O świecie, który stanął w ogniu

Wiedza o DDA wciąż nie jest powszechna. Źródło: pixabay.com

Kiedy dziecko rodzi się w płonącym domu, myśli, że cały świat płonie. Darek czuł się odpowiedzialny za rodziców. Chociaż doprowadzanie ich do domu po imprezach wcale nie należało do jego obowiązków, poświęcał się i to robił. Teraz zdarza mu się przekładać potrzeby innych nad swoje. Brak zaufania ze strony Wiktorii zazwyczaj kończy jej relacje z ludźmi. Widzi w nich to, co w nich najgorsze. Ciągle uczy się prosić o pomoc. Z kolei Magda od roku uczęszcza na terapie i całkiem niedawno otwarcie przyznała się do tego, że przez całe życie nosiła maskę pozytywnej osoby. Maska miała chronić ją przed pożarem. Ukrywała pod nią swój ból, tak żeby nikt nie musiał przejmować się tym, co czuła.

W Polsce spożywanie alkoholu jest normalizowane do tego stopnia, że jest on wręcz utożsamiany z naszą kulturą. Alarmujące raporty powodują półuśmieszki na naszych twarzach, bo chociaż w piciu możemy przodować na arenie międzynarodowej. Czy naprawdę powinno być nam do śmiechu? W końcu szacuje się, że około 800 tysięcy Polaków jest uzależniona od alkoholu, a 2-2,5 miliona osób pije w sposób destrukcyjny.

Dzieci z płonących domów

Wiktoria ma 24 lata. Alkohol był obecny w jej domu, odkąd pamięta. Urozmaicał niedzielne obiady, które praktycznie zawsze kończyły się awanturami i potłuczonym szkłem. To jej wuj był najczęściej inicjatorem kłótni. Przeważnie, gdy ktoś się z nim nie zgadzał lub odmawiał mu „polania”, zaczynały się wrzaski i dochodziło do rękoczynów.

– Wuj był bardzo agresywny, krzyczał na mnie, na babcie, często na mamę. Tatę próbował bić. Kiedyś przebił ręką mamy szybę, bo próbowała go uspokoić. Mnie wielokrotnie wyrzucał z domu za próby powstrzymania go – wspomina Wiktoria.

Powszechnym mechanizmem obronnym Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA) jest uciekanie w świat wyobraźni, dlatego też Wiktoria nie pamięta za wiele ze swojego dzieciństwa. Miło wspomina babcie, która ją wychowywała. Pomimo jej obecności, dziewczyna szybko musiała dorosnąć, bo „mamę trzeba było uspokajać, a babcie pocieszać”. Wiktoria uważa, że pełniła funkcję maskotki, która miała przynieść spokój po rodzinnych kłótniach. O tym, co działo się w domu, nie tylko nie wolno jej było mówić, ale wmawiano jej, że to jest normalne. Wiktoria zdała sobie sprawę, że to wcale nie jest takie powszechne, gdy miała 16 lat i podczas Wigilii zobaczyła wujka osuwającego się z krzesła. Już o godzinie 19 był zbyt pijany, by usiedzieć przy stole.

Nie miała nikogo bliskiego, komu mogłaby się zwierzyć. W dodatku było jej wstyd powiedzieć komuś obcemu o tym, jak wygląda jej rodzina. Osoby z zewnątrz również nie poruszały tego problemu, bo nie wiedziały o jego istnieniu. Wuj był i jest nadal szanowanym lekarzem i nikt nigdy nie śmiał podważać jego autorytetu. Wiktoria chciała pójść w jego ślady i zostać lekarką. Wydawało jej się, że to jedyny sposób, by pokazać swoją wartość. Po wielu próbach i błędach w końcu studiuje to, co kocha, czyli grafikę.

Życiowo nieudolni
– Moja rodzina jest pełna niedokończonych spraw i nieuleczonych, cierpiących ludzi. Myślę, że gdzieś się zagubili w pogoni za pieniędzmi, których zawsze brakowało. Bardziej skupiali się na tym, co powiedzą ludzie na temat tego, co się działo w naszym domu, a nie na samym rozwiązaniu problemu – mówi Magda. Z pozoru wygląda na spełnioną 25-latkę. Dlaczego miałaby taka nie być? Wynajmuje ładne mieszkanie, ma narzeczonego i dobrze płatną pracę. DDA to dla niej zespół zachowań oparty na braku poczucia własnej wartości, zaufania do innych osób i wszechobecnego lęku. Dowiedziała się o nim przez przypadek. W 2019 roku wybrała się na trzydniowe warsztaty Tao Yin. Główny organizator, zamiast prowadzić zajęcia popadł w ciąg alkoholowy. Magda nie mogła poradzić sobie z emocjami dotyczącymi jego osoby. Zaczęła zastanawiać, dlaczego odczuwa taki dyskomfort.

