Schematy mniej utarte

1476429_762542480486955_564083097059046043_n

Co łączy Banksy’ ego z brytyjskim producentem muzycznym? Jak to się stało, że elektroniczne brzmienia rozwiesiły obrazy w mięsnej kawiarni? Na wszystkie te pytania odpowie Paszczak – poznański artysta przełamujący konwenanse.

– z Przemysławem Pawlakiem rozmawiała Maria LEDEMAN

Wielbiciel muzycznego elektyzmu i chodzący syntezator dźwięków. Jak przedstawiłbyś siebie publiczności mniej obeznanej w tajnikach poznańskiego undergroundu?

Jestem podstarzałym didżejem. Chociaż aż tak źle chyba nie jest – mam o wiele starszych kolegów po fachu. Zajmuję się graniem oraz hobbystyczną produkcją alternatywnej muzyki elektronicznej. W moim światku nazywamy ją po prostu muzyką basową ze względu na jej niską częstotliwość.

Chyba nie zawsze opierałeś się tylko na wyznacznikach tego nurtu?

Wiadomo. Zaczęło się od dubstepu, a wcześniej od pokrewnego mu drum&bassu. Na świecie jest tyle gatunków i stylów muzycznych, że ciężko to ująć w konkretne ramy.

Z pewnością pamiętasz taki moment, w którym zrodziła się w Tobie pasja do muzyki. Kiedy to było?

Zainteresowanie muzyką wykiełkowało we mnie bardzo dawno temu – zanim jeszcze zacząłem działać w zespole. Zaczynaliśmy od punku, a im bardziej graliśmy, tym więcej kombinacji z tego wychodziło. Robiliśmy swoje numery, bardzo różne. Zawsze lubiłem oryginalność i pomieszanie z poplątaniem. Grając, potrafiliśmy płynnie przejść z reggae do hardcore’u. Po rozpadzie zespołu zacząłem tworzyć w domu razem z przyjaciółmi. Nadal chciałem kreować mniej utarte schematy. Tym razem elektroniczne.

Czy efektem tego było stworzenie działającego dawniej cyklu „Kill da Chill”?

Fakt, byłem jego organizatorem i pomysłodawcą. Robiłem to razem z kolegami. Połączyliśmy dwie ekipy. Taka dawka energii zapoczątkowała dużo ciekawych rzeczy. Na początku robiliśmy imprezy w Cafe Mięsna. Duży nacisk kładliśmy na oprawę wizualno-graficzną. Wieszaliśmy prace kolegi z ASP, kombinowaliśmy ze światłami. Bawiliśmy się w samo zaaranżowanie miejsca.

Czyli ważny był dla was całokształt. Nie ograniczaliście się, to dobrze. A muzyka?

Z czasem projekt przerodził się w coś większego. Ściągaliśmy headlinerów z zagranicy. Wiadomo, pierwsza edycja była dla znajomych. Druga zaś przebiła nasze oczekiwania. Trzecia? Była zdecydowanie najlepsza, a każda kolejna, to czyste przełamywanie barier i zapraszanie coraz większej ilości artystów.

Chociażby?

Grała u nas jedna ze znanych ekip z Audioriver. Zaczynała właśnie u nas – podczas cyklu „Kill da Chill”. Na swoje eventy zapraszaliśmy między innymi Ditryphonics, Bar9, 16bit, Lapalux czy Chasing Shadows.

578419_10151166843593905_1082513672_n

Skoro już wspomniałeś o festiwalu w Płocku. Większa scena i publika – widzisz siebie w takiej scenerii?

Kiedy zacząłem jeździć na Audioriver, to było tam większe zróżnicowanie gatunków. Organizatorzy stawiali wtedy na świeżość i innowację. Teraz niestety nie widać tej różnorodności, jeśli chodzi o czysty bass. Wszystko przez tzw. hajp na techno. Biorąc pod uwagę, w jak różnych kierunkach się rozwija i do jakich zakątków dotarła muzyka elektroniczna – jest to zdecydowanie niewykorzystany potencjał. Organizatorzy obrali tylko jeden target.

