Wystawa grafik Marty Frej

 

Fot.: Nicole Piotrowska

Fot.: Nicole Piotrowska

W dzisiejszych czasach trudno o nowatorstwo w sztuce, chyba że decydujemy się na tak odważny krok jakim jest wypuszczanie wypełnionych farbą jajek z miejsc intymnych. Na rodzimym podwórku artyści preferują bardziej konwencjonalne rozwiązania, a że Polacy lubią sobie ponarzekać, od dobrych kilku lat zasypywani jesteśmy satyrycznymi obrazkami.

 Gorzka twórczość Marty Frej znana mi jest nie od dziś. Nigdy jednak nie miałam okazji przyjrzeć się jej pracom z bliska, stąd też dzień po otwarciu wesołym krokiem pobiegłam do znajdującej się na Starym Rynku Meskaliny. Jednak to nie jedyny lokal, w którym mamy sposobność przyjrzenia się memom częstochowskiej artystki. Niczym pielgrzymi przemierzać możemy poznańskie klubokawiarnie od Amarantu, przez Zemstę, Psa Andaluzyjskiego, kończąc na wcześniej wspomnianej Meskalinie.


Osoby, które choć trochę interesują się polskim środowiskiem sztuki rysunkowej utożsamiają Panią Frej z dwoma słowami – hejt i feminizm. Jej memy i grafiki to pstryczek w nos polskiego społeczeństwa. Frej wyśmiewa każdy element naszej małej ojczyzny, a wszystko to w anturażu wszechobecnego kiczu i pstrokacizny. Przechadzając się od pracy do pracy, czułam jakby ktoś zamknął mnie w pudle z komiksami. Takimi dla dorosłych, schowanych gdzieś na strychu. Każdy wie co jest w środku, ale nikt nie chce o tym mówić głośno.

Fot.: Nicole Piotrowska

Fot.: Nicole Piotrowska

 Niejednokrotnie spoglądając na prace artystki uśmiecham się zgorzkniale porównując to co widzę, z tym jak najzwyczajniej w świecie jest. Niejednokrotnie mam ochotę przyklasnąć Pani Marcie. Jednak czy nie dzieje tak, że artyści ukazując malkontenctwo innych, sami stają się jego przodownikami? Prace, na które trafiłam w Meskalinie były trafione w punkt, na pewno zdecyduje się na odwiedzenie wszystkich miejscówek, chociażby po to, aby przekonać się w ilu z nich zobaczę swoje odbicie.

Nicole PIOTROWSKA

Dodaj komentarz