Gramy do końca

Fifa.com

Foto: fifa.com

Mecz trwa 90 minut – to zdanie zna chyba każdy. Choć to sporo czasu, bardzo często najciekawsze sytuacje mają miejsce dopiero w ostatnich sekundach. Gole „last-minute” powodują euforię u zwycięzców, a ogromną rozpacz u pokonanych. Wiele z takich bramek zapisało się na stałe w historii futbolu.

Mówiąc o niesamowitych końcówkach spotkań, myślimy przede wszystkim o finale Ligi Mistrzów z 1999 roku. Mecz ten jest jednak w naszym kraju powszechnie znany i wielokrotnie przypominany przez media. Warto więc opowiedzieć o innych, niemniej emocjonujących spotkaniach, które zadziwiły świat. Dlatego też pomijam, oprócz wymienionego już finału, słynne gole Ramosa, Neuville’a, Wiltorda, Murawskiego czy też Jopa.

Liverpool vs Arsenal, ostatnia kolejka ligi angielskiej, 1989

Wszyscy mamy w pamięci niesamowity finisz Premier League w sezonie 2011/12, jednak niemniej fascynujący był koniec rozgrywek 23 lata wcześniej. Wydawało się, że piłkarze Liverpoolu zapewnią sobie zwycięstwo w lidze już dużo wcześniej, jednak po tragedii na Hillsborough „The Reds” zaczęli gubić punkty. Tym samym pojawiła się szansa dla Arsenalu na pierwszy od 18 lat tytuł mistrzowski. Przed ostatnią serią spotkań Liverpool wyprzedzał „Kanonierów” o 3 punkty. Przełożone wcześniej spotkanie pomiędzy tymi zespołami zamykało sezon ligowy. Aby świętować triumf, piłkarze z Londynu musieli pokonać „The Reds” co najmniej różnicą dwóch bramek. Kibice na Anfield byli jednak pewni, że to ich ulubieńcy zostaną mistrzami. Pierwsza połowa nie należała do najciekawszych. Siedem minut po przerwie Arsenal objął prowadzenie za sprawą Alana Smitha. „Kanonierom” brakowało już tylko jednej bramki, jednak piłkarze prowadzeni przez George’a Grahama nie poszli za ciosem. To Liverpool posiadał inicjatywę i częściej przeprowadzał akcje. Jedna z nich w doliczonym czasie gry została zatrzymana przez Johna Lukicia. Bramkarz Arsenalu rozpoczął szybką kontrę, którą celnym strzałem zakończył Michael Thomas. „The Gunners” zdobyli mistrzostwo, a to spotkanie stało się głównym wątkiem filmu „Fever Pitch. Miłość kibica”.

 

Arsenal vs Real Saragossa, finał Pucharu Zdobywców Pucharów, 1995

Kolejny raz „Kanonierzy” w roli głównej, jednak tym razem zakończenie nie było dla nich tak szczęśliwe. Arsenal do Paryża udawał się jako obrońca tytułu. Realowi, pomimo pokonania w półfinale londyńskiej Chelsea, nie dawano raczej większych szans. Przebieg finałowego spotkania zdawał się jednak przeczyć przedmeczowym prognozom. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego przeważali, co udokumentowali golem Juan Esnaidera w 68 minucie. Szybko odpowiedział jednak John Hartson. Do końca regulaminowego czasu gry wynik się nie zmienił, więc przyszła pora na dogrywkę, w której rozpoczął się prawdziwy koncert Realu. Piłkarze z Saragossy oddali aż 21 strzałów na bramkę Davida Seamana, jednak zabrakło udokumentowania tej przewagi na tablicy wyników. Gdy wszyscy czekali już na serię rzutów karnych, na strzał rozpaczy z ponad 40 metrów zdecydował się niedawno wprowadzony na boisko Nayim (były piłkarz Tottenhamu). Znakomite uderzenie, przy sporej pomocy Seamana, znalazło drogę do bramki. Saragossa mogła w pełni zasłużenie świętować triumf, a trafienie Nayima uważane jest do dziś za jedną z najpiękniejszych bramek w europejskich finałach.

