Upadek i odrodzenie Slowdive. Powrót zespołu do Polski

Slowdive obecnie grają koncerty na jakie w latach 90. nie mogli liczyć. Źródło: flickr.com/deepskyobject

Rok 2024 zapowiada się obiecująco. Oprócz gwiazd corocznych festiwali nasz kraj mają w planach odwiedzić między innymi: Metallica, Depeche Mode i The Smashing Pumpkins. A 27 stycznia do warszawskiej Progresji zawita Slowdive. Zespół wraca do Polski po zeszłorocznym występie na Off Festival. Jak przystało na jedną z największych ikon shoegaze’u, ikonę, której dzisiejszy status niegdyś mogła zwiastować jakość ich muzyki, nadchodzący koncert szybko został wyprzedany.

Chociaż dzisiaj Slowdive wymieniany jest wśród najważniejszych zespołów lat 90., grupa zakończyła działalność w 1995 roku. z powodu zdecydowanej krytyki prasy muzycznej i niewielkiego zainteresowania publiczności. Gitarzysta formacji Christian Savill w rozmowie z Red Bullem wspominał: – w Anglii dziennikarze muzyczni mocno kreowali gusta. Cokolwiek powie „NME” lub „Melody Maker” – powinieneś tego słuchać. Jeśli twierdzili, że: »Slowdive są gówniani, nie słuchajcie ich więcej«, dzieciaki przestawały przychodzić na nasze koncerty”. Z początku nic tego nie zapowiadało – pierwsze EPki zostały dobrze przyjęte, a zespół trafił do wytwórni Creation, po tym jak z grupą skontaktował się jeden z jej założycieli, Alan McGee. Wydawało się, że muzyków czeka udana kariera – oferowali słuchaczom muzykę, która, choć wywoływała wyraźne skojarzenia z poszczególnymi wykonawcami, stanowiła ich własną wersję shoegaze’u. Prezentowali bardzo dobry poziom artystyczny, dzięki czemu zaczęli wydawać płyty dla wytwórni, która współpracowała z istotnymi wówczas zespołami (między innymi Primal Scream i My Bloody Valentine), a w przyszłości miała także odnieść szczególny sukces za sprawą Oasis. Jednak już od premiery długogrającego debiutu, Slowdive mierzyli się z chłodnymi opiniami.

Slowdive powstało w 1989 roku. w Reading. Kluczowymi postaciami byli, zaprzyjaźnieni od dzieciństwa i już wcześniej wspólnie muzykujący, Neil Halstead i Rachel Goswell, zajmujący się wokalami i gitarami. Byli młodymi ludźmi; w chwili założenia Slowdive Halstead miał 19 lat, a Goswell dopiero 18. Reszta zespołu składała się z ich rówieśników. Sekcję rytmiczną stworzyli: basista Nick Chaplin i perkusista Adrian Sell, do składu dołączył wkrótce także trzeci gitarzysta Christian Savill. Zdaniem Halsteada, to po dołączeniu tego ostatniego, zainspirowanego Kevinem Shieldsem z My Bloody Valentine, zespół zaczął w większym stopniu wykorzystywać efekty i eksperymentować z brzmieniem. Gdy Sell zrezygnował z działalności w zespole na rzecz studiów, stanowisko perkusisty objął Simon Scott z formacji The Charlottes. Pierwszy materiał zarejestrowany przez zespół to trzy Epki – „Slowdive”, „Morningrise” i „Holding Our Breath”, które można znaleźć na niektórych wznowieniach debiutanckiego longplaya grupy z 1991 roku: „Just For a Day” oraz w streamingu.

Gapienie się na buty

Formacja była ważną częścią rodzącej się sceny shoegaze’owej. Nazwa gatunku pochodzi od dziennikarzy komentujących sceniczną prezencję muzyków, którzy mieli wpatrywać się w ziemię. Nie chodziło oczywiście o przypatrywanie się obuwiu, tylko o zestawy efektów, potrzebnych do uzyskania wyjątkowego, przetworzonego brzmienia i stworzenia ścian dźwięku. Eksperymenty sonorystyczne to kluczowa cecha shoegaze’u. Wyznacznikiem stały się także dream popowe melodie, czerpiące przede wszystkim z Cocteau Twins. Podwalin szukać można także u The Velvet Underground, Hüsker Dü, post-punka, noise rocka Sonic Youth, Dinosaur Jr. czy The Jesus and Mary Chain. Zespołem, który faktycznie ukuł z tych inspiracji zupełnie nowy styl był My Bloody Valentine, którego album „Loveless” dość zgodnie uważany jest za największe osiągnięcie nurtu. Slowdive inspirowało się zespołem Kevina Shieldsa; w melodii i nastroju słyszalne są także wpływy Cocteau Twins. Jedną z największych różnic między Slowdive a My Bloody Valentine jest to, że tak jak grupa Shieldsa często budowała ściany dźwięku brzmiące agresywnie i hałaśliwie, uzyskując kontrast pomiędzy dream popowymi melodiami, a noise’owymi gitarami, tak kwintet z Reading preferował rozmyte brzmienia i naleciałości ambientu, harmonijnie łącząc warstwę wokalną i instrumentalną. Bliższy dokonaniom pionierów shoegaze’u był najwcześniejszy autorski materiał zespołu, który mimo wyraźnej inspiracji prezentował indywidualny styl Slowdive, rozwijany już na debiutanckim „Just For a Day” i przede wszystkim następnym w dyskografii „Souvlaki”.

