Katastrofa w naszych głowach

Udział w marszach klimatycznych może pomóc w przezwyciężeniu depresji klimatycznej.
Źródło: Unsplash/ fot. Callum Shaw

Topnienie lodowców, pożary lasów i susze stały się praktycznie naszą codziennością. Klimat zmienia się na naszych oczach, co sprawia, że coraz częściej obawiamy się o przyszłość naszej planety. Czy zdajemy sobie sprawę, że ten lęk może przemienić się w niebezpieczną dla nas chorobę psychiczną jaką jest depresja?

Klimat zmieniał się od zawsze. Zdarzały się epoki lodowcowe, podczas których nawet nasz kraj pokryty był grubą warstwą lodu. Zdarzały się też nieco cieplejsze okresy, gdy na ziemi nie było lądolodów. Zmiany te ukształtowały naszą planetę, ale działo się to naturalnie – za sprawą zmiany orbity Ziemi czy aktywności wulkanicznej. Niestety, teraz to my jesteśmy jedną z  przyczyn globalnego ocieplenia.

Wykorzystywanie paliw kopalnianych na masową skalę, wycinanie lasów, przemysłowa hodowla zwierząt gospodarczych oraz stosowanie nawozów azotowych sprawia, że do atmosfery przedostają się gazy cieplarniane w ogromnych ilościach. Przez długi czas nie zastanawialiśmy się nad skutkami naszych działań i korzystaliśmy z dobrodziejstwa Ziemi jak tylko mogliśmy. Aż w końcu obudziliśmy się z ręką w nocniku.

Ekologiczna bezsilność

Jeszcze parędziesiąt lat temu zmniejszając emisję gazów cieplarnianych mogliśmy zapobiec katastrofie klimatycznej. Dziś jest na to za późno – obecnie skutki naszych działań możemy jedynie odłożyć w czasie. 

Możemy myśleć, że wcielając do swojego życia proekologiczne działania wybieramy mniejsze zło. Samochody elektryczne zamiast spalinowych? Uważa się je za zdrowsze dla naszej planety, bo nie potrzebują benzyny i dzięki temu emitują o wiele mniej dwutlenku węgla. Ale czy tak jest naprawdę? Produkcja samochodów w fabrykach, także skutkuje emisją ogromnej ilości gazów cieplarnianych. Zużyte baterie, wykorzystywane w samochodach elektrycznych stają się toksycznymi śmieciami. Nie da się z nimi nic zrobić – obecnie nie nadają się nawet do recyklingu. Mając to wszystko na uwadze, trudno jest nie oprzeć się wrażeniu, że nie jesteśmy w stanie zrobić nic. Niemoc powoduje, że zmiany klimatu przeżywamy coraz bardziej emocjonalnie, a to w perspektywie czasu może doprowadzić do zaburzeń psychicznych. 

Obawa o przyszłość

Troska o planetę sprawia, że globalne ocieplenie w znacznym stopniu wpływa na naszą psychikę. Stany lękowe, kłopoty ze snem czy ataki paniki – to codzienność tych, którzy boją się, jak zmiany klimatu wpłyną na rzeczywistość przyszłych pokoleń. Do tych symptomów należy dodać także obniżone samopoczucie i brak łaknienia. Wszystko to składa się na depresję klimatyczną. Psychologowie starają się jednak unikać takiego sformułowania. Według nich zdecydowanie bardziej odpowiednie jest nazywanie emocji po imieniu niż medyczna terminologia. Niemniej, depresja klimatyczna staje się rzeczywistością. Jesteśmy coraz bardziej świadomi zagrożeń, jakie czekają na nas w przyszłości. Stąd też jest coraz więcej osób, które utożsamiają się z tą odmianą depresji. Jednak nie każdy, kto zdaje sobie sprawę z globalnego ocieplenia, popada w stan obniżonego poczucia emocjonalnego. Dlaczego więc niektóre osoby doświadczają tej choroby?

– Istotna jest kwestia pewnej wrażliwości. Osoby, które są bardzo wyczulone na różnego rodzaju problemy związane ze środowiskiem czy cierpienie zwierząt mogą być bardziej podatne na silny stan obniżenia nastroju ze względu na zmiany klimatu – mówi psycholożka, dr hab. Beata Pająk-Patkowska.

