Wiele hałasu o tabletkę. O co chodzi z pigułką „dzień po”?

Pomimo szerszego dostępu do tabletek dzień po, będą istnieć pewne ograniczenia co do zakupu tego środka antykoncepcyjnego // fot. Tbel Abuseridze, Unsplash

Od początku maja tabletki „dzień po” mają być wydawane na receptę farmakologiczną. Rozszerzenie dostępności tego środka antykoncepcji awaryjnej, wiąże się z dyskusją na temat zasadności podejmowanych przez rząd decyzji, ale także samego działania pigułek. Tym samym w przestrzeni publicznej pojawia się wiele fałszywych stwierdzeń dotyczących tabletek „dzień po”.  Co jest prawdą, a co mitem?   

Tabletki „dzień po” budzą wiele kontrowersji. Czy słusznie? Zdecydowanie nie. Być może wiele obaw wynika z niedoinformowania. Zdaje się jednak, że w niektórych środowiskach owe kontrowersje wynikają z braku chęci poszerzenia swojej wiedzy i brania wszystkiego „na chłopski rozum”. W środowiskach konserwatywnych mówi się o tabletkach „dzień po” jako o środkach wczesnoporonnych oraz wskazuje się, że środki te są niebezpieczne dla kobiet poniżej 18 roku życia. Wszystko to nie jest prawdą. Czym więc tak naprawdę jest tabletka „dzień po” i co o niej wiadomo? 

Po pierwsze, jest to środek antykoncepcji awaryjnej, a nie środek przeznaczony do dokonania aborcji.  Dlatego należy go zastosować jak najszybciej od zakończenia stosunku seksualnego, podczas którego zawiodły inne metody antykoncepcji. Najwyższa skuteczność takiego preparatu (niezależnie od substancji czynnej) osiągana jest w momencie zażycia go do 24 godzin od aktu płciowego. Tabletka „dzień po”, wbrew temu, co mówią niektórzy, nie zadziała w momencie, gdy doszło już do zapłodnienia. Nie jest to więc środek wczesnoporonny. Tabletki te bowiem nie dopuszczają do uwolnienia komórki jajowej, która jest potrzebna do zapłodnienia.  Jeśli zatem kobieta przyjmie taką tabletkę, będąc już w ciąży, nie może ona zaszkodzić płodowi. Gorsze w skutkach jest wtedy spożywanie alkoholu czy palenie papierosów.

Warto jednak pamiętać, że tabletki „dzień po” to antykoncepcja awaryjna. Co to znaczy? Najprościej mówiąc – jest to preparat, który należy stosować tylko w wyjątkowych sytuacjach. Nie może on więc zastąpić klasycznych metod antykoncepcji tj. prezerwatyw czy tabletek antykoncepcyjnych. Wynika to z tego, że leki te zawierają w sobie dużą dawkę hormonów, co przy częstym stosowaniu (więcej niż raz w czasie tego samego cyklu miesiączkowego) w większym stopniu naraża na zaburzenia hormonalne, niż regularna antykoncepcja.  

Dodatkowo, jak każdy lek, pigułka „dzień po” ma działania niepożądane, które wbrew pozorom nie występują często. Objawy mogące wystąpić po zażyciu takich tabletek to między innymi: zawroty głowy, mdłości, zaburzenia cyklu miesiączkowego, ból w dolnej części brzucha, zmęczenie, ból piersi, wahania nastroju oraz wymioty. Warto zgłosić się do lekarza, jeśli wymioty wystąpią w ciągu dwóch godzin od zażycia pigułki. Być może wtedy będzie konieczne zażycie drugiej dawki.

Wśród prawicowych polityków często pojawia się teza, że tabletki „dzień po” będą stosowane przez kobiety, te nastoletnie czy też starsze, jak cukierki. Jest to dalekie od prawdy. Dostępność tych leków w szerszym zakresie niż dotychczas raczej nie sprawi, że nagle będą one kupowane po kilka sztuk. Jedna taka tabletka kosztuje od około 50 do ponad 100 złotych. Nie jest to więc mały wydatek, tym bardziej dla nastolatek.  Obecnie trzeba jeszcze ponieść koszty prywatnej konsultacji z lekarzem, który wyda receptę. Istnieje taka możliwość w ramach NFZ, ale jak wiadomo, wtedy trzeba trochę poczekać, a w przypadku tych tabletek czas jest na wagę złota. To oczywiście ma się zmienić za sprawą rozporządzenia, które ma wejść w życie od pierwszego maja. Receptę na pigułkę „dzień po” będą mogli wystawić farmaceuci, co usprawni wydawanie leków. Niemniej jednak dalej będą istniały ograniczenia – kobiety będą mogły skorzystać z możliwości wystawienia takiej recepty nie częściej niż raz na 30 dni. Dodatkowo będzie to program pilotażowy, co oznacza, że nie w każdej aptece będzie można dostać receptę farmaceutyczną. Taka możliwość pojawi się wyłącznie w punktach, które przystąpią do programu. 

Kolejny zarzut, już bardziej do samej idei ustawy niż konkretnie do samych tabletek „dzień po”, dotyczy możliwości zażycia tego preparatu przez kobiety od 15 roku życia. Istnieje bowiem obawa, że leki te są niebezpieczne dla osób poniżej 18 roku życia. Badania jednak wskazują, że nie ma różnic w stopniu bezpieczeństwa stosowania i skuteczności leku w przypadku osób poniżej 17 roku życia i kobiet dorosłych w wieku co najmniej 18 lat. Europejska Agencja Leków w 2014 zaleciła dostępność preparatu EllaOne bez recepty, a sam lek dopuszczono do obrotu w Unii Europejskiej już w 2009 roku. Dodatkowo WHO także wypowiedziało się na temat bezpieczeństwa tabletek „dzień po” dla osób poniżej 18 roku życia. Organizacja ta zaznaczyła, że nie ma medycznych przeciwwskazań co do stosowania tej metody antykoncepcji oraz że nie występują w tym przypadku ograniczenia wiekowe.  

Ostatecznie więc tabletki „dzień po” nie są tak straszne, jak malują je niektóre środowiska czy politycy. Oczywiście jest to środek farmakologiczny, który należy stosować z rozwagą. Niemniej jednak nie powinien on wywoływać tak wielu kontrowersji.  Wydaje się więc, że prócz rozwiązań legislacyjnych, przydałaby się lepsza edukacja seksualna albo chociaż kampania informacyjna, aby przybliżyć ludziom działanie takiej antykoncepcji awaryjnej.   

Olimpia OLIK