Przełom, który nie nadszedł

Gdyby „Souvlaki” w chwili premiery spotkało się z takim odbiorem, z jakim spotyka się dziś, mogłoby być dla zespołu momentem przełomowym. Niestety płyta uznawana za jedno z najważniejszych dzieł shoegaze’u i całej muzyki lat 90., przyjęta została tak jak jej poprzednik – chłodno. Sprzedawała się gorzej niż debiut, mimo że muzycznie prezentowała większą dojrzałość oraz wyższy poziom niż, także udany, „Just For a Day”. Album to przepełniona emocjami muzyczna wizytówka Slowdive, cechująca się shoegaze’owym brzmieniem, dream popowymi melodiami i eterycznym nastrojem. Styl grupy jest na tyle charakterystyczny, że całość brzmi niezwykle spójnie, a jednak zespół pozwolił sobie na pewną różnorodność – wystarczy spojrzeć na rozpoczynające album „Alison”, zdradzające wpływy muzyki elektronicznej, psychodeliczne „Souvlaki Space Station” i odchodzący od ścian dźwięku „Dagger”. W dwóch utworach – „Sing” i „Here She Comes” udzielił się Brian Eno, którego muzycy prosili o zostanie producentem płyty. Ten odmówił wyprodukowania „Souvlaki”, jednak zagrał we wspomnianych kompozycjach, będąc także współautorem pierwszej z nich. Na każdej z wymienionych płaszczyzn – brzmieniowej, melodycznej, nastrojowej, emocjonalnej i kompozycyjnej „Souvlaki” zaprezentowało wysoki poziom, pomimo że wewnątrz grupy miało wówczas miejsce rozstanie Halsteada i Goswell. Wokalista i gitarzysta niektóre piosenki napisał podczas pobytu w Walii, gdzie wybrał się na około dwa tygodnie za sugestią managera zespołu.

Rozpad i powrót

Po „Souvlaki” wydana została Epka „5 EP” (dołączana na reedycjach do drugiego albumu), pokazująca inspiracje muzyką elektroniczną. Kolejnym zaskoczeniem okazała się następna płyta, przynosząca zmiany nie tylko na stanowisku perkusisty (Scotta zastąpił Ian McCutcheon). „Pygmalion” to album odbiegający od wypracowanego stylu grupy, silnie czerpiący z post-rocka i ambient popu. Być może to jego odmienność sprawiła, że także dziś jest on nieco niedoceniany. Chociaż opinie na jego temat są pochlebne, wyraźnie znajduje się on w cieniu „Souvlaki”, mimo że nie ustępuje najsłynniejszemu dziełu grupy, a jego dodatkowym atutem jest podjęcie kroku naprzód i niezwykle udana wolta stylistyczna. Niestety płyta okazała się ostatnim wydawnictwem zespołu, który niedługo później się rozpadł. Członkowie składu nie porzucili jednak muzyki – Halstead, Goswell i McCutcheon założyli zespół Mojave 3, Savill Monster Movie. Nic nie zapowiadało się na to, aby powrócili kiedykolwiek pod szyldem Slowdive. Sytuację zmienił rozwój internetu, który ułatwił odkrywanie niedocenionych i zapomnianych zespołów sprzed lat. Goswell w wywiadzie dla „Interii” wspominała moment, w którym zauważyła zmianę w postrzeganiu shoegaze’u za sprawą portalu Myspace, gdy jeden z amerykańskich zespołów napisał, że jego gatunkiem jest shoegaze. „Bardzo mnie to zaskoczyło. To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że stał się czymś więcej i znaczy dla ludzi naprawdę dużo”. Jednak nawet gdy zespół zdecydował się na powrót w 2014 roku (za bębnami zasiadł Simon Scott) nadal nie wydawał się przekonany co do swojej faktycznej popularności. Tymczasem okazało się, że grupa, która wspomina, jak na jednym z jej koncertów większość niezbyt licznej publiki stanowiła kobieta zmywająca podłogę, obecnie wyprzedaje swoje koncerty i występuje na światowych festiwalach. W 2017 roku ukazała się płyta „Slowdive”, a w zeszłym roku „Everything Is Alive”. Aleksander GRĘDA