Vive la Nouvelle Calédonie? Protesty w Nowej Kaledonii

Na ulicach Numei (stolicy Nowej Kaledonii) płoną auta // źródło Flickr.com, David Stanley

Czy pamiętacie co robiliście 15 maja wieczorem? Większość z nas zapewne już jak przez mgłę. Jedni wiedzą tyle, że mieli pizzę na kolację, inni, że coś tam do roboty czy szkoły. Tymczasem prezydent Francji Emmanuel Macron właśnie tego wiosennego wieczora ogłosił stan wyjątkowy w pewnej części swojego kraju.

Nadloarskie rozlewiska nie drżą jednak z niepokoju o swoją, jak po przeczytaniu powyższego wstępu można by wnioskować, chybotliwej natury przyszłość, gdyż dzieli je bezpieczna odległość od epicentrum dziejotwórczych rozstrzygnięć. Uściślając, mowa o położeniu na dwóch różnych krańcach, dwóch różnych oceanów. Nowa Kaledonia bowiem, o niepokojach w której mowa, oddalona jest od Paryża o blisko 17 tysięcy kilometrów.

Konstytucja! Konstytucja!

Zamieszki w tym zamorskim terytorium Francji wybuchły na tle zmian konstytucyjnych ogłoszonych przez prezydenta kraju. Mają one pozwalać osobom pochodzenia europejskiego na udział w wyborach do lokalnych samorządów prowincji, o ile mieszkają oni w danym regionie dłużej niż 10 lat. Zapis ten popchnął rdzenną społeczność Nowej Kaledonii, która sama określa się mianem Kanaków, do spekulacji, iż nowelizacja przepisów ustawy zasadniczej zmniejszy ich rolę w kształtowaniu polityki lokalnej na rzecz krajan z dalekiej północy.

Jak łatwo można się domyślić do wymiany ostrych słów dochodziło już wcześniej. Tym razem w ruch poszły niestety także niekoniecznie tępe przedmioty. Przepychanki między ludnością tubylczą, a napływową zaczęły się już w nocy z poniedziałku 13 maja na wtorek 14, jednak to wydarzenia środowe były przyczyną eskalacji napięć do poziomu niespotykanego na tej niewielkiej wysepce od mniej więcej 25/30 lat.

Trochę światła na mroki historii

Aktualne rozterki wyspiarzy są do pewnego stopnia powodowane traumą postkolonialną i wywodzą się z długiej tradycji tendencji niepodległościowych. 171 lat temu, w 1853 roku, do lazurowych wód wybrzeża Nowej Kaledonii dobili przybysze z krainy tak odległej, że tubylcy nie byli w stanie nawet wyśnić bezmiaru dzielącej ich przestrzeni. Wtedy jeszcze żadna ze stron nie mogła przypuszczać, na jak długo świat przetnie ze sobą te wręcz antypodyczne kultury.

Przez większą część tego czasu koegzystowały one, nie wpływając na siebie nawzajem zanadto. Zmieniło się to zupełnie, kiedy w latach 70’ XX w. odkryto w tym egzotycznym skrawku świata spore pokłady niklu. Wtedy to francuski rząd zdecydował, by zmienić swoją politykę względem archipelagu. Zaczął on namawiać społeczeństwo centralnej części swojego państwa do zintensyfikowania procesu osiedlania się tamże tak, żeby mieć na miejscu więcej rąk do pracy oraz możliwość pogłębionej kontroli nad mieszkańcami de facto  kolonii.

Nowy skład, nowe kłopoty

Początkowo to rozwiązanie demograficzne nie przeszkadzało znacząco etnicznym Kanakom, gdyż wraz z Europejczykami na ich ziemie zaczął także spływać ich kapitał oraz ten zagraniczny. Poziom życia podnosił się równie szybko, co zamożności społecznej, jednak wszystko ma swoją cenę.

Już 15 lat po wprowadzeniu francuskiej inicjatywy procentowy udział ludności rdzennej w całokształcie populacji wynosił 47%. Wydawać się może, że to tylko nie mówiące zbyt wiele procenty, jednak wielu mieszkańców (całkiem słusznie) uznało to za początkowy objaw niekorzystnego dla nich trendu. Działo się tak dlatego, że za obywatelami ojczyzny Napoleona zaczęli przybywać na wyspę przedstawiciele krajów okolicznych po to, żeby skorzystać z możliwości zdobycia dużo większych niż przeciętne dla regionu wynagrodzeń.

Stan ten uwarunkowany był faktem, że z prawnego punktu widzenia Nowa Kaledonia nie była kolonią, a taką samą częścią Francji jak chociażby Paryż, Marsylia, Lyon czy Bordeaux, przez co inwestowanie na wyspie odbywało się na tych samych, korzystnych z punktu widzenia  przedsiębiorców, zasadach co w Metropolii.

Dla porównania choćby dzisiaj, kiedy wskaźnik PKB per capita wynosi w Polsce 18,7 tys.$, w tej części Francji stoi ono już na poziomie ok. 37 tys.$.

Nasza ziemia, nasze prawo

Problem z Indonezyjczykami i Wietnamczykami pojawia się, kiedy idzie o lokalny samorząd. Ponieważ większość Azjatów goniących za pracą kończy na farmach frankijskich potomków, ich polityczna reprezentacja w regionalnej legislatywie popiera w głosowaniach zazwyczaj stronę o korzeniach europejskich. Działania takie nie w smak są rdzennym Kaledończykom, którzy uważają, że w ten sposób ponownie oddają większość władzy byłym siłom kolonialnym. Właśnie przez wzgląd na te powody decyzja prezydenta Macrona spotkała się z gwałtowną reakcją mieszkańców wysp.

Z tego co aktualnie wiadomo, kilkudziesięciu oficerów służb porządkowych i ponad 300 cywilów doznało urazów, ponad 100 osób zostało aresztowanych, a 6 osób straciło życie w wyniku przelewającej się przez archipelag fali przemocy związanej z protestami. Co istotne, przywódcy ruchu niepodległościowego potępili rozlew krwi.

Rezydent Pałacu Elizejskiego zaprosił obydwa stronnictwa, zarówno kanackie, jak i proeuropejskie, by pod koniec lipca usiadły przy stole negocjacyjnym w Paryżu. Zaoferował także zniesienie zmian poczynionych w systemie głosowania, o ile strony konfliktu wypracują satysfakcjonujące je obie rozwiązanie.

Mateusz WASIELEWSKI