Nie żyjemy w pustce

Uświadomienie sobie tego, że sami nic nie zdziałamy, może sprawić, że nasz stan psychiczny się pogorszy. W konsekwencji prócz lekkiego przygnębienia możemy czuć także, że nasze działania nic nie znaczą i są bezsensowne. Od tego nie daleko już jest do obojętności na to, co się dzieje. To jednak nie poprawia naszego stanu psychicznego. Sprawia jedynie, że czujemy się jeszcze gorzej niż przedtem. Nie pomaga tutaj także świadomość, że nie wszystko możemy zrobić. Wydaje się, że to łatwe – wprowadzić niektóre proekologiczne rozwiązania. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Ze względu na różne sytuacje życiowe musimy zrezygnować z pewnych działań na rzecz środowiska. Osoby mieszkające poza miastami nie mogą od tak zrezygnować z samochodów. Ktoś na przykład ze względów zdrowotnych nie może kupować używanych ubrań, choć bardzo chciałby ograniczyć przemysł fast fashion.

 Na depresję klimatyczną ma także wpływ środowisko, w którym przebywamy. Arogancja bliskich nam osób może być frustrująca. To jednak nie wszystko. Ze względu na brak zrozumienia możemy czuć się wyobcowani. Nasz lęk o dobro planety może zostać zlekceważony, a to tylko pogłębia depresję. Samotność w tym wszystkim jest niezwykle krzywdząca dla naszej psychiki. W tym trudnym dla nas czasie wsparcie bliskich jest niezastąpione.

– Jeżeli otoczenie mówi ,,Widzisz, że jest taki problem, to zacznij działać” to jest większe prawdopodobieństwo, że taka osoba wybierze proaktywną postawę. To też pokazuje pewną kluczową różnicę pomiędzy depresją klimatyczną, a depresją jako taką. W przypadku depresji bliscy osoby chorej nie mogą zrobić zbyt wiele. Nie mogą powiedzieć tej osobie „weź się w garść i przestań płakać”, ponieważ to nie zadziała, a jeszcze może pogorszyć sytuację. Myślę, że w przypadku tzw. depresji klimatycznej taka zachęta ze strony otoczenia może wywołać pozytywny efekt – dr hab. Beata Pająk-Patkowska komentuje wpływ naszego najbliższego otoczenia na sposób przechodzenia depresji klimatycznej.

Aktywna postawa wobec globalnego ocieplenia, to jedna z wielu dróg radzenia sobie z zaburzeniami psychicznymi związanymi ze zmianą klimatu.

Aktywizacja leczy

Każda osoba na depresję klimatyczną reaguje zupełnie inaczej. Jedni stają się obojętni na to co się dzieje, inni zbierają zapasy na nadchodzącą katastrofę, a jeszcze inni angażują się w walkę o środowisko. Depresję klimatyczną najlepiej przechodzi jednak ta ostania grupa.

– Można powiedzieć, że Greta Thunberg doświadczyła depresji klimatycznej. Pod wpływem obejrzanego filmu o zmianach zachodzących w klimacie, doświadczyła silnego epizodu depresyjnego. Przez pewien czas nie kontaktowała się z otoczeniem, przestała mówić, odmawiała jedzenia. Natomiast ona poradziła sobie przyjmując postawę aktywną – mówi dr hab. Beata Pająk-Patkowska. 

Dlaczego aktywna walka o dobro planety pomaga przezwyciężyć depresję klimatyczną? Po pierwsze przez to czujemy, że możemy coś zrobić, że jesteśmy potrzebni. Po drugie dzięki temu poznajemy wielu ludzi, którzy mają podobne odczucia i rozumieją nasze strapienia. Wiemy przez to, że nie jesteśmy w tym wszystkim osamotnieni. Nie zawsze jednak zaangażowanie pomaga. Jeśli czujemy, że potrzebujemy pomocy, to powinniśmy zwrócić się do osoby kompetentnej.

– Nie należy bagatelizować problemu depresji klimatycznej. Nie można mówić, że to jest jakaś histeria czy wymysły dzieciaków, które z dobrobytu nie wiedzą co robić i wymyślają sobie problemy. Dlatego, że depresja klimatyczna może być w niektórych przypadkach objawem depresji klinicznej. Wtedy niezbędna jest pomoc psychologa, a czasem nawet psychiatry. Nieleczona depresja może doprowadzić do samobójstwa – apeluje dr hab. Beata Pająk-Patkowska. 

Mimo wszystko warto jest więc brać aktywny udział w walce o środowisko. Nie dość, że w jakiś stopniu pomagamy w ten sposób naszej planecie, to jeszcze dbamy o swoje zdrowie psychiczne. Bierność na pewno tutaj w niczym nie pomaga. Tak naprawdę przez taką postawę szkodzimy nie tylko sobie, ale także naszemu środowisku. To prawda, że nie damy rady cofnąć całego zła, które wyrządziliśmy Ziemi. Jednak nie reagując na to, co się dzieje, dajemy przyzwolenie, aby zmiany klimatu zachodziły jeszcze szybciej. Działając wspólnie możemy na przykład wywrzeć wpływ na państwa czy korporacje, które w dużym stopniu są odpowiedzialne za globalne ocieplenie. 

Olimpia OLIK