Polska rap-scena kwitnie jesienią. Podsumowujemy ostatnie miesiące roku

Ostatnie miesiące przyniosły słuchaczom mnóstwo nowych
brzmień. Źródło: fot. kolaż własny, Martyna Kościelska

Sezon festiwalów rapowych minionego lata nie zawiódł – sympatycy z całego kraju mieli szansę bawić się na Sun Festival, SBM FFestival czy Hip Hop Festival. Niezaspokojony głód na nowe brzmienia zaogniali obecni na scenach artyści. Na lipcowym Sunie w Kołobrzegu swoje niewydane single teasowali publiczności m.in. Pro8bl3m, Otsochodzi, Oki czy Żabson. Mimo iż ,,plakaty festiwalowe sobie blakną’’, a za oknem zgubnie szukać śladów letniej aury, to wraz z nadejściem jesieni na polskiej rap-scenie wcale nie ucichło.

Już w pierwszych dniach września sympatycy Pro8l3mu otrzymali od tego zgranego duetu niemały prezent – singiel zatytułowany „Nicea”. Stanowi on muzyczną zapowiedź albumu „ProXl3m”, zwieńczającego dziesiątą rocznicę działalności artystów. Panowie wrócili z niemałym przytupem – wypuścili też wyjątkowy preorder zawierający m.in. telefony Nokii z klapką, na które nieliczni właściciele będą otrzymywać informacje o akcjach przygotowanych specjalnie przez muzyków.

Pierwszy numer ukazał się wraz z teledyskiem, serwując odbiorcom doznania na najwyższym poziomie. Wideo dopełnia mistrzowską lirykę, nieprzypadkowo przepełnioną nawiązaniami i follow-upami. Całość tworzy bardzo krytyczny komentarz do kondycji polskiej sceny rapowej. Opisuje nieprzyjazne środowisko przepełnione pozerstwem, nawiązując też do wątpliwego poziomu tekstów. „Nicea” to pogarda dla sztucznego gangsterskiego życia kreowanego przez artystów zachłyśniętych popularnością i pieniędzmi.

Kilka tygodni później do tracklisty nadchodzącego krążka dołączył numer „Mayday” i wdzięcznie kontynuował dobrą passę. Odmienna forma z nadzwyczajnie śpiewanym refrenem Oskara, który słuchaczy przyzwyczaił do bardziej mówionego stylu, została ciepło odebrana przez fanów. W pierwszych linijkach odpowiada on na zarzuty dotyczące monotematyki w tekstach i wprowadza postać niejakiego Andrzeja. Zrodziły się spekulacje dotyczące tego obecnego w obu singlach bohatera. W ,,Nicei” słuchacze są świadkami życia dorosłego mężczyzny, tkwiącego w ryzykownym narkotykowym biznesie, z którego – jak dowiadujemy się w retrospektywnej akcji ,,Mayday” – jako młody chłopak chciał się wydostać, ale dla którego ,,życie inny plan miało”. Oryginalne brzmienia Steeza wraz z mistrzowskim storytellingiem Oskara pozostawiły słuchaczy w jeszcze bardziej wygłodniałym oczekiwaniu na premierę płyty, która podsumowuje ich wspólną dekadę na scenie.

Niezrozumiały prekursor?

Mata z albumem „<33” nie porwał jednogłośnie fanów wyczekujących na jego premierę od maja. Matczak po raz kolejny podkreślił, że nie zależy mu na wpasowaniu się w trendy „eskowych” hitów ani na spełnianiu niczyich oczekiwań. Prosta liryka zestawiona z przetworzonymi dźwiękami stanowi znaczny kontrast z brzmieniem starszych numerów, wokół których zebrało się grono wiernych sympatyków. Płyta stanowi niejako manifest rapera, przez który sygnalizuje niechęć do nagrywania pod publikę. Sugeruje, iż niezrozumienie wynika ze stylu wyprzedzającego swoje czasy. W numerze ,,tired of love” adresuje ten problem bezpośrednio: „W sumie to wiem, że ta płyta nie siądzie; Ale przyznacie, że byliście w błędzie nam; Za parę lat, może za dziesięć, a może za dwa”. Wokół tego awangardowego krążka zrodziła się dyskusja dotycząca planów Maty i niejasnych decyzji podejmowanych zarówno w światku muzycznym, jak i wizerunkowym. Jednego nie da się mu odmówić – eksperymentuje, zdając sobie sprawę z konsekwencji, którymi w zasadzie nigdy specjalnie się nie przejmował.

