Słabsza, gorsza i głupsza?

Pomimo upływu lat kobiety wciąż muszą wychodzić na ulice, aby walczyć o swoje prawa.
Źródła: kolaż własny/wikimedia commons

Od dziecka wmawia się nam, co wypada, a czego nie wypada robić. Nasze zachowania mają być podporządkowane płci a każdy, kto się temu sprzeciwia, w najlepszym przypadku spotyka się z krzywymi spojrzeniami starszych pań. Całkiem niedawno pierwsze feministki walczyły o równouprawnienie i o to by różnice między kobietą a mężczyzną mogły zacierać się coraz bardziej, w naturalny sposób. Dzisiaj 7 listopada, mając je w pamięci, obchodzimy Światowy Dzień Feminizmu.

Stereotyp płci doprowadził do wielu problemów zarówno politycznych, prawnych, jak
i społecznych. Schematy, które były kształtowane od zarania dziejów, mówią o tym, że to mężczyzna ma władze, a przynajmniej powinien ją mieć. Natomiast kobieta, jak przystało na wyalienowaną postać życia społecznego, ma za zadanie opiekować się ogniskiem domowym. Słabsza, gorsza i głupsza – taka w przekonaniu niektórych jest właśnie kobieta. Słabsza, bo przecież nie wniesie fortepianu na trzecie piętro. Gorsza, bo jest zbyt emocjonalna i bierze wszystko do siebie. Głupsza, bo zarabia mniej. Obecnie dążymy do tego, aby taka wizja rzeczywistości przestała być aktualna.

Bajka stara jak świat

Feminizm i walka o prawa kobiet rozwija się od rewolucji francuskiej i powstania Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki, którą na wzór Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela wydała dramatopisarka Olympe de Gouges. Ścięto ją za to 3 listopada 1793 roku.

Wyróżniamy cztery okresy feminizmu, czyli tzw. fale. Podczas pierwszej feministki apelowały w sprawach przyziemnych i dzisiaj dla nas oczywistych. Ich celem było np. prawo do wykształcenia i co za tym idzie usamodzielnienie się. W drugiej połowie XIX wieku pojawiły się sufrażystki, które walczyły o prawa wyborcze dla kobiet. Polki możliwość głosowania otrzymały 28 listopada 1918 roku. Rok później, gdy po raz pierwszy poszły do urn, do Sejmu dostało się ich niespełna 2%. Warto zaznaczyć, że Polki otrzymały prawa wyborcze wcześniej niż mieszkanki USA, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy Francji. Dopiero w 1919 roku zagłosować mogły Amerykanki po tym, jak Kongres USA przyjął XIX poprawkę do konstytucji. Natomiast kobiety z Wielkiej Brytanii pełne prawa wyborcze uzyskały w 1928 r. Druga fala miała miejsce w latach 60. i 70. XX wieku. Był to czas powstawania ruchów pokojowych, walczących z dyskryminacją i rasizmem. Emancypantki domagały się równouprawnienia na rynku pracy i możliwości zabiegu aborcji, zajmowały się też kobiecą seksualnością. W latach 90. XX wieku rozpoczęła się trzecia fala. Jej celem była walka o prawa kobiet na całym świecie bez względu na kolor skóry, religię, pochodzenie czy orientację seksualną.

