Nowe-stare rozdanie, czyli o wyborach w Brazylii słów kilka

Luiz Inácio Lula da Silva zdobył nad Jairem Bolsonaro minimalną przewagę. fot. Thayse Ribeiro, Flickr

W październiku mieliśmy szansę obserwować jedno z ciekawszych wydarzeń politycznych, czyli wybory prezydenckie w Brazylii. Dla przeciętnego mieszkańca naszego kraju, czy w ogóle Unii Europejskiej mogłoby się wydawać, iż niewiele one dla nas znaczą. Pozory jednak często mylą, miniona elekcja w największym kraju Ameryki Łacińskiej miała spore znaczenie dla naszego globu. 

Liczących się kandydatów było dwóch: ubiegający się o reelekcję urzędujący prezydent, przedstawiciel Partii Liberalnej Jair Bolsonaro oraz były prezydent Brazylii, członek Partii Pracujących Luiz Inácio Lula da Silva. Wybory już od samego początku, czyli od ogłoszenia kandydatów i rozpoczęcia kampanii zapowiadały się na wydarzenie o nienaturalnie podwyższonej temperaturze.  

„Brazylijski odpowiednik Trumpa” 

Jair Bolsonaro ukończył kurs oficerski w Academia Militar das Agulhas Negras.  Swoją aktywność w polityce rozpoczął od 1988 roku, kiedy to został wybrany na radnego w Rio de Janeiro. Trzy lata później zdobył mandat deputowanego do Kongresu. Zasiadał w nim, aż do 2018 roku, kiedy zdecydował się na start w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Socjalliberalnej.   Podczas jednego z wieców wyborczych w Juiz de Fora został trzykrotnie dźgnięty nożem w brzuch. Pomimo hospitalizacji, Bolsonaro i tak wygrał wybory, pokonując w II turze Fernando Hadadda. Co ciekawe pierwotnie jego kontrkandydatem miał być Lula da Silva, ale uniemożliwił to sąd, skazując Lulę prawomocnym wyrokiem.  Urząd prezydenta objął 1 stycznia 2019 roku. 

Poglądy Bolsonaro określane są mianem prawicowych, niekiedy przechodzących w skrajność. W wypowiedziach dla mediów wielokrotnie wyrażał swoją aprobatę dla dyktatur wojskowych, pokazując swoje szczególne uznanie dla chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta. Do historii przeszły jego wypowiedzi z 1999 roku o potrzebie rozwiązania parlamentu i wywołania wojny domowej w celu „uspokojenia” sytuacji w kraju. Postuluje szerszy dostęp do broni. Uważa się za „dumnego” homofoba. W czasie swojej kadencji wielokrotnie spotykał się z Donaldem Trumpem, którego podziwiał i postulował zacieśnienie relacji między Brazylią a Stanami Zjednoczonymi. 

Swoimi poglądami dotyczącymi Amazonii zszokował opinię publiczną. Otwarcie mówił o potrzebie likwidacji części parków narodowych w obrębie lasu. Postulował delegalizację organizacji, takich jak Greenpeace, czy WWF. Uważał, że Brazylii „nie stać” na respektowanie klimatycznych porozumień paryskich, a Amazonia musi zostać maksymalnie wykorzystana w celach ekonomicznych. 

(Nie)oczywista nadzieja 

Luiz Inàcio Lula da Silva urodził się w robotniczej rodzinie z Pernambuco. Już od wczesnych lat swojego życia angażował się w działalność lewicowych związków zawodowych. W wieku 11 lat, po ukończeniu czterech klas szkoły podstawowej zaczął pracę jako pracownik niewykwalifikowany. Aktywność związkowa była o tyle ryzykowana, iż były to czasy rządów rządów reżimu wojskowego. W latach 80. kierował m.in. strajkiem generalnym metalowców i wyrósł na swoistego lidera ludu pracującego. Kampanie społeczne z jego udziałem doprowadziły do zmiany władzy i konstytucji Brazylii. W parlamencie zasiadał od 1986 roku z ramienia Partii Pracujących. 

W swoim piątym starcie w 2002 został finalnie wybrany na prezydenta Brazylii. Zdobył ponad 60% głosów obywateli. Piastował ten urząd do 2011 roku. W czasie jego kadencji poparcie dla Luli sięgało niekiedy 80%, sytuacja życiowa wielu Brazylijczyków uległa wtedy znacznej poprawie, nie udało się jednak wyeliminować problemu ubóstwa czy wzmożonej przestępczości. 

