Unowocześnione legendy

Źródło: gettyimages.com

Źródło: Getty Images 1999

Madonna i Sir Paul McCartney. Legendy muzyki. Można się kłócić, kto jest ważniejszy i bardziej zasłużony dla muzyki rozrywkowej. Bezsprzecznie jednak początek tego roku, pod wieloma względami, należy do nich.

W ostatnich miesiącach Madonna nie ma łatwo. Uwzięli się na nią hakerzy, którzy konsekwentnie udostępniali w sieci piosenki przygotowane na jej trzynasty studyjny album. Wraz z wyciekiem kolejnych utworów malała szansa na zaskoczenia, jakie może przynieść „Rebel Heart.” W końcu artystka zdecydowała, że włamywacze nie staną jej na drodze do sukcesu i przyspieszyła wydanie singla zapowiadającego nowe wydawnictwo. „Living for Love,” z pierwotną datą premiery zaplanowaną na Walentynki, pojawił się jeszcze przed Wigilią. Przyspieszenie premiery zaowocowało propozycją występu na ceremonii Grammy a ten okazał się najchętniej oglądanym fragmentem całej imprezy.

Nożem w serce

 Współpraca Paula McCartneya z Kayne Westem wywołała duże oburzenie ze strony tych, dla których jest on twórcą niezapomnianego The Beatles i właścicielem gigantycznego dorobku artystycznego. Bo West, choć przez znawców uważany za utalentowanego, bardzo ciężko pracował na miano naczelnego chama amerykańskiego show biznesu. Łatka przyczepiła się tak mocno, że wydanie piosenki „Only One” spotkało się z dużą falą krytyki ze strony muzyków, dla których dorobek McCartneya to pewnego rodzaju świętość. Gitarzysta Al Di Meola otwarcie przyznał, że nie akceptuje tej współpracy i publicznie nazwał Westa aroganckim klaunem, który nie zasługuje, aby przebywać w pokoju z Wielkim Paulem M. Mniej negatywnej uwagi spłynęło na utwór „FourFiveSeconds,” na którym McCartney towarzyszy Rihannie i właśnie Westowi. Może uznano, że najlepiej to przemilczeć?

Ale kim oni są?

 Kim jest Madonna? Odpowiedź na to pytanie nie sprawi trudności przeciętnemu nastolatkowi. W ostatnich latach współpracowała z wieloma topowymi artystami, a śmietanka amerykańskiej popkultury ochoczo podaje ją za swoją inspirację. Śmieszniej jest, gdy trzeba powiedzieć kim jest Paul McCartney. Tuż po premierze piosenek z Westem i Rihanną świat zapatrzonych w MTV nastolatków zaczął dopytywać się, dlaczego raper zdecydował się wypromować starego gitarzystę i kim ten koleś właściwie jest? Niestety wszelkie tłumaczenia na nic się zdały, bo spora większość nadal nie rozumie, jakim fenomenem było The Beatles i jak wiele dla rozwoju muzyki zrobiono. Z pewnością równie wielu nie zdaje sobie sprawy, że wizerunek współczesnych piosenkarek bardzo mocno zdeterminowała Madonna. Może to dlatego sprzedaż „Living for Love,” gdy porówna się ją do popularności „Only One” i „FourFiveSeconds”, nie jest zachwycająca.

Paul McCartney powrócił na listy przebojów z wielkim hukiem. Krytycy chwalą „FourFiveSeconds” głównie za dojrzalsze muzyczne wcielenie Rihanny, bo przecież McCartneya chwalić już nie trzeba. Singiel sprzedaje się tak dobrze jak jeden z ostatnich numerów pewnego polskiego tygodnika, a Paul bierze udział w coraz ciekawszych projektach. Po występie na Grammy McCartney pojawił się na after party po specjalnym odcinku Saturday Night Live i zagrał u boku Taylor Swift. „Living for Love” także zbiera pochwały od krytyków, którzy doszukują się w nim oldschoolowej Madonny i połączenia przeszłości z przyszłością. Połączenia z pewnością kultowego, bo to 44. piosenka Madonny z #1 miejscem na liście Dance Club. Królowa jest tylko jedna. A król? Zmienia się wraz z pokoleniem.

Anna OSIŃSKA

Dodaj komentarz