przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen nie można uznać TK za legalny organ, a to oznacza, że nie może on orzekać o tym, czy konstytucja w Polsce została złamana, czy nie. Brak praworządności oznacza brak równości wobec prawa, a to równość jest szczególnie ważna dla KE. Pomimo tego, szef polskiego rządu przez pół godziny ubolewał nad tym, jak niesprawiedliwie jesteśmy traktowani przez UE. Całe przemówienie utrzymane było w tonie absurdu. Im dłużej trwało, tym mniej z niego wynikało. Cóż, najwyraźniej możemy mówić już o „syndromie Morawieckiego”. Im więcej premier mówił, tym trudniej było go zrozumieć. Andrzej Halicki zauważył, że tak naprawdę udzielił tylko jednej konkretnej wypowiedzi. Dotyczyła ona zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej. Reszta to „kłamstwa, których w ciągu minuty nie da się sprostować”. Warto wspomnieć, że każdy, kto zabierał głos podczas debaty, był ograniczony czasem. Każdy prócz naszego szefa rządu, którego przydługie przemówienie wielokrotnie usiłowano przerwać. Niewzruszony Morawiecki kontynuował swoją wypowiedź. Był nawet bezczelny na tyle, żeby upominać europosłów, aby ci mu nie przerywali. Czy takie zachowanie nie jest idealnym odzwierciedleniem stosunków pisowsko-europejskich? W końcu polska władza dostrzega problem wszędzie, tylko nie na własnym podwórku. I w dodatku nie omieszka tych problemów wytykać swoim sąsiadom.

– Nie możemy milczeć, gdy Polska jest atakowana w niesprawiedliwy i stronniczy sposób; niedopuszczalne jest podejmowanie decyzji bez podstawy prawnej i używanie szantażu finansowego (…) Odrzucamy język gróźb i szantaż ze strony instytucji unijnych – dodał Morawiecki.

Katastrofa nie tylko wizerunkowa?

Załóżmy na chwilę, że premier raz w życiu ma rację. Że te całe „szantaże finansowe” mają miejsce, że nie jest to tylko celowy dobór słów, mający na celu nastawienie Polaków przeciwko UE. Czy rzeczywiście jest nas czym straszyć? Czy poradzimy sobie bez pieniędzy unijnych? Nie weźmiemy już pożyczki, którą będzie trzeba spłacać, ale przyjdzie też nam pożegnać się z dotacjami, co oznacza, że będziemy mogli zapomnieć, chociażby o inwestycjach infrastrukturalnych, na których teraz skupia się rząd. Nici z Krajowego Planu Odbudowy. Czy władza rządząca jest na to gotowa? Raczej nie, ale na razie udają, że są. Morawiecki też udawał i to przez blisko 4,5 godziny. Swoją drogą, pewnie wielokrotnie dziękował w duchu, że ma maseczkę na twarzy. Dzięki temu nikt nie widział, jak na przemian blednie i czerwienieje z emocji, bo trzeba przyznać, że debata nie była prowadzona w przyjaznej narracji.

Dwa dni później, 21 października, europosłowie głosowali nad rezolucją w sprawie Polski. Wynik wskazuje na to, że PE wzywa KE do podjęcia natychmiastowych działań w obronie praworządności w Polsce po ostatnim wyroku TK. Czy to oznacza, że możemy spać spokojnie?

Katarzyna RACHWALSKA