Kulisy odejścia Tomasza Lisa z „Newsweeka”

Tomasz Lis przez 10 lat sprawował funkcję redaktora naczelnego „Newsweeka”
Źródło: Zrzut ekranu/YouTube


Przez dziesięć lat był redaktorem naczelnym polskiego „Newsweeka”. Koniec jego szefostwa nastąpił niespodziewanie, wręcz z dnia na dzień. Lakoniczny komunikat o zakończeniu współpracy Ringier Axel Springer Polska z Tomaszem Lisem uruchomił lawinę spekulacji na temat możliwych przyczyn tak nagłego odejścia ze stanowiska jednego z czołowych polskich dziennikarzy.


„Jest czas powitań i czas pożegnań. Serdecznie dziękuję moim koleżankom i kolegom z <<Newsweeka>> za dziesięcioletnią wspólną pracę, fascynującą przygodę w niezwykłych czasach. <<Newsweek>> jest w doskonałych rękach i ma przed sobą świetną przyszłość. Powodzenia (pisownia oryginalna)” – w taki mocno kurtuazyjny sposób Tomasz Lis napisał o swoim odejściu z „Newsweeka” na Twitterze. Następnie pogratulował również swojemu następcy. Nowym redaktorem naczelnym tygodnika od lipca zostanie Tomasz Sekielski. Na temat konkretnych przyczyn swojego odejścia Lis, póki co, milczy.


Mobbing i molestowanie?


Środowiska związane z obozem władzy, zarówno polityczne, jak i medialne, poszukują przyczyn tak nagłego rozstania Tomasza Lisa z „Newsweekiem”. Poseł Solidarnej Polski Piotr Sak postanowił natychmiast podjąć radykalne kroki, interweniując u Głównego Inspektora Pracy. Parlamentarzysta chce zweryfikować, czy w czasie, gdy Lis był szefem pisma nie dochodziło do nieprawidłowości w postaci mobbingu i molestowania. Co ciekawe, tak mocne oskarżenia padają nie tylko ze strony zdeklarowanych przeciwników zarówno Tomasza Lisa, jak i całokształtu jego poglądów. Aleksander Twardowski, bloger i felietonista, który określa się mianem Bezczelnego Lewaka, twierdzi, że uzyskał informacje potwierdzające te obciążające Lisa doniesienia. „W kwestii zwolnienia znanego red. naczelnego – rozmawiałem przez ponad godzinę z jego byłymi podwładnymi i z dziennikarzami innego, znanego internetowego portalu. Od dwóch dziennikarzy padło, że został zwolniony przez trwający przez lata mobbing i molestowanie (pisownia oryginalna)” – napisał na Twitterze. Niezależnie od wiarygodności tych doniesień Tomasz Lis był znany ze swojego wybuchowego charakteru. Podwładni redaktora wspominają częste krzyki i nerwową atmosferę podczas spotkań z szefem. Nieprzychylnych i dociekliwych komentarzy pod adresem Lisa pojawiło się mnóstwo. Oskarżenia padały i nadal padają i z prawa, i z lewa. Roman Giertych doszukuje się w całej sytuacji działań CBA, z kolei dziennikarka TVN Anna Kalczyńska publicznie wypomina Lisowi brak kultury osobistej i nieumiejętność aakceptowania czyjegoś odmiennego zdania. „Nazwał mnie piskalczyńską” – przypomina. Wypowiedź ta odnosiła się do kontrowersyjnej wymiany zdań na Twitterze, do której doszło pomiędzy Kalczyńską a jej redakcyjnym kolegą Jarosławem Kuźniarem.


Czwarta pseudowładza”


W ostatnim tekście pisanym jako redaktor naczelny, Tomasz Lis zadał pytanie retoryczne. Zastanawiał się, czy istnieje szansa na pokonanie PiS-u. Narysował ponury krajobraz polskiego systemu medialnego. Stawiał wręcz tezę, że wolnych mediów w Polsce już nie ma. Według Lisa pozostało jedynie kilku niedobitków w postaci chociażby „Gazety Wyborczej”. Lis w swoim tekście zdecydowanie piętnował dziennikarzy „kolaborujących” z władzą i flirtujących z przychylnymi jej mediami. Nazwał ich oportunistami, łasymi na pieniądze i przywileje. „W Polsce media nie kontrolują władzy” — tak skwitował fasadowość instytucji medialnych w naszym kraju, dodając do tego jedynie teoretyczną niezawisłość sądów. Lis przestrzegał przed wygraną PiS-u w kolejnych wyborach parlamentarnych. Uważa, że taka ewentualność byłaby ostatecznym gwoździem do trumny wszelkich wolności obywatelskich w naszym kraju. W dalszej części tekstu przytaczał swoje własne doświadczenia z czasów pracy w innych redakcjach, kiedy to miał padać ofiarą nacisków ze strony sił politycznych. Według Lisa media nie muszą być bezczelnie propisowskie, aby skutecznie służyć władzy. „Wykonały wielką pracę, by normalnością stała się nienormalność” — napisał. Na koniec skrytykował symetryzm mediów i dziennikarzy, którzy próbując postawić się w roli niezależnych od obu stron barykady, dystansują się od nazywania rzeczy po imieniu.


Jeżeli sensacyjne doniesienia o złych warunkach pracy pod kierownictwem Tomasza Lisa okażą się choć częściowo prawdziwie, wieloletni redaktor naczelny „Newsweeka” może wpaść w poważne tarapaty. Czy pozostanie w zawodzie? Trudno nie porównywać tej sytuacji do serii oskarżeń, które spadły na Kamila Durczoka i w konsekwencji doprowadziły do zniszczenia jego kariery zawodowej. Pozostając przy „pożegnalnym” przesłaniu Tomasza Lisa, faktycznie, jest tak, że wciąż dywagujemy o słabości opozycji, ale mniej zastanawiamy się nad stanem polskich mediów i jakością pracy naszych dziennikarzy.


Kacper ZIELENIAK