Co się wydarzyło w Cannes – relacja z 76. edycji festiwalu

Twarzą tegorocznej identyfikacji wizualnej festiwalu była
ikona francuskiego kina, aktorka Catherine Deneuve Źródło: materiały własne

Tegoroczne Cannes należało do kobiet. W konkursie głównym brała udział rekordowa liczba reżyserek, Złotą Palmę zgarnęła francuska twórczyni Justine Triet, a podczas festiwalowego „rendez-vous” z Jane Fondą, aktorka ze sceny odczarowała mit Jeana-Luca Godarda, mówiąc: „Był świetnym filmowcem. Czapki z głów. Ale jako mężczyzna? Przykro mi. Nie, nie”. 76. edycja z pewnością nie należała do nudnych ani czarno-białych.

Wspomniałam o rekordzie. Spośród 21 filmów startujących w konkursie głównym w Cannes, kobiety wyreżyserowały aż… siedem. Ta oszałamiająca liczba, jakkolwiek żałośnie może wyglądać na tle dwa razy większej grupy reżyserów, jest powodem do dumy. Myślenie o parytetach, przy jednoczesnym zachowaniu dbałości o jakość prezentowanych filmów czy rugowanie dyskryminacji ze względu na płeć w branży filmowej to istotne konteksty, o których warto pamiętać.

Festiwalowe anomalie

Z jednej strony, wydaje się, że canneńskie święto kina wpisuje się we współczesne standardy poprawności politycznej, stara się być bardziej inkluzywne i mniej obojętne, chociażby na nadal trwającą wojnę w Ukrainie. Z drugiej, ma się wrażenie, że na żadnym innym festiwalu film otwarcia nie mógłby by wyreżyserowany przez winną napaści na dziennikarza dumną przeciwniczkę ruchu #metoo, która do jednej z głównych ról zaprosiła bohatera najgłośniejszego procesu sądowego ostatnich lat, oskarżanego przez swoją byłą żonę o liczne nadużycia. Mowa oczywiście o Maïwenn i jej filmie „Kochanica Króla”, w którym główną postać – faworytę Ludwika XV gra sama reżyserka, a szalejącego na jej punkcie władcę, wyklęty z Hollywood Johnny Depp. I mimo że nie jest to jego popisowy występ, Depp udowadnia, że jest gotowy na nowe aktorskie wyzwania, tym razem, z dala od mainstreamu i amerykańskiego kina.

Filmowe kontrasty

Konkurs 76. edycji festiwalu uważam za wyjątkowo różnorodny. Pojawił się udany kobiecy debiut reżyserski „Banel & Adama” w reż. Ramata-Toulaye Sy; szmirowy film z Seanem Pennem – „Black Flies” Jean-Stéphane Sauvaire oraz kilka wartościowych tytułów spod znaku kina autorskiego – „About Dry Grasses” Nuri Bilgego Ceylana, „Club Zero” Jessicy Hausner czy „Fallen Leaves” Akiego Kaurismakiego. Po 15 latach do Cannes wrócił Wim Wenders, dzieląc widownię kameralnym „Perfect Days”. Niemiecko-japońska produkcja z jednej strony posługuje się orientalistycznymi kliszami i romantyzuje Tokio, z drugiej wzruszająco portretuje codzienność głównego bohatera i zachęca widza do celebrowania w życiu drobnych rzeczy. Tegoroczna edycja cechowała się również wyjątkowo długimi metrażami, co nie studziło jednak festiwalowych emocji. Dokument Wang Binga „Youth” trwał 212 min, pozakonkursowe „Killers Of The Flower Moon” Martina Scorsesego 206, a film Ceylana 197.

Zaskakującym tematem przewijającym się pobocznie w dwóch filmach konkursowych był grooming. W „May December”, ociekającej cringem satyrze na tabloidową Amerykę, Todd Haynes przedstawia historię Gracie (Julianne Moore) i Joego (Charles Melton), którzy wiele lat temu wywołali w kraju gargantuiczny skandal obyczajowy. Trzydziestosześcioletnia kobieta uwiodła swojego obecnego męża, gdy ten miał zaledwie 13 lat. Temat wykorzystania nieletniego przez toksyczną kobietę Haynes oprawia w sporą dawkę ironii, co potęguje uczucie dyskomfortu. W zupełnie inne tony uderza za to Ceylan w „About Dry Grasses”, w którym mizantropiczny nauczyciel faworyzuje jedną ze swoich nastoletnich uczennic. Samet (Deniz Celiloğlu) w pokrętny sposób dostrzega w dziewczynce pokrewną duszę, a ta po kryjomu pisze do niego listy miłosne. Turecki reżyser nie idzie jednak na łatwiznę, czyniąc z Sameta oraz młodej Sevim postaci wyjątkowo niejednoznaczne.

