Eurowizja kontrowersji

eurowizja

Niełatwo nas zadowolić. Polacy znów się podzielili i to wcale nie za sprawą politycznych wydarzeń. Poszło o muzykę, a dokładniej tegoroczny Konkurs Piosenki Eurowizji. Od kilku dni w sieci wrzawa – czy do Wiednia w imieniu nas Polaków powinna pojechać Monika Kuszyńska czy Doda? Fani Dody stanęli za nią murem i mocno zaatakowali prezesa Telewizji Polskiej.

Oj, bogata ta nasza lista eurowizyjnych sukcesów nie jest, ale lubimy jak mantrę powtarzać, że raz zajęliśmy drugie miejsce. W 1994 roku przyczyniła się do tego Edyta Górniak i tym akcentem bujna historia się kończy, bo w kolejnych latach nie było kolorowo.

Swoich sił próbowała Justyna Steczkowska, Anna Maria Jopek, Mieczysław Szcześniak i nawet Andrzej Piaseczny. O ich udziale w tym wydarzeniu niewielu już pamięta, a z upływem lat Eurowizja stała się powodem do wstydu, nie dumy. Z każdym kolejnym rokiem TVP wysyłało na konkursy coraz mniej znanych Polaków. Efektem był narodowy bojkot wysyłania kogokolwiek. No bo w jakim celu? Zanim TVP uległo starało się zrobić z Eurowizji prestiżowe wydarzenie, w którym koniecznie trzeba brać udział. Z tą myślą organizowano koncerty transmitowane na żywo, a widzowie wybierali krajowego reprezentanta. Po 2012 na dwa lata mieliśmy spokój.

Cisza przed burzą

Mocno zagrzmiało już w 2014 roku, gdy opinia publiczna nie mogła zrozumieć decyzji TVP o wyborze piosenki „My Słowianie” na reprezentanta naszego kraju. Ostatecznie wyluzowany Donatan utarł wszystkim nosa i jak rasowy biznesmen przekuł negatywne komentarze w swój sukces. Pomogło mu w tym TVP, postawiło kropkę nad „i” i zadbało o roczną promocję singla. Piosenka konkursu nie wygrała, ale zgodnym narodowym głosem uznaliśmy, że to przecież spisek. „W głosowaniu widzów Polska zajęła 5. miejsce” – informował Donatan. Rzeczywiście na tle innych, często dość patetycznych, zazwyczaj udających wielkie amerykańskie przeboje utworów „My Słowianie” reprezentowało coś innego – nowego i ciekawego. Ale czy tam jeszcze chodzi o muzykę?

Równość i braterstwo

Dlaczego EBU nie zrezygnuje z organizowania tego wydarzenia? Dlaczego co roku do innego europejskiego miasta zjeżdżają się szerzej nieznani artyści? Czasy światowego sukcesu Abby i Céline Dion już dawno za nami, a kobieta z brodą sugeruje, że tam wcale nie chodzi o muzykę. Moda na demonstrowanie akceptacji dla inności i krzyczenia o równości zdominowała zeszłoroczny konkurs. W tym roku może być podobnie, ale na razie tylko Polska mocno wyrwała się w tej kwestii przed szereg. Nasz kraj będzie reprezentowała Monika Kuszyńska, przez lata wokalistka Varius Manx. Piosenkarka od 2006 roku jeździ na wózku inwalidzkim. O udział w Eurowizji miała ubiegać się także Doda, która zapragnęła powalczyć z anglojęzyczną wersją singla „Riotka”. Już na dwa tygodnie przed oficjalnym ogłoszeniem reprezentanta Doda zadbała, aby polskie serwisy internetowe nie zapomniały wspomnieć, że „Riotkę” pokochano za granicą. Rzeczywiście, utwór spodobał się w Holandii. Informacja podziałała na zagorzałych fanów Doroty, którzy stanęli za nią murem. Obrazili przy tym Prezesa TVP i Monikę Kuszyńską zarzucając faworyzowanie niepełnosprawnych i odrzucenie genialnego utworu.

Europa ma głos

Ballada „In the Name of Love” Moniki musi wywalczyć wejście do konkursu głównego. Z głosami Polaków mieszkających za granicą może się udać. Zwłaszcza, że istnieje szansa, że nie dotrą do nich negatywne komentarze, jakie pod adresem Moniki i prezesa Juliusza Brauna wypisują internauci będący o krok od oskarżenia go o działanie na szkodę ojczyzny, a już z pewnością na szkodę polskiej muzyki. Tylko czy Doda rzeczywiście zdecydowałaby się wybrać na Eurowizję i narazić na europejską porażkę? Wątpliwe. Tegoroczny Konkurs Piosenki Eurowizji odbędzie się między 19-23 maja w Austrii.

Anna OSIŃSKA

[poll id=”3″]

Dodaj komentarz