Przekroczyć granicę swoich możliwości

Polskie nadzieje na olimpijski sukces. Źródło: kolaż własny

Zapalenie olimpijskiego znicza w poprzednim roku w Tokio miało być dla wszystkich znakiem, że w pandemicznym świecie nadzieja jeszcze nie umarła. Podczas ceremonii otwarcia imprezy czterolecia, a w tym przypadku nawet pięciolecia, nie brakowało symbolicznych momentów oraz haseł. Mottem zarówno zmagań olimpijskich, jak i paraolimpijskim było bowiem „Idźmy naprzód”. Równie ciekawe hasło przewodnie wybrali organizatorzy zimowych zmagań w Pekinie. Te rozpoczną się już 4 lutego.

Rozgrywki w Chinach otrzymały motto: „Radosne spotkanie na czystym lodzie i śniegu”. Ma ono niewątpliwie manifestować tak ważne dla dzisiejszego świata kwestie ekologiczne. Zostając na moment w klimacie walki o czystą planetę wspomnijmy o niezwykłej, a medialnie niestety mało nagłośnionej, inicjatywie fińskiego miasteczka Salla. Jedno z najzimniejszych miejsc na Ziemi, gdzie temperatury spadają do -50 stopni Celsjusza wyraziło chęć organizacji… letnich igrzysk olimpijskich. Zgłoszenie tego ośrodka było oczywiście podyktowane nie chęcią rzeczywistej organizacji wydarzenia sportowego, ale wołaniem o pomoc dla klimatu. Pomysłodawcy w przygotowanym specjalnie na tę okazję filmie wyjaśniali bowiem, że jeśli nie zatrzymamy globalnego ocieplenia, to takie miejsca jak ich miasteczko – pełne śniegu – po prostu znikną.

Wróćmy jednak do Pekinu. Ceremonia otwarcia olimpijskich zmagań odbędzie się na stadionie nazywanym „Ptasim Gniazdem”. To obiekt dobrze znany kibicom z całego świata – to właśnie na nim zainaugurowano letnie igrzyska w 2008 roku. Po raz pierwszy w historii dochodzi do sytuacji, w której ten sam ośrodek, czyli Pekin, będzie miał w swoim dorobku organizację zarówno letnich, jak i zimowych igrzysk olimpijskich.

Nie będzie łatwo

„Może w końcu powiedzą, że nie chcą żadnych igrzysk zamiast robić z ludzi idiotów?” – napisał 4 stycznia na Twitterze dziennikarz Kamil Wolnicki. Ostrym słowom trudno się dziwić. Organizacja igrzysk w Pekinie pozostawia bowiem wiele do życzenia. Chińczycy, którzy utrudniają m.in. sposób dotarcia na zawody, rzeczywiście zachowują się tak, jakby nie chcieli organizować u siebie imprezy czterolecia. Na krótko przed rozpoczęciem zawodów nadal nie potwierdzono bowiem wszystkim ekipom ich lotów. Organizatorzy znacznie skomplikowali również wykonanie testów na koronawirusa. Te oczywiście należy przeprowadzić przed odlotem do Chin – to nic dziwnego, ale jednocześnie wskazano bardzo niewielką liczbę laboratoriów, z których wyniki badań będą respektowane. To jeszcze nie koniec… Jak donosił Michał Chmielewski opisując kłopoty polskich skoczków, którym anulowano lot do Pekinu: „chcąc lecieć z innego kraju niż ten, w którym wykonają ostatni test, o zgodę na akceptację takiego ruchu muszą poprosić ambasadę Chin w kraju wylotu”.

