Sztruks Pozorant Zajączkowski i inne futsalowe atrakcje 

pozNieoczekiwany zwrot transferowej sagi, geniusz Makowskich, dwie porażki spojrzeniem z kanapy i pełna profeska w BGC. Oj działo się w środę pod aresztem!

Powrót starego odyńca, upiór w operze i szczęście w nieszczęściu. Rycerze wiosny ze sztruksem w rodowodzie i tak zdobyli już futsalowy Everest wygrywając niedawno z Międzynarodowymi, ale to co działo się wczoraj przy Młyńskiej przy udziale nowego narybku w ich kadrze przeszło najśmielsze oczekiwania. Wykwintne epitety i nietuzinkowe porównania powinny oczywiście spłynąć na ich rywala, czyli Śmierć w Wenecji, ale dla weteranów turnieju i głównych faworytów do wiecznej chwały tego sezonu, mecz z fanatycznym teamem Piotra M., był tylko formalnością i odbębnionym natłokiem w kalendarzu. Ale po kolei.

Osłabieni przez kontuzje i boiskową niechęć do kompromitacji, Sztruksowi na starcie ze śmercionośnym majstrem nie nastawiali się jak na wiosnę młodości. Spodziewana była bardziej jesień średniowiecza i dalekosiężne plany szybkiego powrotu do domu przed dwunastą, które ostatecznie nie nastąpiły. Ba, oznaczeni odblaskowym kolorem jak BVB w latach 90′, szybko wyszli na prowadzenie po bramce niezawodnego ostatnio Kacpra Witta. I kiedy wszyscy spodziewali się klasycznego łomotu (tak, Śmierć wyrównała jakieś dwie minuty później), Sztruksowi tanio skóry nie sprzedali.

Żniwiarze bawili się jak chwilę wcześniej Messi na Camp Nou, ale ich zapędy do pozostawiania pustej bramki zahamował wczorajszy król estrady. Wypożyczony w ostatniej chwili (z opcją pierwokupu) z innego pseudozespołu – Pozorantów, Mikołaj Zajączkowski załadował bramę z własnego pola karnego i chwilę później znów ustawił przed własną bramką – ogromnych rozmiarów przecież – autobus. Śmierć troszkę się spociła, wyrównała, w drugiej połowie dopełniła dzieła zniszczenia, zgarnęła trzy punkty i zawinęła się na chawirę, ale budująca postawa niezmordowanych kopaczy z drugiego roku dziksu wsparta ośmiornicorękimi zapędami piłkołapa Kika (karnego wyjął jak Dudek Szewczencę) budzi nadzieję na lepsze jutro. Wszak na rozkładzie teraz Debellatio i A Ty grasz coś?, które swoją drogą pykały wczoraj przeciwko sobie.

Dodatkowym materiałem budulcowym dla książąt Scribusa jest fakt, że bramkę zdobył wreszcie Mateusz Iwiński. Ten wieczór naprawdę przejdzie do kategorii sympatycznych wspomnień z jego torpedą w długi róg i fikuśną cieszynką, bo przecież zawsze warto zrobić salto.

Pomarańczowi mkną po pierwsze miejsce z kompletem punktów i trzydziestoma bramkami zapasu, a sympatyczny wieczorek z outsiderem mogą odhaczyć jako solidny trening. Brawa dla Panów Makowskich, szacunek za fair play i pokaz dobrej gry. Sztruksy – Śmierć 3:7.