 

HSV vs Bayern, ostatnia kolejka Bundesligi, 2001

Tym razem „Derby Północ-Południe” nie były jedynym pojedynkiem toczonym tego dnia przez Bayern. Drugie spotkanie, korespondencyjne, rozgrywał z Schalke, jedynym rywalem do mistrzowskiej patery. Przy przewidywanym zwycięstwie rywali z Unterrhaching, Bawarczycy musieli zdobyć przynajmniej punkt w Hamburgu. Oba spotkania rozgrywano równocześnie, co podwyższało dramaturgię tego pojedynku. Schalke pewnie rozprawiło się ze swoim przeciwnikiem 5:3, natomiast Bayern do 89 minuty remisował 0:0. Teorytycznie taki wynik dawał mistrzostwo FCB, jednak ambitni hamburczycy postanowili za wszelką cenę sprawić psikusa znienawidzonemu rywalowi. W 90 minucie bramkę dla HSV zdobył Sergej Barbarez, a na stadionie znajdującym się pod Monachium (tam swoje spotkania rozgrywa zespół Unterrhaching) zapanowała euforia. Schalke zaczęło już fetować mistrzostwo, triumf drużyny z Zagłębia Ruhry obwieścili nawet komentatorzy. Spotkanie w Hamburgu nadal jednak trwało… W trzeciej minucie doliczonego czasu bramkarz HSV, Matthias Schober, złapał piłkę podawaną przez kolegę z zespołu. Sędzia Markus Merk przyznał więc Bayernowi rzut wolny pośredni z pola karnego drużyny gospodarzy. Odpowiedzialność na swoje barki wziął Patrik Andersson, który pewnym strzałem zapewnił drużynie z Bawarii 17. tytuł mistrzowski. Drużyna Schalke, która nigdy wcześniej ani później nie wygrała Bundesligi, zdobyła miano „czterominutowego mistrza”.

 

Szachtar vs Sevilla, 1/8 finału Pucharu UEFA, 2007

Dwumecz ten był jedną z najlepszych rywalizacji w europejskich pucharach w ostatnich latach. Sporo w nim było dramaturgii oraz zwrotów akcji. Ale po kolei. Pierwsze spotkanie odbyło się na stadionie obrońców tytułu w Sewilli. Na bramkę Martiego jeszcze w 1. połowie odpowiedział Hubschmann, a już po przerwie podwyższył Matuzalem. Bramka Enzo Mareski z 88. minuty była zapowiedzią niezwykle ciekawego rewanżu w Doniecku. I tak też się stało! W pierwszej połowie nie padły bramki, jednak chwilę po zmianie stron Matuzalem „skorpionem” zdobył prowadzenie dla gospodarzy. Błyskawiczna odpowiedź Mareski dalej nie dawała awansu drużynie z Półwyspu Iberyjskiego. Co gorsza, gol Elano z 83. minuty spowodował, że obrona tytułu stawała się coraz mniej prawdopodobna. Podopieczni Juande Ramosa rzucili wszystkie siły do ataku. W polu karnym przeciwnika znalazł się także goalkeeper Andres Palop, który strzałem głową w ostatnich sekundach doprowadził do dogrywki. W niej bramka padła również w ostatniej minucie, tyle że pierwszej części. Javier Chevanton zapewnił tym samym zwycięstwo 2:3 i awans do kolejnej rundy. Sevilla mogła być niezwykle wdzięczna swojemu bramkarzowi, gdyż gdyby nie ten gol, nie udałoby się ponownie wygrać Pucharu UEFA.

 

Legia vs Panathinaikos, 1/32 finału Pucharu UEFA, 1996

Dla Legii spotkanie z Grekami było szczególnie ważne. W tym samym roku, tyle że wiosną, piłkarze z Aten wyeliminowali polski zespół w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Nic więc dziwnego, że Legia, choć gruntownie przebudowana, pałała rządzą rewanżu za tamtą porażkę. Mecz w stolicy Grecji zakończył się zwycięstwem 4:2 PAO mimo, iż goście objęli prowadzenie już w 3. minucie po bramce Czykiera. Rewanż, który odbył się 2 tygodnie później, zapowiadał się niezwykle ciekawie. 9 tysięcy kibiców na Stadionie Wojska Polskiego i telewidzowie Canal Plus byli świadkami jednego z najlepszych występów polskiego zespołu w europejskich pucharach w latach 90. Legia dominowała przez większość spotkania, więc bramka Marcina Mięciela w 53. minucie miała rozpocząć kanonadę przy Łazienkowskiej. Tak się jednak nie stało. Gospodarze, pomimo wielu sytuacji, nie potrafili zdobyć brakującego do awansu gola. Udało się to dopiero w doliczonym czasie gry po strzale Cezarego Kucharskiego. Rewanż okazał się udany, tak więc Legia marzyła, by znów dojść co najmniej do najlepszej ósemki rozgrywek. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Już następny rywal, Besiktas Stambuł, zakończył przygodę warszawiaków w Pucharze UEFA.