A co po przylocie do Chin? Dalsze utrudnienia i komplikacje. Z powodu problemów pandemicznych w poprzednim roku w wielu sportach odwołano próby przedolimpijskie. Dlatego też nadal nie ma zbyt wielu zdjęć stadionu, na którym toczyć będą się zmagania np. w biegach narciarskich. Wioska olimpijska zostanie zaś otwarta dopiero 27 stycznia. O tym, co spotkało zawodników i trenerów, którzy niedawno polecieli do Chin na zawody zaplecza w kombinacji norweskiej opowiadał mediom Robert Mateja (obecnie trener pracujący w Czechach): „Każdy ma dla siebie trzy wolne miejsca i z góry zafoliowane i przygotowane jedzenie. To jednak dopiero początek dziwactw. Największym szokiem były stewardessy, ubrane nie jak przystało na linie lotnicze, tylko jak w oddziale covidowym w szpitalu: w maski, rękawiczki i szczelne kombinezony chroniące przed zakażeniem”.

To nie koniec

A co po tym, gdy ktoś zaliczy już olimpijski występ? Ma mieć obowiązek opuszczenia wioski w ciągu dwóch dni od zakończenia rywalizacji. Brzmi rozsądnie – do chwili, gdy okazuje się, że lotów powrotnych także może być relatywnie niewiele. A powrót z przesiadką i za ogromne kwoty również nie brzmi dobrze.

Oczywiście, obwarowania będą dotyczyć wszystkich sportowców, więc niejako każdy oberwie po równo. Ale nie można również nie wspomnieć o tym, co może spotkać rywalizujących na trasach narciarskich biegaczy, biathlonistów czy kombinatorów norweskich. Justyna Kowalczyk napisała o tym w jednym z felietonów dla „Gazety Wyborczej”: „Okazuje się, że na trasach biegaczy i biathlonistów może pojawić się… piasek! Burze piaskowe na tym terenie nie są niespodzianką. Przy odrobinie pecha zawodnicy będą rywalizować w skrajnie nieprzyjaznych warunkach: nie dość, że będzie ciężko, bo wysoko nad poziomem morza, to jeszcze może być bardzo zimno, wietrznie i prawie po piaszczystej plaży”. Zaznaczmy – piasek działać będzie na narty niczym papier ścierny. Odpowiednie przygotowanie sprzętu będzie więc miało gigantyczną wagę. W naszym przypadku – o ile związek biathlonowy wysłał do Chin serwismenów, o tyle PZN już tego nie zrobił.

Zaakceptować i walczyć

Szukając wyjścia z sytuacji odwołać można się do słów amerykańskiej pisarki, która prowadzi również spotkania motywacyjne. Regina Brett napisała kiedyś: „Jeśli nie możesz zmienić jakiejś osoby, miejsca, sytuacji albo instytucji, zmień swoje myśli, emocje, albo reakcje na ich temat”. Dlatego zakończmy już wątek kwestii organizacyjnych i zajmijmy się tym, co najważniejsze, czyli zmaganiami sportowymi. Jak zwykle szukać będziemy polskich szans na medale oraz okazji do dobrych występów. Przypomnijmy, że podczas poprzednich igrzysk Polacy wywalczyli 2 krążki – złoty i brązowy w skokach narciarskich. Na kogo będziemy liczyć tym razem? Prześledźmy terminarz igrzysk olimpijskich i sprawdźmy.

Pierwsze duże emocje czekają nas 5 lutego. Tego dnia zostanie rozegrany bieg łączony kobiet w biegach narciarskich, w którym powinniśmy w szczególności spoglądać na Izabelę Marcisz. Polka, która przed rokiem została młodzieżową mistrzynią świata, powalczy o jak najlepszy rezultat. Dziennikarzom Eurosportu wyjaśniała, że zadowolona będzie z miejsca w czołowej dwudziestce. Taka lokata byłaby niewątpliwie bardzo dobrym wynikiem dla młodej zawodniczki. Obiektywnie – za dobry występ uznać będzie należało miejsce w czołowej trzydziestce. 5 lutego po medale pobiegną także biathloniści w sztafecie mieszanej. Na starcie prawdopodobnie zabranie jednak Polaków – na moment przed końcem olimpijskich kwalifikacji przepustkę wywalczył bowiem tylko jeden mężczyzna, czyli Grzegorz Guzik. W sztafecie wystartować mogą te państwa, które będą miały przynajmniej dwóch reprezentantów każdej płci.