Kobiecym okiem

Na festiwalu nie zabrakło wątków feministycznych – w coming-of-age’owym „Homecoming” Catherine Corsini opowiada historię trzech kobiet: Kheididji (Aïssatou Diallo Sagna) i jej nastoletnich córek, Farah (Esther Gohourou) oraz Jessiki (Suzy Bemba), które na Korsyce poszukują swoich rodzinnych korzeni, przeżywają seksualne przebudzenie oraz odkrywają siłę kobiecego wsparcia. Emancypacyjny w duchu jest również „Firebrand” w reż. Karim Aïnouz ukazujący herstorię ostatniej żony okrutnego Henryka VIII, Katarzyny Par, w którą wciela się hipnotyzująca Alicia Vikander. Zaangażowana politycznie królowa po kryjomu sabotuje swojego męża-tyrana (ucharakteryzowany nie do poznania Jude Law), który przejawia coraz większe pragnienie ścięcia swojej nieposłusznej żony.

Nie tylko konkurs

Do pozakonkursowych smakowitości możemy zaliczyć „Indianę Jonesa i Artefakt Przeznaczenia”, czyli kwintesencję kinowej ekstazy, która dla wielu może stać się produkcją spod szyldu „guilty pleasure”. James Mangold składa hołd kultowej serii, prezentując niemal idealne zwieńczenie przygód słynnego archeologa. Na festiwalu premierę miał również apetyczny wizualnie krótki metraż Pedro Almodóvara pt.: „Strange Way of Life”, którego koproducentem jest Yves Saint Laurent. Duetu miłosnego Ethana Hawke’a i Pedro Pascala w westernowej odsłonie nikt się nie spodziewał, a każdy potrzebował.

Rodacy w Cannes

Na festiwalu pojawiły się polskie akcenty. W canneńskiej sekcji ACID znalazło się „Skąd Dokąd”, czyli wojenne kino drogi w reż. Maćka Hameli. Obraz najpierw zwyciężył w Konkursie Polskim na Millenium Docs Against Gravity, a także zgarnął Nagrodę Stowarzyszenia Kin Studyjnych, by kilka dni później na Lazurowym Wybrzeżu spotkać się z ciepłym przyjęciem festiwalowej widowni oraz zagranicznych mediów. Z kolei filmowana w Oświęcimu „Strefa Interesów”, której autorem zdjęć jest Łukasz Żal, a producentką Ewa Puszczyńska, to jeden z najważniejszych tytułów tegorocznego festiwalu. Ukazujący nazistowskie zbrodnie z perspektywy oprawcy film wszczyna dyskusję na temat ludzkiej bierności oraz powszedniości otaczającego nas zła.

And the winner is…

Na czele barwnego, międzynarodowego jury stanął charyzmatyczny Ruben Östlund, dwukrotny laureat Złotej Palmy, który w zeszłym konkurentów pokonał czarną komedią „W trójkącie”. Reżyser prowadził intensywne obrady m.in. z Julią Ducournau, francuską zwycięzczynią Złotej Palmy w 2021 roku za głośne „Titane”; argentyńskim reżyserem Damiánem Szifronem, twórcą nagradzanych „Dzikich historii” oraz Paulem Dano, amerykańskim aktorem pracującym dla twórców, takich jak: Paolo Sorrentino czy Steven Spielberg. Wydaje się, że werdykt jury usatysfakcjonował zarówno bookmacherów, jak i krytyków. Za najlepszy scenariusz nagrodzono pracę Sakamoto Yuji przy filmie „Monster” w reż. Hirokazu Kore-edy, który pierwszy raz w swojej karierze powierzył stworzenie scenariusza innej osobie. Nagroda Jury trafiła do Kaurismakiego, a Najlepszym Reżyserem okazał się Tran Anh Hùng za film „Bulion i inne namiętności”, który powstał ze szczerej miłości wietnamskiego reżysera do jedzenia. Jury doceniło fenomenalną Merve Dizdar za rolę Nuray w filmie Ceylana oraz Kojiego Yakusho za wzruszający występ w „Perfect Days”. Wszyscy ci, którzy byli zawiedzeni brakiem statuetki dla magnetyzującej Sandry Hüller z pewnością odetchnęli z ulgą, gdy jury nagrodziło oba filmy z jej występem – Grand Prix powędrowało do mistrzowskiej „Strefy Interesów”, a Złota Palma do trzymającego w napięciu „Anatomy Of a Fall”.

Tym sposobem Justine Triet znalazła się w prestiżowym, wąskim gronie laureatek Złotej Palmy, tuż obok Jane Campion oraz Julii Ducournau. Podczas konferencji prasowej francuska reżyserka nie kryła wzruszenia: „Dziś jest wśród nas więcej kobiet. Jestem uradowana tą nagrodą i tym, że jestem trzecią kobietą [która zdobyła Złotą Palmę], to trochę szalone. Jestem bardzo wzruszona, chyba jeszcze to do mnie nie dotarło. To, co mnie bardzo cieszy, to fakt, że film wywoła efekt domina. Trzecia kobieta? To dobrze wróży przyszłości. Kobiety nadchodzą”. Wszystko wskazuje na to, że to nie koniec kobiecych triumfów w Cannes. Trzymajmy kciuki, aby w kolejnych latach festiwal pobijał kolejne konkursowe rekordy.

Daria SIENKIEWICZ