Siedzimy u niej na balkonie. Mówi szybko i bez emocji, ale widzę, ile ją to kosztuje. Kurczowo zaciska dłoń na kolanie, a papieros, który odpaliła jakiś czas temu, dawno już zgasł. Magda wydaje się tego nie zauważać. Jej wspomnienia są poszatkowane. Pamięta, że w dzieciństwie tata zabierał ją do barów. On popijał piwo, a ją zostawiał na pastwę losu. Nigdy jej nie uderzył, ale krzyki i awantury słyszalne za ściany bolały bardziej niż uderzenie w policzek. Niczego jej nie tłumaczono, więc na co dzień towarzyszył jej niepokój. Próbowała rozpraszać się nauką. Pomimo problemów z koncentracją rok szkolny zawsze kończyła świadectwem z czerwonym paskiem. Magda żałowała tylko, że nie może zapraszać do siebie znajomych. Świetnie zdała maturę, a potem dostała się na studia. Chciała uniezależnić się od rodziców. Angażowała się w życie studenckie i osiągała sukcesy na tym polu, ale zawsze czuła się niewystarczająco dobra.

Przez prawie całe życie uważała, że alkoholik to brudny przedstawiciel marginesu społecznego. Taki, który zataczając się, liczy drobne pod sklepem. Jej tata był zaprzeczeniem tej wizji – dobrze ubrany, pracowity i szanowany. Szkoda tylko, że wszystkie negatywne emocje rozładowywał na swoich dzieciach i żonie. Upijał się samotnie w zaciszu domowym. Sypialnia zawsze śmierdziała gorzelnią. Potrafił spędzać tam cały weekend. Nie cierpiał, gdy mu zawracano głowę. Każde plany kwitował słowem „zobaczymy”. Magda uważa, że gdyby nie wsparcie finansowe jej cioci, to pewnie żaden plan by nie wypalił. To ciocia opłacała zajęcia językowe Magdy i jej młodszej siostry. To ona fundowała im ferie i kupowała książki. Za tymi samymi książkami ojciec Magdy chował butelki. Chował nie wiadomo przed kim. Chyba przed samym sobą, bo nawet dalsi członkowie rodziny domyślali się, że jest uzależniony. Pomimo domysłów nikt nie reagował, bo problem alkoholowy ciągnął się w rodzinie Magdy od pokoleń i każdy zdążył się do niego przyzwyczaić. Dziewczyna czuła się z tym wszystkim sama.

– Brakowało mi bliskości i ciepła. Przez większość życia starałam się być miła i uczynna. Oczywiście nie ma w tym nic złego, chyba że ktoś, tak jak ja, nie potrafi stawiać granic. Kompletnie nie umiem ludziom odmawiać. Do tego łatwo jest mnie wpędzić w poczucie winy – dopowiada Magda.

Według Dr hab. Jerzego Mellibruda populacja DDA w Polsce wynosi około 15% dorosłych mieszkańców kraju. Źródło: pixabay.com

Popatrz, jak umieram

Darek to młody inteligentny mężczyzna o miłej twarzy. Jego rodzice pochodzili z rodzin wielodzietnych. Dwa lata przed narodzinami Darka zmarła jego siostra. Rodzice tłumaczyli mu, że piją właśnie z powodu jej śmierci. Ojciec był na rocznym odwyku w Prabutach. Niestety wrócił z niego pijany. Matka co jakiś czas wybierała się na mityngi AA, ale efektów nie było widać. Darek uważa, że wszystko się pogorszyło po śmierci dziadka. Miał wtedy sześć lat i życie zaczynało go przygniatać. Rodzice nie byli sobie wierni. Dochodziło do awantur. Ojciec był agresywny i niejednokrotnie bił swoją żonę. Ciotka Darka została zamordowana przez swojego konkubenta. Na szczęście siedmioletniego Darka nie było w domu, kiedy służby wynosiły ciało. Pomimo ogromnej rodziny nie było na kogo liczyć. W wieku 15 lat Darek uciekł do domu wujostwa, ale po miesiącu musiał wrócić do rodziców. Ograniczono im wtedy prawa rodzicielskie.

