El clasico po polsku nie dla Lecha

To nie tak miało być – to jedna z najłagodniejszych opinii po szlagierowym starciu naszej ligi pomiędzy Legią Warszawa, a Lechem Poznań, zwanym też często polskim El clasico.

Starcie przy Łazienkowskiej w niczym nie mogło się równać temu, czym zachwyca się cała piłkarska Europa. W początkowej fazie spotkania to gospodarze zaatakowali z większym animuszem już w 4 minucie notując pierwszy stały fragment gry. Na szczęście dla 1700 fanów poznańskiej Lokomotywy zgromadzonych na stadionie nie został zamieniony na gola. Później mecz przypominał bardziej piłkarskie szachy niż hit ligi.

Wreszcie nastała newralgiczna dla losów spotkania 37 minuta, w której to Tomasz Jodłowiec wypatrzył w polu karnym Miroslava Radovicia, a ten mimo krycia przez Marcina Kamińskiego pokonał Macieja Gostomskiego. Tak minęła pierwsza połowa. Miejscowi kibice mieli już powody do zadowolenia, przyjezdni liczyli na walkę w drugiej połowie. To na co liczyli fani zespołu z Poznania faktycznie miało miejsce. Legia była zamykana na własnej połowie niczym w hokejowym zamku . I tak oto na boisku grały ze sobą dwie zupełnie inne drużyny. Mistrzowie Polski pokazywali sztukę umiejętnej, momentami nawet rozpaczliwej obrony. Lechici  zdeterminowani na zdobycie gola jednak rażący swoją nieskutecznością. Mistrzem zmarnowanych szans był Łukasz Teodorczyk.

Kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek Poznaniacy zdali sobie sprawę z tego, że pościg za stołecznym zespołem będzie bardzo ciężki. Nawet fakt, iż po meczu do sędziowskiego błędu przyznał się arbiter główny spotkania Paweł Gil, nie zmienił, a wręcz jeszcze bardziej pogłębił uczucie niedosytu wśród kibiców gości. Fakt pozostaje faktem, że przy takiej skuteczności ciężko wygrać  mecz, nawet jeśli dominuje się przez 45 min.

Szymon LIPIŃSKI

Dodaj komentarz