W 2014 roku wszczęto śledztwo w sprawie łapówek i przestępstw gospodarczych popełnionych przez najwyższych urzędników i przedstawicieli biznesu w czasach rządów Luli i prezydentki Dilmy Rousseff. 2017 rok przyniósł zaskakujące dla Brazylijczyków oskarżenia kierowane wobec Luli da Silvy. Zaskakujące o tyle, iż były prezydent był również liderem sondaży wyborczych w 2018 roku. Ostatecznie został skazany na 8 lat i 10 miesięcy więzienia. Po niecałych dwóch latach został zwolniony z więzienia. W 2021 roku został oficjalnie uniewinniony przez Sąd Najwyższy Brazylii. Lula od razu po tym zapowiedział swój start w wyborach w 2022 roku. Mimo wciąż wysokiego wyniku sondażowego część Brazylijczyków straciła zaufanie do Luli z powodu jego perturbacji z prawem. 

Wybory pod znakiem polaryzacji 

Demonstracja przeciwników Jaira Bolsonaro w São Paulo. fot. Marilia Castelli/unsplash

Kampania wyborcza od samego początku miała bardzo gorący charakter. Obaj kandydaci przerzucali się nawzajem oskarżeniami. Wyjątkowo nośnymi tematami były korupcja dotykająca najwyższych urzędników oraz wzmożona przestępczość. Ułatwienie dostępu do broni pod rządami Bolsonaro zostało jasno odczytane przez Lulę jako powód wzrostu poziomu niebezpieczeństwa na brazylijskich ulicach. Oczywistym elementem kampanii był temat odbywania przez Lulę kary. Urzędujący prezydent nazywał byłą głowę państwa przestępcą, złodziejem czy oszustem. Lula odrzucał te oskarżenia, prezentując Bolsonaro jako faszystę i osobę, która zagraża porządkowi publicznemu. Spora część kampanii była również skupiona wokół tematu Amazonii. Jak nie trudno się domyślić mieliśmy tu do czynienia z dwoma przeciwstawnymi stanowiskami. 

Wszystkie te czynniki spowodowały ogromną polaryzację społeczeństwa brazylijskiego. Agresywna kampania dała się we znaki w przestrzeni publicznej. Na ulicach brazylijskich miast do samego końca, a później już po wyborach było czuć atmosferę napięcia. W ostatnich sondażach przed I turą Lula miał nad Bolsonaro przewagę wynoszącą średnio 10-15 punktów procentowych. W niektórych sondażach były prezydent wygrywał już w pierwszej rundzie. Ostatecznie doszło do drugiego starcia, jednak Lula da Silva nie dał za wygraną i mimo topniejącej przewagi wygrał wybory w stosunku procentowym 50,9 do 49,1. 

Kadencja inna niż poprzednie 

Luiz Inácio Lula da Silva przejmuje stery Brazylii w bardzo trudnym dla tego kraju okresie. Czas nagłego, szeroko pojętego rozwoju, który dokonał się za pierwszych dwóch kadencji, minął. Kraj po pandemii, kryzys gospodarczy, niepokoje społeczne, sytuacja w fawelach, wojna na wschodzie Europy, wycinka Amazonii to tylko niektóre z zagadnień, z jakimi musi zmierzyć się były, a teraz już obecny prezydent. Kluczem do płynnego sprawowaniu rządów może okazać się pozyskanie elektoratu byłego prezydenta. Nie da się jednak ukryć, iż będzie to bardzo trudne, biorąc pod uwagę stopień polaryzacji i poglądy Jaira Bolsonaro. Atutem Luli jest jego przeszłość. Już od dziecka był mocno zaangażowany w sprawy społeczne. Będzie to szczególnie ważne w kontekście w walki z ubóstwem i przestępczością w fawelach. Problem ten był jednym z priorytetów poprzedniej kadencji Luli, a skuteczna walka z nim dała mu szerokie poparcie społeczne. Da Silva zapowiada również objęcie Amazonii ochroną o wiele większym stopniu niż dotychczas. Aby spełnić tę obietnicę musi poradzić sobie z lobby wycinkowym postulującym dalsze spustoszenia. 

Doświadczenie – to może okazać się kluczowe w kwestii stabilizacji sytuacji w Brazylii. Lula je ma, pytanie brzmi, czy wystarczy mu siły, energii i pomysłów na nowe, zdecydowanie inne czasy niż lata 2003-2011. 

Filip STACHOWICZ