Medytacja szkiełkiem i (trzecim) okiem

Czy medytacja może pomóc w walce z chorobami cywilizacyjnymi?

Czy medytacja może pomóc w walce z chorobami cywilizacyjnymi?

 Bezczynność długo kojarzyła się nie najlepiej w zachodnim kręgu cywilizacyjnym, utożsamiającym sukces z nieustanną aktywnością. Tymczasem od kilku lat systematycznie pojawiają się naukowe doniesienia o dobroczynnym wpływie medytacji, a konkretnie tzw. treningu uważności na struktury ludzkiego mózgu. Czy w dobie ciągłego zaangażowania w życie warto zatem zdystansować się od niego choćby na kilkanaście minut dziennie?

 Widmo sesji powoli się oddala, a wraz z nim groźba stresujących pobudzeni. Niemniej nie oznacza to wcale, że kwestia efektywnego odpoczynku traci na znaczeniu i można ją bezkarnie pominąć, bez szkody dla zapału, z jakim zabierzemy się do pracy w rozpoczynającym się semestrze. Słowo efektywny jest tu pojęciem kluczowym, albowiem nie każdy sposób na rozładowanie negatywnych napięć przynosi równie korzystne dla organizmu efekty.

Może więc w obecnej sytuacji warto przypomnieć o istnieniu niewymagającej, a zarazem kompleksowej metody relaksu, zwłaszcza że po raz kolejny ze świata nauki napływają informacje zachęcające do bliższego zaznajomienia się właśnie z technikami medytacyjnymi. Wiadomość tę warto odnotować także ze względu na intrygującą przemianę jaka wyraźnie dokonuje się w mentalności środowisk uczonych, którzy zdają się otwierać na zjawiska dotychczas radykalnie spychane na margines opatrzony pejoratywną etykietą szarlatanerii. Coraz częściej bowiem okazuje się, że pozyskiwane dane empiryczne mogą stanowić swoisty pomost pomiędzy chłodnym racjonalizmem a starożytnymi intuicjami, o których pierwotnym pochodzeniu tak naprawdę niewiele wciąż wiadomo.

Medytacja – co to takiego?

 Celem dokonania oceny wspomnianych praktyk należy najpierw ustalić znaczenie samego konceptu. Trudno tu uniknąć odwołania do przeróżnych kultów, wierzeń czy, najoględniej rzecz ujmując – filozofii, których punktem wspólnym jest często odwołanie się do pewnej energii. Siła ta, odpowiednio ukierunkowana, posiada rzekomo moc uspokojenia wnętrza człowieka, a nawet uzdrowienia toczących ciało chorób. Zwykle służy jednak w swej najbardziej rozwiniętej formie jako narzędzie samodoskonalenia, poszerzania samoświadomości i wznoszenia się ponad własne słabości. Idea ta brzmi wzniośle, a ponadto pozwala poradzić sobie z własnymi demonami poza gabinetem psychologa, co ma przecież niebagatelną wartość. Wyróżnia się wiele sposobów medytowania, z których większość wymaga odosobnienia, wyciszenia oraz skupienia wraz z samokontrolą. I tak np. Sahaja Yoga to jedna z form traktujących medytację jako drogę do obudzenia w sobie potężnej energii Kundalini.  Jest to żywy proces wewnętrznej przemiany, który zachodzi w każdym człowieku, torując jego świadomości drogę do stanu bez myśli, a więc ponad umysłem i  emocjami (sahajayoga.pl). Z kolei praktyka kontemplacji według Zen nie koncentruje się na skomplikowanym mistycyzmie, a kojarzyć może się z panteizmem upatrującym przejawów wyższej energii zwyczajnie w otaczającym nas świecie. Zen jest sztuką doświadczania każdej chwili w głębokiej harmonii.(…)  Skupia się na samej obecności – doznawaniu ciszy, doznawaniu esencji siebie. Nasze myśli przychodzą i odchodzą, a my staramy się bardziej zauważać ową ciszę, która jest pomiędzy poszczególnymi myślami (seremet.org).  Takie przyzwolenie na swobodne dryfowanie myśli nie należy do zadań łatwych, dlatego też popularnością cieszą się m.in. medytacje oddechu, które   podczas chwil samotności nakazują koncentrację na sekwencji wdechów i wydechów, aby szybciej udało się zapomnieć o szumie zewnętrznej rzeczywistości. Zagorzali orędownicy medytacji utrzymują, że nie ma jednej idealnej metody, a poszukiwanie tej właściwej dla danej jednostki na jej aktualnym poziomie rozwoju stanowi zadanie równie istotne jak sama systematyczna praktyka.

