Od wojskowego do prezydenta. Droga Hindenburga do władzy

Hindenburg zasłynął podczas I wojny światowej/Źródło: Wikimedia Commons/Bundesarchiv

Z całą pewnością można powiedzieć, że współcześnie, szczególnie w Polsce, Paul von Hindenburg kojarzony jest przede wszystkim z roli jaką odegrał w dojściu Hitlera do władzy. Jego dokonania z okresu I wojny światowej oraz fakt, że dla wielu był uosobieniem niemieckiego imperializmu i konserwatyzmu są raczej pomijane, a to właśnie one zadecydowały, że został prezydentem Republiki Weimarskiej.  

Należy zwrócić uwagę, że okres sławy Hindenburga nadszedł dla niego relatywnie późno, bo dopiero w 1914 roku, kiedy miał już 66 lat i od trzech lat przebywał na emeryturze. Problemy na froncie wschodnim doprowadziły niemiecki sztab generalny do decyzji, aby powołać go na stanowisko dowódcy 8. Armii, która stacjonowała w Prusach Wschodnich. Dzięki taktycznemu geniuszowi szefa swojego sztabu Ericha Ludendorffa, udało mu się szybko rozgromić armie rosyjskie najpierw w bitwie pod Tannenbergiem, a później nad Jeziorami Mazurskimi. Niemiecka propaganda wojenna wykorzystała tę sposobność niemalże perfekcyjnie. Wykreowała Hindenburga jako tego, który był przy zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku, a teraz w godzinie wielkiej próby przybył ratować ojczyznę w opałach. Wizerunek ten był intensywnie eksploatowany doprowadzając go w 1916 roku do roli szefa Sztabu Generalnego, którą pełnił do 1919 roku.

Głośno zrobiło się o nim ponownie w 1925 roku, kiedy po śmierci Friedricha Eberta zdecydował się ubiegać o urząd prezydenta. Jednakże wobec jego kandydatury pojawiło się wiele obaw, podkreślano jego wojskowe pochodzenie, co stawiano na równi z jego monarchistycznymi, antydemokratycznymi i konserwatywnymi poglądami. Hindenburg w kontrze do tego obiecał przestrzegać konstytucji Republiki Weimarskiej i co ostatecznie wielu mogło zdziwić, obietnicy dotrzymał. Bardzo dobrze ilustrowało niestabilność okresu międzywojennego to przez jakie środowiska był popierany – w 1925 roku przez konserwatywną prawicę, a siedem lat później przez centrolewicę. – To oczywiście trzeba widzieć w pewnym kontekście, w kontekście tego, kim był Hindenburg i na czym polegała jego pozycja w Niemczech po I wojnie światowej. Po pierwsze, był on swego rodzaju wcieleniem ducha dawnych Niemiec, czyli Niemiec epoki wilhelmińskiej. To był czas złoty dla tego kraju i dla jego obywateli, bo był to okres najszybszego rozwoju, największego wzrostu potęgi, takiego swoistego przekonania o tym, że Niemcy są narodem, który jest predestynowany do panowania. To się wszystko oczywiście efektownie skończyło w roku w 1918 roku. Niemniej jednak, Hindenburg nie był kojarzony z klęską, tylko wręcz przeciwnie – ze zwycięstwem. Funkcjonował jako ktoś, kto zaprzecza mitowi o klęsce Niemiec, był w pewnym stopniu wcieleniem mitu politycznego, który istniał po I wojnie światowej i dotyczył tzw. pchnięcia nożem w plecy. Jeśli chodzi o konserwatyzm Hindenburga, popierały go przede wszystkim jego macierzyste środowiska, czyli środowiska konserwatywnej prawicy, ale nie o zabarwieniu nacjonalistycznym. To były ugrupowania, które początkowo odgrywały w Niemczech po 1918 roku dość znaczącą rolę, ale później szczególnie od roku 1929/30, kiedy przyszedł Wielki Kryzys, nastąpił ich raptowny upadek ze względu na to, że elektorat prawicowy został przejęty przez NSDAP. W tym momencie Hindenburg stał się kimś o kim można było powiedzieć, że był taką ostatnią linią oporu przed nazizmem i to właśnie dlatego podczas ubiegania się o drugą kadencję poparły go ugrupowania takie jak Partia Centrum – tłumaczy prof. UAM dr hab. Paweł Stachowiak.

Interesującym w tym kontekście jest to, w jakich okolicznościach Hitler został dopuszczony przez Hindenburga do władzy. – Najciekawszym momentem jest 1932 rok, kiedy naziści wygrali wybory uzyskując prawie 40% głosów i w zasadzie, jeżeli Niemcy byłyby wtedy republiką parlamentarną, a nie prezydencką, to Hitler powinien automatycznie zostać kandydatem na kanclerza i tworzyć rząd. Jednakże Republika Weimarska była republiką prezydencką, dzięki czemu Hindenburg mógł się nie zgodzić na powołanie Hitlera na kanclerza i tak też zrobił. Pomimo tego, że NSDAP była największą partią w Reichstagu, Hindenburg miał powiedzieć, że nie mianuje tego „czeskiego gefrajtra” kanclerzem, bo on doprowadzi Niemcy do upadku i twardo się opierał przez ponad pół roku przed różnego rodzaju naciskami. Uległ w 1933 roku, w styczniu, pod naciskiem swojego ulubieńca politycznego, czyli Franza von Papena, który uważał, że Hitlera będzie się dało kontrolować. Nawiasem mówiąc jak już gabinet Hitlera został powołany i ministrowie udawali się na zaprzysiężenie, Papen miał powiedzieć do swoich towarzyszy partyjnych: „panowie, wynajęliśmy go”. Trzeba jeszcze pamiętać, że istotną rolę odegrał syn prezydenta Hindenburga, czyli Oskar Hindenburg, którego zdanie okazało się decydujące podczas podejmowania decyzji. Dodatkowo w 1933 roku Paul von Hindenburg był już człowiekiem raz, że wiekowym, dwa, że mocno schorowanym, zaczęły się u niego pojawiać pierwsze oznaki demencji, co mogło wpłynąć na jego decyzję – dodaje prof. Stachowiak.

Historycy często podkreślają, że postać Hindenburga nie jest jednoznaczna. Z jednej strony, do czego sam się w poufnym liście przyznał, był współodpowiedzialny za przebieg I wojny światowej oraz dojście Hitlera do władzy, a z drugiej strony był szanowanym mężem stanu, który był w stanie utrzymać Niemcy w jedności i – niestety – jedynie do pewnego czasu zapobiec dyktaturze nazistów. 

Adam BRATKA