Nie byłbyś dumny grając na scenie nad Wisłą?

Wiadomo, że bym się cieszył, bo zagrałbym muzykę, której tam nie ma. Underground. Najpierw jednak musiałbym być super producentem, trafić do dobrego radia, by zacząć zarabiać na muzyce i stworzyć coś, co można by nazwać karierą. Póki co, to zajęcie czysto hobbystyczne.

Mówisz, że chodzi o pasję. Samo to słowo brzmi dość ambitnie w dzisiejszym świecie. Co studiujesz?

Na szczęście dla mojego wydziału skończyłem studiować i zdałem wszystkie egzaminy. Obecnie pracuję nad pracą magisterską. Studiowałem geoinformację, a teraz ukończyłem geografię społeczno-ekonomiczną. To taka humanistyczna strona świata geografii. Wbrew pozorom nawet Poznań jest z niej znany. Aha, no i walczyłem z uczelnią 7 lat. Jestem bardzo oporny, jeśli chodzi o wszystkie biurokratyczne systemy.

Rozumiem, że tytuł twojej magisterki nie będzie ugrzecznionym i pospolitym tematem społecznym. O czym ona będzie?

Dokładny tytuł mojej magisterki brzmi: „wybrane przejawy sztuki ulicznej oraz ich rola i znaczenie w przestrzeni miasta Poznania”.

Jedyne co mam przed oczami to liczne graffiti, które widnieją pod mostami wzdłuż trasy PST i słynny Pan Peryskop. Skupiasz się tylko na stolicy Wielkopolski?

Tak, ponieważ mieszkam w tym miejscu od dziecka. Kocham to miasto więc chcę pisać na jego przykładzie. Ja i moja rodzina jesteśmy tutaj od pokoleń. Wydawało mi się, że Poznań nie jest charakterystyczny. Jednak z czasem zauważyłem, że zdecydowanie się wyróżnia. Cieszę się, że mogę to badać na podwórku lokalnym.

Podobnie jak z muzyką. Zaczynamy od swojego najbliższego otoczenia, a dopiero potem rozwijamy się dalej i zaczynamy mierzyć wyżej. Co z międzynarodowym street artem?

Bardzo dużo rzeczy mnie interesuje. Skutkuje to tym, że wszystkiego jestem w stanie doznać tylko powierzchownie. Doceniam wpływ szeroko pojętej sztuki na życie człowieka. A street art pozwala ludziom zobaczyć, nawet jeśli nigdy nie byli w muzeum i słuchają tylko komercyjnej muzyki.

Pewnie, artyzm wywodzący się z ulicy działa zdecydowanie podprogowo. Mnie często zastanawia kim jest Banksy.

Jest dużo teorii na ten temat. Mi się najbardziej podoba ta, która mówi, że Banksy to ta sama osoba co Burial. On zaś jest postacią w dubstepie, która nigdy nie ujawniła swojej twarzy. Nikt nie zna tej osoby z imienia i nazwiska, a wywarła ona ogromny wpływ na świat muzyki.

Fenomen?

Dokładnie. Banksy jest na tyle niesamowity, że robi rzeczy bardzo proste, ale cholernie mocne i trafne. Bardzo lubi zajmować się rzeczami kontrowersyjnymi, a tym samym wystawia społeczeństwo na liczne próby. Ale kim jest? Geniuszem. Przeprowadza eksperymenty i łamie schematy. W momencie, gdy tak wielki wpływ na nas mają mass media, to jeśli ktoś jest w stanie tak mocno kreować rzeczywistość, bez wątpienia jest fenomenem.

Powinnam ci życzyć byś był bardziej jak Banksy, Burial, a może jeden i drugi?

Wolałbym żebyś życzyła mi skończenia magisterki.

Maria LEDEMAN

Dodaj komentarz