Powstała także teoria sugerująca drugie znaczenie albumu „<33”. Chrześcijański motyw na okładce i 14 singli nawiązujących treścią do 14 stacji drogi krzyżowej miałyby symbolizować celowe przyjęcie roli Jezusa. Wraz z ostatnią stacją, Matczak kończy z niedocenianym przez otoczenie stylem, za którym podążają nieliczni. Na kolejnym, zapowiadanym już albumie, odrodzi się na nowo, odzyskując tym samym „wiarę” ludzi. Głosom domagającym się ambitniejszej „nawijki” w wydaniu rapera może natomiast spodobać się wypuszczony w październiku numer „GiEwOnT”. Nieprecyzyjnie ukierunkowany, wielowątkowy numer, w którym przez ponad pięć minut porusza się po całym spektrum swoich poglądów, do tego intrygujący teledysk – Mata po odejściu z SBM przypomina wszystkim, co potrafi.

Wytęskniony powrót

Końcówka września należała do Taco Hemingwaya. W przeddzień zakończenia kalendarzowego lata raper powrócił, pocieszając niejako słuchaczy zestawem 23 kawałków spiętych na płycie ,,1-800-OŚWIECENIE”. Wszystkie znalazły się na liście TOP50 Polska na Spotify (w tym na pierwszych osiemnastu miejscach), a sam Taco przygarnął trzecie miejsce na świecie wśród światowych premier albumów, zaraz po Doja Cat i Lil Teccu. Słowem – zamieszał.

Fani obdarowani zostali kolejnym krążkiem koncepcyjnym – tym razem stając się słuchaczami nocnej audycji radiowej. Rozpoczyna ją sam dzwoniący na infolinię Filip, szukający rady na powrót do muzycznej kariery po długiej przerwie – ponad tysiącu dni. W jego ślad idą inni, zgłaszając się do redaktora ze swoimi problemami i lękami. Przekaz dobrze trafia do starszych odbiorców, dotyka bowiem kwestii rozczarowania dorosłym życiem, poczucia nieuniknionego przemijania, prób wpasowania się w oczekiwania świata i poszukiwania w tym wszystkim szczęścia. Całość spięta jest klamrą: w pierwszym i ostatnim numerze raper opisuje prywatne odczucia artysty, którego życie zawsze pozostaje obiektem spekulacji innych osób. Przybrany format sprawia, że można utożsamić się z przekazem właściwie bez większego wysiłku – słuchacz wciągnięty zostaje w konwersację, pewnego typu muzyczną terapię, ostatecznie przynoszącą ukojenie. Niepodważalny mistrz w operowaniu słowem, o wrażliwym spojrzeniu na świat oraz ujmującą świadomością wypełnianej jako artysta roli udowodnił, że dla tego doświadczenia warto było czekać.

Spełnione zapowiedzi

Bez echa nie przeszedł także wyczekiwany singiel Okiego – „Jeremy Sochan”, który przedpremierowo pokazał publiczności już w lipcu na Sun Festival. Warsztat rapera jest już na tyle wypracowany, że widać jak świadomie i ze smakiem się nim bawi. Koncept polega na tym, że Oki porównuje raperską drogę do kariery koszykarskiej, co dopełnia współpraca z zawodnikiem San Antonio Spurs. Chwytliwe i trafione dwuznaczności, spójność tematyczna, a do tego ukłon w stronę jednego z fanów, który stworzył wykorzystany w utworze bit – na sukces nowego brzmienia Oki nie musiał długo czekać. Po zaledwie 24 godzinach kawałek znalazł się na pierwszym miejscu na polskiej liście przebojów Spotify, trzymając się go kurczowo przez kolejne tygodnie. Tydzień po premierze własnego numeru pojawił się u Sobla. Powracający zgodnie z wakacyjnymi obietnicami raper wypuścił w ramach tej współpracy podwójny singiel, sam natomiast zagościł na „1000 lat” u Waimy.

W zupełnie innym klimacie przedstawił się z kolei Żabson na EP-ce „Macrodosing” wydanej wraz z Kronkel Domem, zapowiadanej na głównej scenie w Kołobrzegu jako miks hip-hopu z afrobeats. Lirycznie płytko, za to zdecydowanie skocznie i klubowo. Wygląda to na umyślne zagranie, zważając na to, że zimową porą to tam przenoszą się outdoorowe imprezy. Natomiast dla sympatyków Żabsona z ery „To ziomal”, nie będzie to nadto interesująca pozycja.

Ostatnie trzy miesiące obfitowały w udane premiery i powroty. Polska rap-scena wciąż dynamicznie się rozrasta, stwarzając tym samym bardzo zróżnicowane poziomem środowisko. Jednak dla sympatyków gatunku to dobry czas – można odnaleźć muzyków, których twórczość pozwala cieszyć się zdumiewająco emocjonującymi doznaniami.

Martyna KOŚCIELSKA