„Nagraliśmy tak dużo płyt, że nawet nie powiem, bo nikt mi w to nie uwierzy” – rozmowa z największą gwiazdą tegorocznych Juwenaliów – KRZYSZTOFEM KRAWCZYKIEM

fot. Julia Kryślak

Dzisiaj był bity rekord Pana piosenki „Chciałem być”. Przyszło ponad 1000 osób, te osoby  naprawdę śpiewały na cały głos, dawały z siebie wszystko. Dlatego mam jedno pytanie: jak to jest być ikoną dla młodych osób?

To się stało zupełnie poza moją kontrolą. Sami ulubili, szczególnie ten człowiek, który  przearanżował tak tą piosenkę, że właściwie nawet trudno na żywo zagrać to co on wymyślił, ale mamy taki pomysł, żeby z młodzieżą nagrać, wykorzystując mój głos i gdzieś tam jakiś rap po drodze, żeby też był.

Aha, rap. Bo miał Pan po drodze różne historie muzyczne, nawet reggae, ostatnio wyszła  piosenka o Lewandowskim. Czyli teraz rap? A później jakieś inne nurty muzyczne?

Nie wiem, czy teraz ten rap, to jest tylko jedno z moich takich luźniejszych marzeń. Andrzej Kosmala, mój manager, na pewno będzie wiedział co robi, na pewno będzie chciał, żeby coś się działo. Teraz nagraliśmy z okazji Mundialu Piłkarskiego całą płytę pt. „Biało-czerwoni” i nie wiem kiedy się ukaże, ale będę w Opolu, ponieważ mam 55-lecie mojej pracy artystycznej, a tak się składa szczęśliwie, że Opole też liczy sobie 55 lat i będę śpiewał i tę piosenkę i inne.

Jesteśmy tutaj, dzisiaj w Poznaniu z okazji Juwenaliów. Czy ma Pan z Poznaniem jakieś pozytywne wspomnienia, albo negatywne? Jakieś historie z prób, może z koncertów?

Z Poznaniem jestem właściwie zrośnięty dosyć mocno. Po pierwsze, w studio K&K, tu w Poznaniu, z Andrzejem Kosmalą, Wiesiem Wolnikiem i Rysiem Kniatem, to jest tych trzech muszkieterów, nagraliśmy tak dużo płyt, że nawet nie powiem, bo nikt mi w to nie uwierzy. Natomiast ja mieszkałem w Poznaniu, naprzeciwko „Kina Wilda”, a ojciec mój grał w „Teatrze Polskim”, razem ze sławnym Solskim. Mój ojciec grał tam Cześnika. No bardzo wspominam te czasy, bo chodziłem za kulisy i kiedyś… miałem wtedy może 3 lub 4 latka, ojciec wyszedł z wąsami, w peruce, w żupanie, pod karabelą, czyli z szablą i myślał, że zacznę płakać, a ja się uśmiechnąłem do niego i mówię: „tata”.

Od początku chyba był Pan przygotowany do sceny.

O tak. I tam urodził się mój brat, w Poznaniu.

Kiedy myśli Pan sobie Poznań, oprócz oczywiście rodzinnego domu, czy teatru, ma Pan jakieś miejsce, które Pan najczulej wspomina?

No właśnie to „Kino Wilda”, dlatego, bo udawało nam się czasami uprosić biletera, a byliśmy  takie małe szczuny, jak to mówicie tutaj w Poznaniu. No i nie na każdy film można było wejść, ale jemu się żal robiło i nas wpuszczał, czyli to najmilej wspominam, bo to były pierwsze filmy westerny: taki „Winchester”, „Złamana strzała” i „15:10 do Yumy”, no takie znakomite, jeszcze w czarno-białym, filmy, które nie dawały nam później spać.

W utworze „Chciałem być”, był tekst: „skasowałem kilka bryk”, ile tych bryk w końcu było?

To jest Maleńczuka pomysł z tymi rozwalonymi brykami, bo ja byłem za bardzo ubogim człowiekiem w Ameryce, żeby sobie pozwolić na rozbijanie samochodów. Tak więc to jest jego pomysł, a wiecie jakie on ma pomysły, bo napisał książkę o tym jak przeżył życie, ostro dosyć. Zresztą na tej płycie, którą nagrałem z Andrzejem Smolikiem, jest bardzo dużo piosenek takich innych, nowatorskich w mojej karierze wtedy. I to pozwoliło mi na takie drugie odbicie.

Gdyby miał Pan dać radę tym pięknym, kolorowym studentom, którzy dzisiaj będą się bawili przy Pana koncercie – jaka to by była rada? Jak ona by brzmiała?

No studenci przede wszystkim mają przed sobą ładnych parę lat „harówki”, bo niektórzy nie mają tego problemu. Ale, żeby te studia skończyć to wiem, samemu mi się nie udało, mimo że rozpocząłem w szkole muzycznej. Chciałem im życzyć tej siły w zrealizowaniu marzeń, żeby pamiętali, że będą kiedyś osobami kochanymi, osobami, które będą miały rodziny, będą za nie odpowiedzialni. Dotyczy to tak samo i dziewczynek i chłopaków.

Wywiad powstał dzięki uprzejmości redakcji KURIERA AKADEMICKIEGO

Dodaj komentarz