Marzenia o pokoju i demokracji

Państwo, które pokój widziało tylko na zdjęciach. Jego nazwa na całym świecie kojarzona jest z wojną, terroryzmem i al-Kaidą. Tam swoje obozy szkoleniowe zakładał wróg numer jeden USA, ale i całego niemuzułmańskiego świata – Osama Bin Laden. Kraj rozdarty przez nieustające konflikty, będące konsekwencją realizacji interesów największych mocarstw i waśni pomiędzy watażkami. Dzisiaj Afganistan, choć słaby, jest sztucznie utrzymywany przy życiu przez koalicję państw ISAF (Międzynarodową Siłę Wsparcia Bezpieczeństwa), w skład której wchodzą głównie państwa Traktatu Północnoatlantyckiego. W tym roku ich misja dobiega końca. 

Zimnowojenne porachunki

Inwazja Związku Radzieckiego na Afganistan (1979-1989) nie była, z dzisiejszego punktu widzenia, dobrym posunięciem, o czym boleśnie przekonali się nie tylko Sowieci, ale również Afgańczycy. Pierwotnie interwencja zbrojna miała ograniczyć się tylko do obalenia ówczesnego prezydenta Hafizullaha Amina, zagorzałego zwolennika Kremla. Oskarżono go o zbyt szybki proces sowietyzacji kraju, który doprowadził do ostrych sprzeciwów społecznych. Jego miejsce miał zająć ktoś bardziej uległy i umiarkowany. Padło na Babraka Karmala (byłego ambasadora Afganistanu w Czechosłowacji). Skoro u władzy Sowieci umieścili swojego człowieka, postanowiono o kontynuowaniu interwencji i stłumieniu antykomunistycznego buntu. Niestety, mimo dobrego wyposażenia armii, była ona kompletnie bezradna w starciu z partyzanckimi oddziałami mudżahedinów (świętych wojowników), dowodzonych przez drobnych watażków. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy do akcji wkroczył SPECNAZ (radzieckie oddziały specjalne), które wspierane przez śmigłowce Mi-24 miały pacyfikować zaplecze mudżahedinów – czyli ludność cywilną. W skutek takiego sposobu prowadzenia wojny, w przeciągu całego konfliktu, śmierć poniosło około półtora miliona Afgańczyków, z czego 80 procent stanowili cywile. Wtedy na scenę wszedł nowy gracz.

 

USA, podobnie jak Związek Radziecki, chciało utworzyć w Afganistanie swoją strefę wpływów. Początkowo prezydent Jimmy Carter zdecydował się potajemnie przekazać mudżahedinom 30 milionów dolarów, lecz miał to być dopiero początek. Już za administracji Ronalda Reagana kwoty te sięgały setek milionów dolarów. Bronią groźniejszą od pieniędzy, okazały się jednak pociski ziemia- powietrze FIM-92 Stinger, których setki sztuk powędrowały do rąk Afgańczyków. Były one zabójcze dla radzieckich śmigłowców i znacząco zmniejszyły liczbę nalotów. W czasie całego konfliktu partyzanci zniszczyli około 400 maszyn wroga, co przyczyniło się do drastycznego wzrostu kosztów prowadzenia wojny, a w konsekwencji do jej zakończenia. 15 lutego 1989 roku Afganistan opuścił ostatni radziecki żołnierz gen. Borys W. Gromow, a dwa lata później 26 grudnia 1991 roku nastąpił rozpad Związku Radzieckiego. Polityczna i ekonomiczna klęska „kolosa na glinianych nogach” wywołała szerokie skutki społeczne wśród weteranów oraz ich rodzin powodując tzw. „syndrom Afganistanu”. W Rosji szalała recesja, a Europa mogła odetchnąć pełną piersią, po okresie zimnej wojny.