– Trudne były też okresy świąt, bo wtedy zawsze byli pijani. Wydawali dużo kasy na zakupy i to wszystko gniło później na stole lub w lodówce – opowiada o swoich rodzicach.

Dalsza rodzina nawet nie próbowała pomóc. Mieli możliwość opiekowania się Darkiem w weekendy, bo w pozostałe dni tygodnia znajdował się w internacie. Odmówili, tłumacząc, że mają tylko pięć miejsc w aucie. On byłby szóstym. Darek trafił więc do placówki opiekuńczej. W wieku 18 lat zdecydował się zmierzyć się ze swoją przeszłością, ale wszyscy specjaliści, do których się udał, twierdzili, że jest za młody na terapię DDA. Wysłano go za to na socjoterapie. Korzystał z niej dwa razy w tygodniu. Dzięki sesjom zdał sobie sprawę, które części jego osobowości stanowią mechanizmy obronne.

– Kiedyś zadzwoniła do mnie matka z nowiną, że ma głowę w piekarniku. Zadzwoniłem wtedy na policje, żeby ją zabrali. Jeszcze kilkanaście lat wcześniej postąpiłbym inaczej. Bałbym się opinii innych ludzi – wspomina Darek.

Z rodzicami nadal utrzymuje kontakt. Raz na parę miesięcy zje u nich obiad, ale zawsze przed spotkaniem dzwoni, żeby się upewnić się, czy są trzeźwi.

Syndrom DDA wpłynął na wiele aspektów jego życia, w tym na edukacje. Chociaż skończył gimnazjum z czerwonym paskiem, to musiał powtarzać pierwszą klasę liceum. Ostatecznie obronił licencjat z pedagogiki specjalnej. Przez pewien czas był nauczycielem. Teraz jest pracownikiem pomocy społecznej. Od czterech lat żyje ze swoim partnerem, który jest dla niego ogromnym wsparciem.

Serce do wyleczenia

– Najtrudniejszą sytuacją, której jeszcze nie przepracowałam, był moment mojej bezsilności w chwili, gdy widziałam tatę w delirce, zwiniętego na ziemi. Nie mogłam udzielić mu pomocy, bo mama przejmowała się tym, co ludzie powiedzą – opowiada Magda.

Obecnie nie odczuwa wstydu. Uważa, że alkoholizm jest jak każda inna choroba. Ważne, żeby w porę została zdiagnozowana, zanim zniszczy całą rodzinę chorego, łącznie z nim samym.

Co ciekawe, gdy pytam moich rozmówców o to, czy zmieniliby coś w swojej przeszłości, tylko Darek oznajmia, że wyjechałby z kraju w wieku 18 lat. Za dużo czasu i energii stracił na próby ratowania rodziny. Natomiast Wiktoria jest wdzięczna za to, czego nauczyło ją życie. Pogodziła się z tym, że umrze jako DDA. Z kolei Magda uważa, że przeszłość ją ukształtowała i nauczyła radzić sobie z problemami. Dzięki temu jest teraz silniejsza i bardziej empatyczna.

– Myślę, że duża część bliskich mi osób ma lub miała kogoś bliskiego z takim problemem.  Myślę, że to dobrze, że ich przyciągam, bo dzięki temu wychodzenie ze schematów DDA jest dużo łatwiejsze. Dostrzegam wiele różnych punktów widzenia i uczę się na błędach, które popełnił ktoś inny – mówi Magda.

Dr hab. Jerzy Mellibruda twierdzi, że populacja DDA w Polsce wynosi około 15% dorosłych mieszkańców kraju. Oczywiście wśród nas są też tacy, którzy nie mają pojęcia o tym, że taka przypadłość istnieje, a co dopiero, że sami na nią cierpią. Czy poszliby na terapię, gdyby wiedzieli, że jej potrzebują? Trudno powiedzieć. Zawsze jest jakaś nadzieja. Temat zdrowia psychicznego przestaje być tematem tabu, a to by sugerowało, że więcej osób zasięgnie specjalistycznej pomocy. W końcu nie sztuką jest przeżyć trudne dzieciństwo. Sztuką jest z niego wyrosnąć.

Katarzyna RACHWALSKA

Imiona zostały zmienione, by zachować prywatność i anonimowość występujących w reportażu postaci.

*tekst zwyciężył w Konkursie Reportażowym OFMA