Najszybszy kurczak

Również 5 lutego będziemy koncentrować się na kwalifikacyjnych zmaganiach w short tracku oraz skokach narciarskich. W pierwszej z dyscyplin kandydatką, a nawet faworytką do medalu na 500 metrów jest Natalia Maliszewska. Polka, która w dorobku ma medale mistrzostw świata i Europy, podia Pucharu Świata i wygraną w klasyfikacji generalnej tych rozgrywek, sezon zaczęła bardzo dobrze. Na próbie przedolimpijskiej w wielkim stylu wygrała na swoim ulubionym dystansie. Ważne będzie więc, by nazywana „najszybszym kurczakiem świata” zawodniczka spokojnie przeszła kwalifikacje i bez kłopotów dotarła do finału. Ten rozegrany zostanie 7 lutego. Nim do niego dojdzie dzień wcześniej o medale powalczą skoczkowie narciarscy na skoczni normalnej.

Przed rozpoczęciem obecnego sezonu, to właśnie im dawaliśmy największe medalowe szanse. Tegoroczne zmagania w ramach Pucharu Świata mocno jednak ochłodziły nasze głowy. Polacy występują najgorzej od kilku lat. Dodatkowo ogromny kryzys formy dopadł Kamila Stocha, który został odsunięty od rywalizacji w trakcie Turnieju Czerech Skoczni. Gdy lider kadry miał wrócić do treningów, to skręcił kostkę. Pozostali nasi kadrowicze chorują, w tym na koronawirusa. Nadzieja w sporcie umiera jednak ostatnia. Dodatkowo 6 lutego na trasie biegowej powalczą panowie. Tu spoglądać będziemy w szczególności na Dominika Burego, który w biegach dystansowych punktował w zawodach Pucharu Świata.

Oficjalne logo tegorocznych Igrzysk. Źródło: olympics.com

Po marzenia

„Możecie się ze mnie śmiać, ale do Pekinu jadę, żeby zdobyć medal” – mówiła Monika Hojnisz-Staręga w rozmowie z portalem sport.tvp.pl. Polska biathlonistka, która bardzo słabo rozpoczęła sezon nie ukrywa swoich ambicji oraz nadziei. Faworytką do medali na pewno jednak nie będzie. Jej największą szansą na odniesienie wymarzonego sukcesu będzie bieg indywidualny. Ten rozstanie rozegrany 7 lutego. Jest to konkurencja, w której panie pokonują 15-kilometrowy dystans i czterokrotnie strzelają (dwa razy w postawie leżąc i dwa razy w postawie stojąc). Każde pudło waży bardzo dużo, bo oznacza karną minutę. Hojnisz-Staręga to bardzo dobra strzelczyni. Polka może popisać się większą skutecznością od rywalek będących w czołówce Pucharu Świata. Ze startu na start biega również coraz lepiej.

W Pekinie do medalu będzie trzeba jednak prawdopodobnie nie tylko dobrze pobiec, ale również strzelić bezbłędnie. Taka sztuka na minionych imprezach udawała się zazwyczaj kilku zawodniczkom. W 2006 roku jedyną bezbłędną w olimpijskim biegu indywidualnym była młodziutka Krystyna Guzik. Monika Hojnisz-Staręga w tej konkurencji notowała już jednak dobre wyniki – plasowała się w TOP 10 mistrzostw świata, a także zajęła szóste miejsce podczas poprzednich igrzysk. Aż czterokrotnie, w mistrzostwach globu, bezbłędne strzelanie – w 2015, 2016, 2020 i 2021 roku – dałoby jej miejsce na podium.