FPM Pełni Sztruksu – Śmierć w Wenecji 3:7 (Witt, Zajączkowski, Iwiński – P. Makowski 4, S. Makowski 2, Pastuszek)

***********************************

Jako, że młokosy z BGC Familii to już nie adepci amatorskiego kopania się po czołach, tylko prężnie rozwijająca się ekipa mająca gdzieś z tyłu głowy wizję awansu do fazy play-off, warto poświęcić im osobny akapit. Ich niezwykła przemiana w ostatnich miesiącach skutkująca oderwaniem łatki one-man teamu, dostarcza wielu fantazji zwolennikom „futsalu na tak”. Zmęczeni Sezonem to może i zespół, na który nie stawia się pieniędzy nawet z handicapem, ale BGC co raz częściej wykazuje mocarstwowe ambicje. Gdyby spojrzeć na listę strzelców, ktoś łatwo stwierdziłby, że był to pokaz trzech aktorów, a dwóch z nich grało na łazarskim. Był to jednak dobry dla oka mecz, choć może nie z kategorii piłkarskich specjałów. Dwa razy trafiali Słomski i niezawodny Olejniczak i dwupak w odpowiedzi Walkowiaka okazał się niewystarczający.

Po meczu, przedstawiciel Zmęczonych, Bartosz Betka był w stanie wymawiać tylko i wyłącznie imię Pana Boga swego nadaremno, co świadczy albo o jego kondycyjnych brakach albo o trudnym, morderczym pojedynku. Zostańmy przy drugiej wersji, a ekipie politologów wypada życzyć powodzenia w następnych meczach.

BGC Familia – Zmęczeni Sezonem 4:2 (Słomski 2, Olejniczak 2 – Walkowiak 2)

*********************************

Na deser, dziennikarze sportowi, których wczorajsze wyniki błyszczą twarzą ich najsympatyczniejszego zawodnika, Filipa Błajeta. Popularny „Błajet”, nie spoglądał tym razem z drewnianej kanapy na boiskowe wydarzenia i walnie przyczynił się do gry swoich zespołów.

Najpierw swój koncert zagrał Pijany Zbyszek pod batutą szybkonogiego i ultrazwinnego Przychodzenia i rozgromił ołomuńcową gromadkę Pozorantów. Trzeba przyznać, że ubiegłoroczni tryumfatorzy problemy mieli tylko z początku, ale w miarę upływu czasu zdobywali co raz większą przewagę i kolekcjonowali kolejne bramki. Kowalski co chwilę wyciągał piłkę z siatki, co najgorsze, bez odpowiedzi z drugiej strony boiska. Pozoranty ukąsili raz za sprawą najjaśniejszego punktu zespołu, czyli Łukasza Mruli, ale zeszli z piątką w bagażu i oddalili się od ćwierćfinałów już chyba na dobre.

W niższej nieco połówce tabeli grupy B, było wczoraj niezwykle gorąco. Zanim przed ósmą zeszli Sztruksowi, odbył się niezwykle ważny mecz w kontekście walki o big four. Nie były to co prawda derby północy Anglii (nawet nie derby Polski, czy Gran Derbi), ale spotkanie pomiędzy A Ty grasz coś? a Debellatio, zapowiadało się jako najbardziej wyrównane starcie tej środy. Mimo huraganowych ataków paczki Żurawskiego zaraz po pierwszym gwizdku, bardziej doświadczeni gracze, którzy na pewno nie zmienią nazwy w przyszłym sezonie zgrabnie czmychnęli trzy punkty, aplikując tyle samo bramek. Popis Oskara Matuszewskiego i solidna defensywa, zapewniły zwycięstwo i śmiałe oczekiwania względem następnej kolejki. Niestety, bilans sympatycznego redaktora Błajeta jest okrutny. Po sześciu piwach, bardzo trudno o sześć punktów.

Pijany Zbyszek – Pozoranty 5:1 (Przychodzeń 2, Wyremblewski, Jankowiak, Wawrzyniak – Mrula)

Debellatio – A Ty grasz coś? 3:0 (Matuszewski 3)

A już 25 marca zagrają:

21:30 Zmęczeni sezonem – FC Hollywood
21:55 Pozoranty – Młode Karpie
22:20 A Ty grasz coś? – FPM Pełni Sztruksu
22:45 Międzynarodowi – Śmierć w Wenecji

ML

Dodaj komentarz