Wojna domowa

W Afganistanie nie było czasu na świętowanie. Zjednoczeni w czasie sowieckiej okupacji watażkowie, zaczęli walczyć między sobą o władzę. W 1991 roku obalony został, ustanowiony jeszcze przez Sowietów, komunistyczny reżim Mahommada Nadżibullaha, a nowym prezydentem mianowano Burhanuddina Rabbani’ego. Temperatura cały czas rosła. O Kabul (stolicę Afganistanu) walczyło kilkanaście niezależnych ugrupowań, które podzieliły kraj. Taka destabilizacja nie była na rękę państwom zachodnim, które przez chaos, jaki tam panował, nie mogły realizować swoich interesów. W 1994 roku w Kandaharze narodził się nowy ruch polityczny stworzony przez Mułła Muhammada Omara, weterana w wojnie przeciwko ZSRR. Byli to talibowie. Ich cel zakładał przejęcie władzy i ustanowienie w Afganistanie państwa koranicznego. Uzyskali oni szerokie poparcie społeczeństwa. Stany Zjednoczone, widząc potencjał, jaki drzemał w nowym ugrupowaniu, postanowiły to wykorzystać, w celu ustabilizowania sytuacji. Łatwo się domyślić, że nie chodziło im o udzielenie pomocy uciśnionej i zmęczonej wojnami Afgańskiej ludności. Amerykańskie firmy planowały wybudować tam gazociąg, który miałby transportować gaz z Turkmenistanu, przez Afganistan, do Pakistanu, teoretycznego sprzymierzeńca USA. Dlatego też CIA, za pośrednictwem ISI (Służby Specjalnej Pakistanu) wskazało talibom tajne lokalizacje opuszczonych radzieckich arsenałów, które pozostały w Afganistanie. W efekcie, dysponując takim uzbrojeniem, we wrześniu 1996 roku Mułła Omar zajął Kabul, a do końca roku, pod panowaniem talibów znalazło się 90 procent terytorium kraju. Pozostałe 10 procent stanowił przyczółek w dolinie Pandższiru, należący do Sojuszu Północnego. Na jego czele stanął były minister obrony w rządzie Burhanuddia Rabbani’ego – Masud Ahmad Szah, nazywany „Lwem Pandższiru”. Dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom dowodzenia i planowania strategii, aż do 9 września 2001 roku stawiał opór nacierającym falom talibów. Tego dnia dwóch mężczyzn, podających się za dziennikarzy podczas spotkania z Masudem, zdetonowało bombę umieszczoną w kamerze. O zamach oskarżana jest Al-Kaida.

 

Zemsta

Dwa dni po zamordowaniu Masuda, USA zostały rzucone rękawice. Spośród wszystkich zamachów na obywateli amerykańskich, ataki z 11 września 2001 roku były ciosem, który przerwał amerykański sen i pokazał, że islamski terroryzm nie cofnie się przed niczym. 20 września Biały Dom ogłosił, że za zamachami stoi Al-Kaida. Co ciekawe, żadna z organizacji terrorystycznych nie przyznała się do dokonanego aktu terroru. Dopiero w 2004 roku arabska telewizja Al-Dżazira wyemitowała nagranie, w którym Osama Bin Laden przyznaje, że za zamachem stoi jego organizacja. Prezydent George W. Bush wypowiada wojnę Afganistanowi. Amerykański rząd oskarża talibów o współudział w zamachach poprzez wspieranie Al-Kaidy. Nie było mowy o żadnych negocjacjach. Każdy Amerykanin patrząc na zgliszcza pełne wygiętej stali, pod którą leżały ciała ich bliskich, myślał tylko o zemście.

 