Za marzenia oczywiście nie karzą. I my również nie powinniśmy osądzać ostro Moniki Hojnisz-Staręgi, jeśli do kraju wróci bez medalu. W naszej historii sztuka zdobycia olimpijskiego krążka w biathlonie dotychczas powiodła się tylko Tomaszowi Sikorze. Miejsce w TOP 10 będzie dla Hojnisz sukcesem.

Powtórzyć Czeszkę

Pamiętacie minę Ester Ledeckiej, która niespodziewanie pojechała po złoto igrzysk olimpijskich w 2018 roku w slalomie gigancie? Jeśli jej wyczyn powtórzy Maryna Gąsienica-Daniel, to tak dużego szoku na pewno nie wzbudzi. W tegorocznych rozgrywkach Pucharu Świata Polka aż trzykrotnie zajmowała szóste miejsce. Na tej samej pozycji zakończyła zmagania w zeszłorocznych mistrzostwach świata. Faworytką do krążka Polka więc nie jest, ale jest niewątpliwie zawodniczką ze ścisłej czołówki. Miejsce w TOP 8 będzie sukcesem, medal będzie natomiast spełnieniem marzeń.

Lubiana trasa

Również 8 lutego nie złapiemy dużego wytchnienia. Tego dnia do rywalizacji przystąpią m.in. Aleksandra Król i Oskar Kwiatkowski w snowboardzie. Król 14 stycznia dość sensacyjnie wygrała zawody Pucharu Świata! Przed Pekinem pokazała więc, że może powalczyć o medal. Natomiast Kwiatkowski w swoim dorobku ma już miejsca na podium zawodów Pucharu Świata, które wywalczył w poprzednich sezonach oraz wysokie lokaty w mistrzostwach globu. W zawodach PŚ rozegranych na olimpijskiej trasie zajął czwarte miejsce. Przypadła mu więc ona do gustu. Celem minimum, o czym mówił sam zawodnik, jest dla niego awans do czołowej szesnastki. Optymalnie byłoby awansować z dobrej pozycji, by później w bezpośrednich pojedynkach trafić na teoretycznie słabszych rywali.

Tego dnia będziemy spoglądać także na stadion biegowy, na którym rozegrany zostanie sprint stylem dowolnym. Spore szanse na awans do czołowej trzydziestki będzie miał Maciej Staręga. Skreślać nie można również Izabeli Marcisz, która w tej konkurencji zajęła w Davos 17 miejsce w zawodach Pucharu Świata oraz Moniki Skinder – mistrzyni świata juniorek w sprincie.

Powtórzyć Soczi?

9 lutego do rywalizacji powróci Natalia Maliszewska. Polka wystartuje w eliminacjach biegu na 1000 metrów. W tej konkurencji również stała już na podium zawodów Pucharu Świata. Oby na starcie stanęła już jako medalistka, a może mistrzyni olimpijska. Sukces na 500 metrów na pewno dodałby jej skrzydeł. Dzień później będzie można nieco odetchnąć. Tego dnia spoglądać będziemy m.in. na Izabelę Marcisz w biegu na 10 km stylem klasycznym.

Przyspieszymy znów 11 lutego. Tego dnia odbędzie się finał biegu na 1000 m w short tracku. Biathlonistki wystartują w sprincie, a skoczkowie kwalifikować będą się do konkursu na dużej skoczni. O medale na tym obiekcie powalczą już następnego dnia. Złota bronić będzie oczywiście Kamil Stoch. Tego dnia powtórzyć będzie mogła się historia z 2014 roku z Soczi. Wtedy jednego dnia po medal sięgnęli Stoch i Zbigniew Bródka. Tym razem również do walki przystąpią panczeniści. Na 500 metrów pojadą m.in. Piotr Michalski i Marek Kania. Pierwszy to świeżo upieczony mistrz Europy, a drugi młody i utalentowany zawodnik z podium Pucharu Świata w dorobku. Kwestie medali rozbiją się o tysięczne.