 

Francja vs Izrael / Francja vs Bułgaria, eliminacje do MŚ 1994, 1993

Czasem zdarzy się przegrać ważne spotkanie w ostatnich sekundach. Co mają więc powiedzieć kibice drużyny, która w ten sam sposób przegrywa dwa decydujące mecze z rzędu?! Nie wyprzedzajmy jednak faktów. Reprezentacja Francji w eliminacjach do Mistrzostw Świata 1994 trafiła na Austrię, Szwecję, Bułgarię, Finlandię i Izrael. Pomimo porażki w pierwszym spotkaniu z Bułgarią, podopieczni Gerarda Houlliera byli faworytami grupy. Na dwie kolejki przed końcem sytuacja Trójkolorowych była na tyle dobra, iż przy korzystnym układzie spotkań do awansu wystarczyłby ledwie remis z Izraelem. Pewnych zwycięstwa z outsiderem spotkał jednak zimny prysznic. Choć Harazi w 23. minucie zdobył bramkę dla Izraela, to na przerwę Francuzi schodzili prowadząc 2:1 po wspaniałych golach Francka Sauzee i Davida Ginoli. Nic nie wskazywało na odwrócenie losów spotkania, jednak Eyal Berković w 83., a Reuven Atar w 90. minucie uciszyli Parc des Princes.

O losach awansu miało zadecydować spotkanie z Bułgarią, rozgrywane miesiąc później ponownie w Paryżu. Remis wystarczył, by uszczęśliwić kibiców nad Sekwaną. Pomimo wcześniejszego zwycięstwa Bułgarów nad Francuzami, mało kto wierzył w powtórzenie tego rezultatu. Bramka Erica Cantony zdawała się potwierdzać przypuszczenia. Już kilka minut później Emil Kostadinow doprowadził jednak do wyrównania. Od tego momentu w grę gospodarzy wkradł się pewien niepokój, jednak taki rezultat utrzymał się aż do 90. minuty. Wtedy brawurową kontrę przeprowadzili Bułgarzy, a Kostadinow fantastycznym uderzeniem uciszył Park Książąt. Francuzi po raz drugi z rzędu nie awansowali do finałów, dzięki czemu tak wybitni piłkarze, jak Ginola czy Cantona, nigdy nie zagrali na Mundialu. Bilety do USA mogli za to rezerwować piłkarze Szwecji i Bułgarii, którzy zadziwili świat, zajmując odpowiednio 3. i 4. miejsce.

 

Turcja na Euro 2008

Drużyna Fatiha Terima sprawiła spore zaskoczenie awansem aż do półfinału turnieju, rozgrywanego na boiskach Austrii i Szwajcarii. Udało się to dzięki zabójczym końcówkom spotkań. Po porażce z Portugalią mecz z gospodarzami, Szwajcarią, również długo nie układał się po ich myśli. Gol Ardy Turana w doliczonym czasie zapewnił jednak zwycięstwo 2:1. Ostatnie spotkanie z Czechami miało zadecydować o wyjściu z grupy. W przypadku remisu doszłoby do serii rzutów karnych. Nasi południowi sąsiedzi prowadzili do 75. minuty po golach Kollera i Plasila. Wtedy rozpoczął się koncert drużyny tureckiej. Arda Turan na kwadrans przed końcem przywrócił nadzieję, a Nihat Kahveci, kapitan drużyny, bramkami w 87. i 89. minucie zapewnił niespodziewany awans do ćwierćfinału. Mecz z Chorwatami to kolejny thriller z udziałem reprezentacji Turcji. Bramki padały dopiero w końcowej fazie dogrywki. Gol Ivana Klasnicia w 119. minucie dawał, wydawałoby się, pewny awans Plavich do najlepszej czwórki. Desperacka próba Turków udała się po raz kolejny – 121. minuta, bramka Semiha Senturka i rzuty karne, w których piłkarze znad Bosforu triumfują 1:3. W półfinale czekali już Niemcy. Skazani na pożarcie podopieczni Terima objęli prowadzenie za sprawą Ugura Borala. Rywale odpowiedzieli trafieniami Schweinsteigera i Klose. Gdy w 86. minucie Semih Senturk doprowadził do wyrównania sensacja była o krok. I rzeczywiście, gol w ostatniej minucie padł. Strzelili go jednak… Niemcy, a konkretnie Philipp Lahm. Szczęście tym razem odwróciło się od reprezentantów Turcji, jednak 3. miejsce w Europie to jeden z ich największych sukcesów w historii.

JAKUB PTAK

Dodaj komentarz