Trwała Wolność

7 października 2001 roku rozpoczęła się operacja „Trwała Wolność”, która miała za zdanie obalenie reżimu talibów. Militarne zaangażowanie USA a także miliony dolarów przekazanych Sojuszowi Północnemu, którym dowodził zastępca Masuda, Mohammad Fahim, doprowadziły do szybkiego zakończenia wojny. 5 grudnia 2002 roku po konferencji pokojowej w niemieckim Bonn, która rozpoczęła się 27 października 2001 roku, ustalono, że większość stanowisk w nowo formowanym rządzie należeć będzie do przedstawicieli Sojuszu Północnego. Należeli oni do ludności Tadżyckiej (Tadżykistan), Uzbieckiej (Uzbekistan) oraz Hazarów (przybyłych z Mongolii). Dla zachowania równowagi, na stanowisku prezydenta, mianowano reprezentującego rdzenną większość etniczną Afganistanu, pasztuńskiego polityka Hamida Karzaja. Niestety nie uchroniło to kraju przed dalszym rozlewem krwi. Sekretarz Obrony USA Donald Rumsweld odrzucił propozycję talibów, chcących rozpocząć negocjacje. Rozbici i na pozór bezsilni bojownicy schronili się na pasztuńskich terenach Afganistanu i Pakistanu, aby w 2005 roku uderzyć z nową siłą. Na terenie obydwu państw nasiliły się ataki terrorystyczne. Koalicja ISAF, powołana podczas konferencji w Bonn ze Stanami Zjednoczonymi na czele, musiała odpierać coraz groźniejsze ataki. Naloty bombowe na obozy szkoleniowe Al-Kaidy, przynosiły tylko częściowe efekty. Osama bin Laden zbiegł do Pakistanu, gdzie 2 maja 2011 roku, został zlikwidowany przez elitarny odział marynarki wojennej USA-Navy SEALs. Mówi się, że to dzięki tym jednostkom, obywatele Stanów Zjednoczonych, mogą realizować swój amerykański sen. Taki obrót spraw dowiódł, że cały dziesięcioletni konflikt, który zaangażował aż 145 tys. żołnierzy i pochłonął masę istnień ludzkich, był zupełnie niepotrzebny. Wystarczyło wysłać kilkunastu specjalistów od brudnej roboty i było po sprawie. Śmierć Osamy Bin Ladena nie oznaczała jednak upadku Al-kaidy. W Afganistanie i poza jego granicami nadal dochodzi do zamachów, w których giną niewinni ludzie. 18 stycznia 2014 roku w wyniku zamachu bombowego w libańskiej restauracji, zginęło 21 osób, w tym 13 obcokrajowców. W tym wypadku do ataku przyznali się talibowie.

Niepewna przyszłość

Sytuacja w Afganistanie w przeciągu 13 lat od rozpoczęcia procesu stabilizacji, daleka jest od tego stanu. talibowie przed zbliżającymi się kwietniowymi wyborami prezydenckimi wyraźnie dają do zrozumienia, że nie odbędą się one w atmosferze pokoju. Na domiar złego, w grudniu misja stabilizacyjna ISAF dobiega końca, co jest równoznaczne z wycofaniem się wojsk koalicji z terytorium Afganistanu. Hamid Karzaj, który urząd prezydenta piastuje od 2002 roku, uważany jest przez swoich przeciwników za marionetkę Zachodu. Jednak w ostatnim czasie zmienił swój stosunek do USA, potępiając siły amerykańskie za zabójstwa cywilów i przeprowadzanie zamachów, podszywając się pod żołnierzy talibskich. Podobne nastawienie wyraża afgańska ludność. Liczba niewinnych ofiar nie jest tak duża, jak podczas radzieckiej okupacji, gdyż oddziały SPECNAZ-u podczas swoich wypadów fizycznie likwidowały czasem całe wioski, nie pozostawiając przy życiu nikogo. Obecnie, śmierć jest cicha i przychodzi, w momencie, w którym nie ma już czasu na ucieczkę. Sterowane, przez pilotów przebywających na drugim końcu świata, bo w Kalifornii dorny, zebrały krwawe żniwo. Cele więzień Bagram i Guantanamo przepełnione są ludźmi odsiadującymi, wieloletnie wyroki bez osądzenia. To stawia w złym świetle Amerykanów nie tylko wśród Afgańczyków, ale całej opinii międzynarodowej.

Po wycofaniu się wojsk ISAF, porządku w Afganistanie pilnować będzie 160-tysięczna Narodowa Policja Afganistanu oraz 200 tysięczna armia. Pytanie tylko, czy władza centralna pozostanie na tyle silna, aby była w stanie sprawować nad nimi kontrolę, czy po raz kolejny rozpocznie się trwająca latami, wojna domowa. Może do władzy dojdą talibowie, tworząc po raz kolejny Islamski Emirat Afganistanu gdzie z półek sklepowych, jak w 1996 roku, znikną wszelkie produkty „made in America”, a kraj pod wpływem rządów fundamentalistów, stanie się (podobnie jak Iran) średniowiecznym państwem teokratycznym.

 

 Grzegorz IWASIUTA

 

Dodaj komentarz