Niewidzialni Kurdowie

756536_pxIraqi_voters_inked_fingers_34W mediach nie brakuje doniesień na temat działań ISIS. Kiedy dopuszczali się morderstwa kilkudziesięciu osób w Turcji, mówili o tym wszyscy. To oczywiście tragedia, ale spycha na dalszy plan równie wielkie wydarzenia, kiedy to Turcy, czy Irakijczycy dopuszczają się ludobójstwa na Kurdach. To jest coś o czym mówi się tylko półgłosem.

 Kurdowie to lud pochodzenia indoeuropejskiego, który zamieszkuje obecne tereny Turcji, Iraku, Iranu i Syrii, choć tak naprawdę przedstawiciele tego ludu są rozsiani po całym świecie. Kurdowie są największym ludem, który nie ma swojego kraju, ale aktywnie działa na rzecz jego powstania – na rzecz powstania Kurdystanu. Ich populacje szacuje się na 27-30 mln. Trudno dokładnie określić tę liczbę, bowiem ze względu na politykę państw, które zamieszkują, Kurdowie byli często przesiedlani, kazano im zmieniać imiona i zakazywano posługiwania się językiem kurdyjskim. Sami Kurdowie też nierzadko ze względu prześladowania, migrowali w poszukiwaniu spokoju.

 Państwa, które są zamieszkiwane przez Kurdów, na początku XX w. obiecywały, że zgodzą się na utworzenie Kurdystanu. Na mocy traktatu pokojowego w Sèvres z 1920 roku ustanowiono autonomię dla Kurdów. Istniała też możliwość uzyskania przez nich niepodległości w dalszej przyszłości. Rok później Kurdowie ogłosili powstanie Królestwa Kurdystanu. Zgubne jednak dla Kurdów okazały się złoża ropy jakie odkryto na ich terenach. Ententa wycofała wtedy swoje poparcie, a zgodnie z traktatem z Lozanny w 1921 roku tereny Kurdów zostały podzielone nie tylko między Turcję, Iran, ale także pomiędzy brytyjski mandat Ligi Narodów w Iraku i francuski w Syrii. Tym samym w 1924 wojska brytyjskie zlikwidowały Królestwo Kurdystanu. Od tego czasu Turcja, Irak, Iran i Syria na nie pozwalają na powstanie Kurdystanu.

 Kurdowie nie mają łatwo i nie zapowiada się na to, by w ich sprawie nastąpił przełom. Turcja, Irak, Iran i Syria nie chcą oddać swojego terytorium – bogatego w złoża surowców. Kurdom jest tym trudniej, że nie mają żadnych popleczników. Zachodnie państwa nie specjalnie interesują się ich sytuacją, a same media również nie poświęcają ich problemom wystarczająco dużo uwagi. A nawet jeśli już się o nich mówi, to umniejsza się wagę tych problemów.

 Kurdowie wzniecali powstania, w których chcieli walczyć o niepodległość, ale ani razu nie przyniosły one żadnego skutku poza ofiarami w ludziach. Co prawda w Syrii powstała autonomia kurdyjska Rożawa, jednak rząd syryjski jej nie uznaje. Poczynania Kurdów związane z walką o niepodległość często odbierało się jako ataki terrorystyczne, a ich samych utożsamiało się z terrorystami. Dla odmiany osoby walczące przeciwko stronie rządowej w Syrii określa się mianem bojowników. Odbieranie Kurdów jako terrorystów powoduje, że powstało wiele raniących ich stereotypów, które wpływają na to, że stroną kurdyjską mało kto się przejmuje.

 Do prześladowań Kurdów dochodzi od dawna. Nie tylko przy okazji tłumienia powstań, ale także na co dzień. Między innymi w Iraku, gdzie pod koniec lat 80. Saddam Husajn dopuszczał się ludobójstwa na cywilach, używając w tym celu broni chemicznej. O wszystkim wiedziały USA i Wielka Brytania, ale sprawę zamiatały pod dywan, bo miały w tym wówczas swój interes. Nieco podobnie wygląda teraz to, jak zachód odnosi się do poczynań Turcji, która co i raz przeprowadza ataki na Kurdów. Jako, że Turcja jest ważnym graczem na arenie międzynarodowej – między innymi dlatego, że ma największą poza USA armię wojskową w NATO – to na ich poczynania często państwa zachodnie przymykają oko. Oczywistym jest, że Amerykanie i Turcy nie chcą mieć otwartego konfliktu, bo zarówno jedni, jak i drudzy należą do Paktu Północnoatlantyckiego i mają także wspólne interesy.

 Turcja wyłamywała się z ogólnej polityki większości krajów Zachodu odnośnie walki z Państwem Islamskim. Nie chciała ona przystąpić do koalicji pod wodzą USA, która walczyła przeciwko ISIS w Iraku i Syrii, ponieważ liczyła na to, że dżihadyści pomogą w obaleniu reżimu Baszszara al-Asada. Z kolei wzmocnienie kalifatu oznaczałoby utrudnienie życia Kurdom, którzy są w bezpośrednim konflikcie z ISIS we wcześniej wymienionych państwach.

 W końcu Turcja ugięła się pod presją, jednak ataki na ISIS stały się tylko przykrywką do bombardowania terenów zajmowanych przez Kurdów. Ostatnio Turcja ze względu na starania o członkowstwo w Unii Europejskiej oficjalnie złagodziła nieco swoją politykę wobec Kurdów – ale tylko oficjalnie. W tureckich więzieniach nadal są przetrzymywani kurdyjscy więźniowie polityczni i co jakiś czas dochodzi do ataków na cywili.

 Kurdowie znajdują się w dość dziwnym położeniu. Są nieoficjalnym, ale kluczowym sojusznikiem USA w walce z Państwem Islamskim. Jednak kiedy Kurdowie potrzebują pomocy i walczą o swoje, są pozostawieni sami sobie. Dodatkowo ostatnio mogą mieć jeszcze jednego przeciwnika w postaci Rosji, która w Syrii wspiera militarnie reżim Asada. Rosjanom zdarza się ostrzeliwać nie tylko pozycje ISIS, ale i Kurdów.

 Turcja, Irak, Iran i Syria zapowiadały kiedyś, że będą skłonne usiąść do negocjacji z Kurdami, ale tak naprawdę im na tym nie zależy. W 2012 rząd w Ankarze zgodził się też na negocjacje pokojowe, ale szybko porzucili ten plan i mimo pojawiających się co jakiś czas głosów sprzeciwu nadal robi swoje. Państwa zachodnie zaś i ich media nie mogą całkowicie przeciwstawić się temu, bo nie chcą otwartego konfliktu i dlatego, ze ich prześladowania Kurdów bezpośrednio nie dotyczą. Tak więc w tej kwestii najprawdopodobniej niewiele się zmieni. Niestety.

Wioleta WASYLÓW

Dodaj komentarz