Patriarchat i seksizm

Obecnie mamy do czynienia z czwartą falą, która zwraca uwagę na patriarchalną wizję świata. Wizja ta powoduje marginalizacje kobiet w różnych strefach życia. Dziś feministki próbują wyeliminować ze społeczeństwa stereotypy dotyczące właśnie płci. Mówią głośno o body shamingu, kulturze gwałtu, molestowaniu seksualnym i przemocy. Kobiety coraz rzadziej zamiatają takie sprawy pod dywan i odważniej opowiadają o tym, co je spotkało, o tym, jak zostały skrzywdzone. Jednak pomimo starań, nadal są dyskryminowane. Nadal nie mogą decydować o swoim ciele. Nadal są ograniczane przez ramy, jakie stworzyło im społeczeństwo. W pracy zawodowej cały czas trafiają na tzw. szklany sufit – stanowiska widoczne, ale nieosiągalne. Powód? Stereotypy płci, które w rezultacie powoduje segregację zawodową i dominację płci męskiej w niektórych profesjach. W zawodach sfeminizowanych zapewnia wyższe stanowiska i płace, podczas gdy kobiety obejmuje te niższe np. w szkołach. Zawód lekarki i lekarza różnią się w szczególności wysokością wynagrodzenia. Lekarki zarabiają średnio zaledwie 66% tego, co ich koledzy. Mediana przychodu lekarek wynosi 13,9 tysięcy złotych. Natomiast mediana przychodu lekarzy 21,2.

Kobiety kobietom zgotowały ten los?

Feminizm w Polsce stał się widoczniejszy, gdy pierwsza ustawa antyaborcyjna trafiła do Sejmu. Pierwszy czarny protest, który odbył się w 2016 roku, był tylko zapowiedzią tego, co stało cztery lata później. Przez ten czas polski feministyczny ruch społeczny urósł w siłę, a skrajna prawica w absurdy i hipokryzje. (Nie)sławna Kaja Godek, antyaborcyjna aktywistka od paru lat próbuje odebrać kobietom prawo wyboru, możliwości decydowania o swoim ciele. To właśnie dzięki niej rok temu Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej wydał orzeczenie o niezgodności z konstytucją aborcji z powodu nieuleczalnych wad płodu. Po ogłoszeniu wyroku Polki i Polacy wyszli na ulice. W państwie, w którym prawa kobiet zaczynają zanikać, pojawił się również problem agresji policji wobec obywateli i obywatelek. Godek nie próżnuje. Złożyła do sejmu nowy projekt „Stop aborcji”. W projekcie aborcja jest jednoznaczna z zabójstwem, wobec tego kara mogłaby wynosić od 5 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie. Z nowego pomysłu fundamentalistów wynika przesłanka, że aborcja jest gorszym przestępstwem niż gwałt, ponieważ napastnik może być skazany tylko na maksymalnie 12 lat więzienia.

Walka o równouprawnienie nie jest wymysłem kobiet, które nienawidzą mężczyzn, a feminizm nie prowadzi do ich dominacji na świecie. Dość z szowinistami, którzy krzyczą w Sejmie: „Precz z równouprawnieniem! Kobiety powinny mieć nie równe prawa, lecz przywileje!”. Dziś obchodzimy Światowy Dzień Feminizmu. Każdy z nas ten dzień może obchodzić trochę inaczej, bo każdy trochę inaczej postrzega feminizm. Pomimo tego wszystkim nam chodzi o to samo: równouprawnienie kobiet i mężczyzn oraz prawo do decydowania o własnym życiu. W ten dzień powinniśmy przyjrzeć się również, a może przede wszystkim, polityce, która dotyczy kobiet. Opieka zdrowotna w tym położnicza i oświata dostają znacznie mniejsze dofinansowanie niż np. wojsko czy kościół, co tylko potwierdza fakt, że bycie kobietą w naszym kraju jest nie lada wyzwaniem (już nie wspominając o byciu feministką).

Światowy Dzień Feminizmu jest traktowany po macoszemu, a to właśnie dzisiaj powinniśmy być wdzięczni kobietom, które podczas rewolucji francuskiej odważyły się wykrzyczeć swoje zdanie.  Powinniśmy dziękować też tym wszystkim, którzy jesienią zeszłego roku wyszli na ulice. Świętujmy, chociaż w Polsce walka o równouprawnienie wciąż przypomina walkę z wiatrakami. Przynajmniej w społeczeństwie słowo „feministka” nie oznacza już kompletnej wariatki.

Julia REMISZ