Koniec ze stereotypami. Twórcy animacji zwracają się ku ciałopozytywności

Osoby o różnorodnej budowie ciała coraz częściej znajdują swoją
reprezentację w mediach rysunkowych. Źródło: kolaż własny/mat.
promocyjne Warner Bros. Discovery, NBCUniversal

„Co do zasady jestem osobą bardzo ciałopozytywną, ale na poziomie osobistym jest to dużo trudniejsze” – opowiada we wstępie do filmu „Głowa do góry” reżyserka Hillary Bradfield. Peany wygłaszane na cześć krótkometrażowej animacji o młodej baletnicy zmagającej się z cielesnym zaburzeniem dysmorficznym zwróciły uwagę na palący problem kinowej reprezentacji osób o różnorodnych sylwetkach.

„Wciągnij brzuch, głowa do góry” – zaleca rezolutnej dziewczynce z nadwagą nauczycielka. Dla kilkulatki słowa instruktorki są wyjątkowo bolesne. Bohaterka spogląda w lustro, w którym widzi obiekt lęków – własne ciało. W kolejnych scenach dzielna baletnica stacza widowiskową walkę z karmiącym się dysmorfofobicznymi wyrzutami potworem. Ze spotkania z lustrem wychodzi zwycięsko, a kolejne spojrzenie w zwierciadło rysuje na jej twarzy uśmiech. Słowem, triumf ciałopozytywności. Hillary Bradfield w ramach mikrometrażu nakreśliła porywającą wizualnie filmową opowieść o trudach samoakceptacji. Kilkuminutowa animacja składająca się na drugi sezon eksperymentalnej antologii „Krótko mówiąc” odbiła się w przestrzeni medialnej szerokim echem. Przymiotnik „eksperymentalna” jest o tyle ironiczny, o ile pozytywna reprezentacja osób o różnorodnych sylwetkach w mediach rysunkowych jest niestety ekscesem, a nie standardem.

Finn z „Pory na przygodę!”, Dipper i Mabel z „Wodogrzmotów Małych”, Hirek z „Harmidomu”, Gumball i Darwin z „Niesamowitego świata Gumballa” – głowni bohaterowie najpopularniejszych kreskówek poprzedniej dekady są wyjątkowo różnorodni pod względem charakterów, lecz nagannie jednorodni na poziomie aparycji. Można stwierdzić, że animatorzy faworyzują postaci smukłe, lecz zrzucanie odpowiedzialności za brak reprezentacji na karb charakterystycznego dla danego artysty stylu rysowania jest co najmniej krótkowzroczne. Postaci o różnorodnych sylwetkach pojawiają się w serialach animowanych nieustannie, lecz zazwyczaj rozstawiane są na drugim planie, a sposób ich prezentacji jest często problematyczny w dwójnasób.

Bohaterowie z nadwagą pojawiają się na ekranach, lecz włączanie ich do historii odbywa się na tokenistycznych warunkach. Smukły protagonista musi posiadać pulchnego kompana, z którym nietrudno sympatyzować, lecz jego niższość dostrzegalna jest gołym okiem. Brakuje im pewności siebie (Gunther w „Kick Strach się bać”), waleczności (Toby w „Łowcach Trolli”) i inteligencji (Patryk w „SpongeBobie Kanciastoportym”) – postaci tokenowe nigdy nie dorównują głównemu bohaterowi. Wspomniany towarzysz gąbczastego kuchcika jest prominentnym przykładem podłej kliszy „otyłego idioty”, którego komiczny potencjał został zakotwiczony w równym stopniu w trzpiotowatości, jak i w ciele. Kreskówkowe osobistości pokroju Richarda Watersona z „Niesamowitego świata Gumballa” niejednokrotnie stanowią comic relief, a ich nadwaga obiekt żartu.

Świat animacji wydaje się jeszcze bardziej przykry dla dziewczynek, wszak niewiele bohaterek o nieidealnych ciałach opuszcza stół kreślarski. W serialach rysunkowych kobietom nie wypada być nieszczupłymi, a wszelkie odstępstwo od kanonu odbiera im kobiecość. Uosobieniem owego przekonania jest Królewna Mięśni. Epizodyczna postać z „Pory na Przygodę!” jest znacząco wyższa od pozostałych bohaterów oraz posiada muskularną, niemal kulturystyczną sylwetkę, toteż, celem żartu, głosu użyczył jej mężczyzna.

Heroiny współczesnej animacji są dzielne, waleczne i prezentują różne typy sylwetki. Źródło: kolaż własny/mat. Warner Bros. Discovery, The Walt Disney Company

Immanentną cechą mediów rysunkowych jest ich niebywała plastyczność, dlatego mogą służyć za doskonałe narzędzie do prezentacji cielesnej różnorodności. Celem ciałopozytywności jest skupienie się na własnym ciele i jego możliwościach oraz dbanie o nie. Istotą psychicznego dobrostanu jest radość z życia, tą z kolei najłatwiej czerpać w środowisku nie stygmatyzującym, a empatyzującym. Reprezentacja ma służyć odbiorcom, którzy utożsamiając się z bohaterami tekstów kultury, otrzymują szansę przyjrzenia się własnemu życiu z innej perspektywy. Demonizacja i infantylizacja postaci o różnorodnych sylwetkach w mediach nie służy niczemu ponad szerzenie niepewności, która druzgocze poczucie sprawczości i odbiera siłę do działania.

Liczba potknięć branży nie powinna przysłaniać jej sukcesów, a tych w ostatnim czasie przybywa. Popkulturowym fenomenem stał się film „Nasze magiczne Encanto”, w którym ciałoróżnorodność gra pierwsze skrzypce. Członkowie rodziny Madrigal różnią się od siebie odcieniem skóry, rodzajem włosów i, co najciekawsze, sylwetką. Serca widzów skradła Luisa, której budowa ciała znacząco odbiega od utrwalanego przez disnejowskie księżniczki kanonu. W przeciwieństwie do Królewny Mięśni, rosła i silna dziewczyna nie jest obiektem drwin, a jej aparycja jest znormalizowana.

Szlaki dla twórców promujących różnorodność w animacji telewizyjnej przecierała Rebbeca Sugar w przełomowym serialu „Steven Universe”. Głównymi osobami bohaterskimi są tytułowy Steven – gruby chłopak z ciemnymi kręconymi włosami – oraz pozaziemskie przybyszki: szczupła Perła, wysoka i posiadająca szerokie biodra Granat oraz krągła i niska Ametyst. Każda z postaci prezentuje inny typ sylwetki, co w mikroświecie Beach City jest na porządku dziennym. Obrończynie Ziemi różnią się od siebie, ale są sobie równe – budowa ciała nie predestynuje ich roli w fabularnym porządku. Heroiny serialu „Stevena Universe” są postaciami z krwi i kości, a nie tokenami.

Filmowcy zaczynają dostrzegać palącą potrzebę reprezentacji cielesnej różnorodności, co znajduje przełożenie w kolejnych produkcjach, w których pierwsze skrzypce grają postaci o rozmaitej aparycji. Grubi, szczupli, wysocy, niscy – nasze ciała są różne, dlaczego animacja miałaby zakłamywać rzeczywistość?

Remigiusz RÓŻAŃSKI