Bez pecha

Choć trzynastka bywa uważana za pechową liczbę, to dla Andżeliki Wójcik i Kaji Ziomek może stać się szczęśliwa. Tego dnia zawodniczki wystartują w łyżwiarstwie szybkim na dystansie 500 metrów. Wójcik w tym sezonie wygrała zawody Pucharu Świata, a Ziomek stawała w nich na podium. Na niedanych mistrzostwach Europy pierwsza z Polek była czwarta. Takich lokat ma już prawdziwą kolekcję – często również czwarta finiszowała w zawodach PŚ. O jedno oczko w górę warto byłoby podskoczyć w Pekinie.

14 lutego znów będziemy kibicować skoczkom. Nasza drużyna wystartuje w konkursie zespołowym. W tym przed czterema laty Polacy wywalczyli brąz. Tym razem o medal będzie trudniej, ale nie jest on niemożliwy. Wspólny pokaz mocy następnego dnia postarają się dać także panczenistki. Panie wystartują w wyścigu drużynowym. O medal będzie jednak bardzo trudno. Podobnie jak w rozgrywanych 16 lutego zmaganiach sztafet biathlonowych. W zimowym dwuboju miejsce w TOP 8 będzie dużym sukcesem. Tego dnia skupimy się także na biegach narciarskich i sprintach drużynowych stylem klasycznym.

Walczyć do końca

Ostatnie dni olimpijskich zmagań nie przyniosą nam już tak dużych medalowych szans. O dobre lokaty powalczyć mogą natomiast łyżwiarki szybkie na dystansie 1000 metrów, które wystartują 17 lutego. Dzień później na tym dystansie powalczą także mężczyźni. 19 lutego szans szukać będziemy w biegach masowych – biathlonowym kobiet i łyżwiarskich. Pierwszą z konkurencji lubi Monika Hojnisz. Jeśli zakwalifikuje się do masówki, to powalczy o poprawienie wyniku z Soczi z 2014 roku. Wtedy strzelała bezbłędnie i zajęła piąte miejsce. Przed dwoma laty do brązu mistrzostw globu zabrakło jej niewiele. W łyżwiarstwie spoglądać będziemy na młodą i utalentowaną Karolinę Bosiek oraz na Zbigniewa Bródkę – mistrz olimpijski powrócił, ale nie prezentuje jednak zbyt wysokiej formy.

Polskie zmagania w Chinach zakończy Iza Marcisz, która pobiegnie na 30 km stylem dowolnym. W 2006 roku to w tej konkurencji niespodziewany medal wyrwała Justyna Kowalczyk. Idąca w jej ślady młodsza koleżanka powinna natomiast walczyć o miejsce w pierwszej trzydziestce. Dodajmy, że jeśli wystartuje, to pierwszy raz w karierze, podczas imprezy mistrzowskiej, ukończy ten morderczy dystans.

Nadzieje i mrzonki

„Szanse medalowe to są tylko szanse. One nigdy nie sprawdziły się w stu procentach. Jest wiele znaków zapytania. (…) Sporty zimowe nie są w Polsce na bardzo wysokim poziomie i o te medale nie będzie łatwo” – mówiła w październiku Justyna Kowalczyk w Radiu Zet. Dyrektorka sportowa w związku biathlonowym dość trafnie przekazała to, co wiemy wszyscy. Potęgą w sportach zimowych nie jesteśmy i pewnie długo jeszcze nie będziemy. Nie oznacza to jednak, że sportowcy nie mogą marzyć, a my wierzyć w ich szanse. Nie tylko na medale, ale również na dobre starty.

Trzymajmy kciuki, by każdy z naszych zawodników wystartował najlepiej jak potrafi i był w stanie przełamać swoje granice, a na mecie mógł powiedzieć, że zrobił wszystko, co tylko mógł. Wtedy będzie pięknie.

Aleksandra KONIECZNA

*Tekst oddany 14 stycznia