Aktywizm czy autoagresja? Co jesteśmy w stanie zrobić w imię własnych przekonań?

Na znak protestu niszczą obrazy i dokonują samospalenia. Gdzie leżą granice aktywizmu?
Źródło: pixabay.com

Oblanie farbą znanego obrazu na znak sprzeciwu wobec konsumpcjonizmu, przywiązanie się do drzewa w ramach protestu ekologicznego, podpalenie swojego ciała na oczach tłumów w imię walki z kryzysem klimatycznym. Jak daleko aktywiści są w stanie posunąć się w obronie swoich wartości, a co ważniejsze, co ich do tego skłania?

Wbrew pozorom aktywizm nie jest wymysłem naszych czasów, choć ostatnio jest eksponowany nad wyraz mocno. Wielu może powiedzieć, że wynika to z faktycznej potrzeby nagłaśniania i urzeczywistniania pewnych problemów i w większości przypadków można się z tym zgodzić. Inną kwestią jest jednak sposób działania aktywistów chcących nagłośnić dany problem. Niektórzy z nich dla „walki w słusznej sprawie” są w stanie położyć swoje życie na szali.  

Jedzeniowy zamach

Aktywizm może mieć wiele form. Skupmy się na dwóch z nich, skrajnie od siebie różnych. Pierwsza mogłaby być określona jako forma mało szkodliwego wandalizmu. Druga natomiast, choć z pozoru niewinna, może przerodzić się w autodestrukcję, co czyni z niej najniebezpieczniejszą formę aktywizmu.

Ostatnio na świecie zrobiło się głośno o grupie aktywistów z organizacji „Just Stop Oil”. Są to działacze pochodzący z Wielkiej Brytanii, którzy poprzez swoje akcje chcą nakłonić brytyjski rząd do wstrzymania nowych licencji na paliwa kopalne i ich produkcję. O aktywistach głośno zrobiło się kilka tygodni temu, kiedy dwie przedstawicielki grupy oblały słynne „Słoneczniki” Van Gogha zupą pomidorową. Następnie kąpiel w ziemniaczanym puree aktywiści zafundowali dziełu Moneta „Stogi siana w południe”. – Ludzie głodują, marzną, umierają. To katastrofa klimatyczna, a wy boicie się zupy pomidorowej lub puree ziemniaczanego na obrazie. Wiecie, czego ja się boję? Boję się tego, co mówi nauka, że nie będziemy w stanie wykarmić swoich rodzin w 2050 roku – wykrzykiwała aktywistka tuż przed aresztowaniem.

Brytyjscy aktywiści mają też swoich naśladowców w Rzymie, gdzie 4 listopada działaczki z grupy „Last Generation” weszły do Pałacu Bonapartego i oblały zupą grochową obraz „Siewcy”, który niegdyś wyszedł spod pędzla Vincenta van Gogha, a następnie przykleiły się do ściany. Wszystko to w imię protestu przeciw zanieczyszczaniu środowiska. Jedzeniowy zamach dotknął również paryską „Mona Lisę” Leonarda Da Vinci. 36-letni aktywista klimatyczny w maju tego roku ubrudził obraz ciastem.

Mroczne oblicze aktywizmu

Pewien mężczyzna w obronie ekologii poszedł o krok dalej niż lubujący się w sztuce aktywiści z Londynu, Rzymu i Paryża. W trakcie trwającego meczu tenisowego pomiędzy Stefanosem Tsistipasem a Diego Schwartzmanem, na kort wbiegł jeden z kibiców. Ku zaskoczeniu zgromadzonych usiadł na boisku i podpalił sobie rękę. Mężczyzna miał na sobie koszulkę z napisem: „Skończmy z prywatnymi odrzutowcami w Wielkiej Brytanii”. Sprawca zamieszania okazał się aktywistą klimatycznym, a jego szokujący czyn był próbą zwrócenia uwagi na istotny problem. Rodzi się jednak pytanie, dlaczego zdecydował się na aż tak drastyczną formę aktywizmu?

– Istnieje grupa osób, która podejmuje partycypację polityczną w znacznie szerszym zakresie niż sam udział w wyborach raz na kilka lat na przykład poprzez udział w manifestacjach czy protestach. Tym samym wskazane osoby korzystają z form partycypacji niekonwencjonalnej w celu wywarcia wpływu na funkcjonowanie systemu politycznego i podejmowane rozstrzygnięcia spraw publicznych. W tym obszarze można także wyróżnić działania autodestrukcyjne, gdy jednostki w imię walki o istotne dla siebie wartości dokonują na przykład samospalenia. Przykładem może być Ryszard Siwiec, który w 1968 roku dokonał takiego czynu w akcie protestu przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Nie był to jedyny przypadek, gdy ludzie decydowali się na samospalenie, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw wobec funkcjonowania władzy politycznej – wyjaśnia psycholog prof. UAM dr hab. Marcin Rachwał. – To pokazuje, iż można wyróżnić pewną grupę osób, która ma bardzo silną potrzebę udziału w życiu społeczno-politycznym, potrzebę wywierania wpływu na funkcjonowanie systemu politycznego. Widząc brak skuteczności innych form zaangażowania politycznego, wskazane osoby decydują się na bardzo drastyczne środki i metody działania – dodaje.  

Gdzie leży granica pomiędzy aktywizmem i wandalizmem? To pytanie pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Argumentacja akcji aktywistek z organizacji „Just Stop Oil” jest dla wielu przekonująca, niestety, to nie ona obiegnie świat. W pamięci zbiorowej ich czyn będzie zapamiętany jako bezsensowny akt chuligański.

Izabela SULOWSKA