Trening uważności (mindfulness) – recepta na sprawny mózg?

Po odfiltrowaniu warstw transcendentalnej oraz stricte filozoficznej, które pozostają w niemal nierozerwalnym związku z dawnymi szkołami kontemplacji, pozostaje kwintesencja owej czynności czy też stanu w postaci uważności właśnie, które to pojęcie występuje częściej pod nazwą mindfulness. Mindfulness to umiejętność umysłu obserwowania rzeczy takimi, jakimi są, bez oceniania, analizowania, porównywania, modyfikowania, nakładania projekcji, korzystania ze swoich schematów, oczekiwań, obaw, bez lgnięcia ani odpychania, ale pozostawania z ciekawością, angażowania się w to, co jest w tym właśnie momencie (juliawahl.natemat.pl). Duża część nastawienia opisywanego w powyższym cytacie pochodzi z tradycji buddyjskiej i w niej ma swoje korzenie, choć uniwersalizm przesłania pozwala rozumieć je i bez odniesień kontekstowych. Obecnie funkcjonują ośrodki redukcji stresu oparte właśnie na tej metodzie, np. pod postacią terapii MBCT (Mindfulness Based Cognitive Therapy), mającej za zadanie zwiększenie wrażliwości na stany emocjonalne oraz walkę z depresją. Wdrożenie rozwiązań z pogranicza psychologii i parapsychologii stało się realne dzięki danym empirycznym, które nakazują badaczom z uwagą przyglądać się biologicznie udokumentowanemu wpływowi treningu uważności na stan ludzkich procesów poznawczych oraz całego mózgu.

Medytacja a neuronauka

Pierwsze badania w rzeczonej dziedzinie datuje się już na lata 80. XX wieku, niemniej temat  nabrał znaczenia po roku 2000, a w ciągu ostatniej dekady zdecydowanie przeżywał swój rozkwit. Konsekwentnie wiązano medytację z szeroko pojętą kondycją psychiczną: poziomem stresu, kontrolą emocji, a nawet zauważono związek między medytacją a wzrostem odporności na choroby. Ograniczmy się jednak na najnowszych doniesieniach ze stycznia bieżącego roku. Kolejna fala badań nad fenomenem wykazała szereg korzyści wynikających zarówno z długodystansowej praktyki kontemplacyjnej, jak i pozwoliła zaobserwować korzystne zmiany już po relatywnie krótkim czasie systematycznego treningu. Udowodniono, że osoby medytujące  generalnie wykazują większą zdolność do skupienia, mają niższy poziom lęku oraz rzadziej występuje u nich depresja. Ponadto ta grupa uczestników cechowała się sprawniejszym działaniem tzw. funkcji wykonawczych, które odpowiadają m.in. za podejmowanie decyzji czy procesy hamowania zaangażowane, np. podczas interakcji społecznych wymagających zachowania się zgodnie z ustalonymi normami i konwencjami.

Badania przeprowadzono także z użyciem skanera mózgu fMRI, co dało dostęp do danych neurologicznych i pomogło stwierdzić, że naturalna degeneracja tego organu przebiega wolniej wśród medytujących, dysponują oni lepiej zachowaną istotą szarą (odpowiedzialną za większość procesów poznawczych) z mniejszą ilością ubytków powodowanych wiekiem. Nie dziwi zatem fakt, że współcześnie w medytacji upatruje się swoistego źródła profilaktyki takich poważnych schorzeń jak Alzheimer oraz Parkinson, które to stają się coraz powszechniejszymi chorobami neurodegeneracyjnymi trapiącymi współczesną cywilizację. Co ważne, dostrzeżone różnice między medytującymi a nieuprawiającymi tej aktywności są relatywnie duże i odnoszą się do wielu partii mózgu, co wprawiło w zaskoczenie samych naukowców. Z ich wniosków wyłania się  niezmiernie korzystny obraz medytacji.

Odrobina zdrowego dystansu

Jakkolwiek współczesny człowiek miewa tendencje, by szczycić się ciągłym poszukiwaniem nowych bodźców, pewne wycofanie oraz próba zapanowania nad często bezwartościowym szumem informacyjnym może okazać się przeciwwagą niezbędną dla zachowania harmonii. Chwilowa wewnętrzna emigracja to lekarstwo niedrogie i nieinwazyjne a przy tym naznaczone bogatą oraz intrygującą tradycją potwierdzaną dziś stopniowo przez analityczne umysły badaczy. Nie sposób chyba wyobrazić sobie donioślejszego epizodu współpracy metafizyki z racjonalnymi, lecz otwartymi umysłami naukowców.

Aleksandra KLASA

Dodaj komentarz