„W turnieju ważne są tylko chwile”- czyli słów kilka o nieobliczalnej drużynie „My tylko na chwilę”

Wysokie porażki na początku rozgrywek wskazywać mogły, że nazwa My Tylko Na Chwile literalnie oddaje ambicje i możliwości drużyny. MTNC płacili frycowe, wracając z Młyńskiej z bagażem kilku bramek. Jedyne co strzelali to kilka piwek po mecz… właściwie nie tylko po.

„Ostatnio wypiłem dwa i później strzeliłem dwa” – tak swoją dobrą dyspozycję tłumaczył po jednym ze spotkań Kuba Szymański. Na kolejne spotkanie w którym zapowiadał jeszcze lepszy występ nie dotarł. Oficjalnie z powodów zdrowotnych, które ciągnęły się za nim jeszcze do  następnego ranka. Kuba (kapitan) to ważny punkt drużyny. Jest przebojowy, dysponuje dobrym uderzeniem z dystansu i gra skutecznie w obronie. O ile akurat nie stoi jako obrońca… w ataku. Dyscyplina taktyczna nie byłaby jego mocną stroną w „efemie”.

Kolejnym zawodnikiem, który często na zapas uzupełnia płyny jest Zbigniew Łabuda – piłkarz solidny, ale też chimeryczny. W obronie kasuje piłki częściej niż studenci bilet, jednak często podejmując decyzję , jakby pisał egzamin u prof. Stelmacha, nie wybiera żadnego rozwiązania. „Jak mam rozmawiać o jakiejkolwiek taktyce, jeśli Zbychu na początku drugiej połowy pyta mnie którzy to nasi!?” – wściekał się grający trener po jednym ze spotkań.

A propos trenera, to jest nim Jakub Miłowski. To przedstawiciel trenerskiej „nowej fali”. Jeżeli po studiach będzie miał problem ze znalezieniem pracy, z pewnością odnajdzie się na budowie, gdyż murowanie to jego specjalność. Jest obrońcą , bo niczego innego nie można się spodziewać po fanie włoskiej piłki (złośliwi patrzą mu na ręce i pytają, czy przypadkiem nie płaci sędziom).

W linii defensywnej bryluje także Adrian Olek. Drugoroczniak i jednocześnie najmłodszy w całej ekipie, ale  na parkiecie zachowuje się niczym profesor Blok…ując dostępu do własnej bramki. Gdyby grał w Lechu, to na niego musiałby „ułajać” Arboleda. Dodatkowo świetnie potrafi włączyć się do kontrataku, co udokumentował dwoma bramkami w tegorocznej edycji turnieju.

Ostatnim z defensorów jest Jędrzej Michalik. Rapowa dusza. Gdy pojawia się na boisku zachowuje zimną głowę i gra jak gdyby pod dyktando metronomu. Ciężkie boje toczy także poza parkietem – na uczelni niektórzy próbują go wyrzucić za burtę (domyślcie się). Jerry jednak się nie spina i ze stoickim spokojem kieruje się credo „ciągle do przodu, staramy się”.

Co się dzieje, gdy murowanie nie zdaje egzaminu, a rywal dochodzi do sytuacji strzeleckiej? Wtedy na jego drodze staje jeden z dwóch bramkarzy MTNC. Początek sezonu należał do Michała Rudnickiego. Człowiek orkiestra. U schyłku piłkarskiej kariery, stawiający coraz pewniejsze kroki w świecie polityki. Niegdyś mecz na Młyńskiej stanowił preludium do jego tanecznych podbojów, którym oddawał się z namiętnością w pobliskiej „Minodze”. Ustatkował się, przeszedł na zdrowszy tryb życia albo po prostu zdziadział. Efektów tej zmiany nie przyszło nam niestety oglądać, gdyż natłok obowiązków spowodował jego absencję w ostatnich meczach.

Na szczęście Tymek Mądry świetnie spisuje się jako jego zastępca między słupkami. Prawdziwy człowiek renesansu – oprócz politologii, studiuje także prawo. Nie przeszkadza mu to jednak w aktywności fizycznej. Trenuje triatlon, a w środowe wieczory nawet quatron: godzina pływania, następnie biegiem pod prysznic, rowerem czym prędzej na Młyńską i od razu na bramkę. W dotychczasowych dwóch występach wpuścił zaledwie jednego gola i rywalizacja na pozycji bramkarza zapowiada się niezwykle interesująco.

Zastanawiacie się pewnie, czy ktokolwiek w tym zespole atakuje? Otóż zdarza się, że wbrew wyraźnie nakreślonej taktyce, ktoś zapędzi się na połowę rywala, czasem nawet oddając strzał. Łącznikiem między linią defensywną, a atakiem jest Norbert Grzegorczyk. Człowiek paradoks. Wielokrotnie beszta kolegów za brak spokoju przy rozegraniu piłki, sam natomiast jest laureatem jedynej czerwonej kartki w historii MTNC. Taka oaza spokoju… Gdy akurat nie szuka zaczepki można na niego liczyć – w tyle nie do przejścia, atakując robi dużo dobrego. Jeden z najskuteczniejszych zawodników drużyny.

Nominalnie zespół dysponuje nawet dwoma napastnikami. Pierwszy z nich to Jacek „Ibra” Łysiak. Pseudonim w pełni oddaje jego boiskowy charakter – potrafi strzelić bramkę z niczego, dobrze się zastawić i ciężko pracować w defensywie… chyba, że akurat mu się nie chce. Często ponad zmagania turniejowe stawia „środing”, bo wie, że zespół i tak wybaczy mu jego nieobecność. Dobry duch drużyny, zawsze ma w zanadrzu świeżego „suchara”. Prywatnie współlokator jednego z piłkarzy Bogulatora, któremu w fazie pucharowej obiecał „sanki”.

Ostatni wspaniały to Mateusz Staśko. To on strzelił niezwykle ważnego gola w przegranym 1-6 spotkaniu ze Śmiercią. Indywidualista. Z zespołem MTNC ciężko mu będzie osiągnąć sukcesy, jakie sam osiąga w uniwersyteckich turniejach tenisowych. Gra dobrze, gdy… gra. Problem w tym, że swoją obecnością raczy ekipę z rzadka. Trzeba to jednak zrozumieć, gdyż jego niski kontrakt zmusza go do podejmowania dodatkowych prac zarobkowych.

Jakie cele stawia przed sobą zespół MTNC? Zdajemy sobie sprawę, że daleko nam do piłkarskiej wirtuozerii. Futbol to jednak sport bardzo niewdzięczny i nie zawsze wygrywa lepszy – w tym upatrujemy swoją szansę. Czy stać nas na końcowy triumf? Gdy Engel leciał ze swoją kadrą do Korei, zapowiadał mistrzostwo. My tego nie zrobimy, ale jeśli przeciwko nam nie objawi się nowy Pauleta to może być ciekawie.

Kuba Miłowski

Dodaj komentarz