I nie wódź nas na pokuszenie…

Cnoty niewieście wkraczają do polskich szkół Źródło: pixabay.com

Sukienki, spódniczki i bluzki na ramiączkach skazane na dożywotnie leżenie na dnie szafy, a przynajmniej do ukończenia szkoły przez ich właścicielki. Placówka szkolna nie jest bowiem miejscem na tego rodzaju kontrowersyjne ubrania. Dziewczynki winne są zachować skromność i schludność swojego stroju, aby w żadnym wypadku nie prowokować nim swoich szkolnych kolegów.

Swego czasu dość głośno było o niesławnych „cnotach niewieścich” Pawła Skrzydlewskiego, doradcy pana ministra edukacji. Wtedy uspokajano, mówiono, że to tylko słowa, że tak tylko spontanicznie mu się powiedziało i że to tylko pana Pawła skromne zdanie.  I tu się Państwo zdziwią – nasz wielce szanowany i uwielbiany przez polską młodzież minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek kolejny raz pokazuje, że słowa to czyny, a czyny to śmiech przez łzy. Niewieście łzy.

Szef MEiN nie tylko dba o duchowość uczniów czy naukę wykonywania obowiązków przyszłych założycieli katolickich rodzin. Teraz idzie o krok dalej i niczym dobry ojciec staje na straży stosownego ubioru swoich córek i komfortu psychicznego swoich synów.

Puk, puk. Kto tam? Cnoty niewieście

Uprasza się dziewczęta o przychodzenie na zajęcia w skromnych ubraniach reprezentujących cnoty niewieście młodych kobiet. W tym celu obowiązuje całkowity zakaz noszenia spódniczek, sukienek czy bluzek ze zbyt dużym dekoltem. Naruszeniem regulaminu jest również zbyt mocny makijaż czy pomalowane paznokcie. Brak respektowania powyższych zasad będzie surowo karany. Chodzi bowiem o komfort chłopców, którzy takim wyglądem dziewczynek zmuszani są do niestosownego zachowania względem nich.

Brzmi jak komunikat szkoły z horroru, prawda? Muszę jednak Państwa zasmucić. To nie horror. To polska rzeczywistość. Wiele szkół wzięło sobie bowiem aż nazbyt mocno do serca wizje Przemysława Czarnka i sukcesywnie wprowadzają cnoty niewieście do swoich placówek wychowawczych.

Szkoła (nie)przyjazna uczennicom

Chcemy wychować dziewczyny na bogobojne kobiety. Na takie, które będą bały się zabierać głos. Chcemy wychować chłopców na takich, którzy nie będą szanować kobiet. Na takich, którzy w dorosłym życiu staną się bezkarnymi sprawcami napaści na tle seksualnym. Przecież sama się o to prosiła, ubierając tę czerwoną sukienkę.

Nie wszyscy jednak są zwolennikami nowego szkolnego ładu pana ministra. Pojawiają się odważne głosy, które mówią: „Dość!”. Mało tego, mają jakieś swoje postulaty i żądają, aby szkoła była dla uczniów, a nie uczniowie dla szkół. Chcą miejsca, w którym młodzi ludzie będą mogli poznawać i wyrażać siebie. Gdzie będą czuć się bezpieczni i zrozumiani, a nie oceniani i prześladowani. Miejsca dla wszystkich, a nie tylko dla cnotliwych i bogobojnych. Szkoła powinna być szkołą, a nie kolejnym kościołem. Trzeba przyznać – mają czelność, że tak sobie krzyczą, ale czy te krzyki coś pomogą? Kogut też dużo pieje, a później robią z niego rosół.

Szkoła konserwatywna od zawsze?

Dawno, dawno temu ja też chodziłam do szkoły. W pamięć szczególnie zapadła mi pewna psycholożka, pracująca w moim liceum. Prowadziła ona swoją własną krucjatę doprawioną kroplą mesjanizmu. Była niczym srogi dozorca szkolnej prawości, czyhający na swoje ofiary. Łowy rozpoczynała już z samego rana, a jej ofiarami padały Bogu ducha winne uczennice. A to fryzura zła, a to makijaż zbyt mocny i ubranie zbyt wulgarne. Chłopców też karciła. Raz jednemu chłopakowi, który miał niebieskie włosy, wręczyła do ręki maszynkę i kazała je zgolić w szkolnej toalecie. Strach było przejść obok tej kobiety. Wielokrotnie byłam naocznym świadkiem, jak moje szkolne koleżanki wychodziły z jej gabinetu z płaczem i były odsyłane do domu za nieadekwatny do miejsca strój. Sama również padłam jej ofiarą przez zbyt dużą liczbę kolczyków w jednym uchu. Brzmi komicznie, ale w tamtej chwili nie było mi do śmiechu. Czułam się, jak gdybym co najmniej okradła szkolny sklepik, prowadzony przez uroczą starszą panią Jadzię. Problem zatem nie jest nowy. Można by rzec nawet, że krzywdzące i konserwatywne działania szkół trwają dłużej niż okres panowania Przemysława I Czarnka.

Uczymy chłopców, że strój prowokuje, że ubranie dziewczyny daje podstawy do napaści seksualnej. Pozwalamy młodym ludziom myśleć, że to ubiór jest problemem, a nie mentalność i wychowanie. Zamiast zapobiegać traumom i przestępstwom, zmuszamy ofiary seksualne, aby odpuszczały winy swoim winowajcom. Czy jest w tym coś cnotliwego?

Izabela SULOWSKA