Sportowo pełnosprawni

Siódme miejsce na zakończonych w niedzielę Mistrzostwach Świata w piłce nożnej osób po amputacjach nie zadowala reprezentacji Polski. Większość zawodników po dramatycznej porażce w ćwierćfinale była wręcz załamana, co było widać w mediach społecznościowych. „Biało-Czerwoni” zdobyli jednak coś znacznie cenniejszego – dowody na to, że sport niepełnosprawnych może tak samo porwać kibiców jak ten osób pełnosprawnych.

Kiedy na swoje Mistrzostwa Świata zakwalifikowali się polscy rugbiści na wózkach, musieli głównie martwić się nie o to, w jakiej formie polecą do Australii, ale czy w ogóle polecą. Ostatecznie udało się to dzięki dotacji z ministerstwa i wsparciu kibiców przez jeden z portali crowdfundingowych. Nasi ampfutboliści tego problemu nie mieli. Być może to co wydarzyło się przez ostatni tydzień wokół reprezentacji osób po amputacjach pokaże firmom, że wspieranie sportu niepełnosprawnych to nie tylko piękna idea, ale także dobra inwestycja, bo przecież wszyscy doskonale wiemy, że każda korporacja przez reklamę chce się przede wszystkim przebić do świadomości jak największej liczby potencjalnych klientów.

Napięcie jak u szczypiornistów

Nie tak dawno mówiło się, że nikt nie potrafi tak denerwować kibiców jak polscy piłkarze ręczni. Po ostatnich wynikach można stwierdzić, że dalej ta tendencja jest utrzymana, jednak szczypiorniści zaczęli stosować trochę inne metody. Te, z których słynęli, czyli dramatyczne końcówki spotkań, zabrali im ampfutboliści.

Po fazie grupowej, w której nasza reprezentacja grała nieprzekonująco, a na koniec jeszcze przegrała z Japonią, trzeba było sporej dozy optymizmu by wierzyć, że w ⅛ finału nasza drużyna będzie w stanie ograć niepokonane i grające bardzo fizycznie Haiti. Spotkanie nie zaczęło się dobrze – już w drugiej minucie fatalny błąd naszego zawodnika został wykorzystany przez rywala i na tablicy widniał wynik 0:1. Polacy zaczęli atakować, jednak cały czas cierpieli na brak klarownych sytuacji. Wyrównanie przyniósł nam fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego Bartosz Łastowski, nazywany polskim Messim. Kolejne minuty, zwłaszcza w drugiej połowie, to twarda walka, w której kilka groźnych okazji mieli Haitańczycy. Natomiast gdy przy piłce byli nasi reprezentanci, ich akcje były od razu przerywane faulami. A kiedy wydawało się już, że dogrywka jest nieunikniona, Polacy wyprowadzili zabójczą kontrę, która zapewniła im awans do kolejnej fazy.

Tam czekał na nich zespół wicemistrzów świata sprzed czterech lat – Angola. Po wyrównanym początku pod koniec pierwszej połowy w poczynania „Orłów” wkradł się chaos, co pozwoliło nabrać rozpędu drużynie z Afryki. Po przerwie cały czas w ofensywie byli Angolczycy, co zostało udokumentowane golem w 41. minucie. Kolejne sekundy upływały, a Polacy byli coraz dalej od awansu. Jednak w 50. (czyli ostatniej) minucie gry „Biało-Czerwoni” zdobyli gola, który utrzymał ich w walce. Gołym okiem było widać, że nasi rywale zostali bardzo przybici faktem utracenia promocji do dalszej fazy i to nasza drużyna weszła w dogrywkę z wiatrem w żagle. Najpierw fantastycznym uderzeniem z wolnego popisał się Kapłon, a po chwili, także z wolnego, na 3:1 podwyższył Łastowski. Nasi rywale sprawiali wrażenie zdołowanych i zdumionych tym, co wydarzyło się na boisku, a awans do półfinału zdawał się być już praktycznie pewny. Na dwie i pół minuty przed końcem regulaminowego czasu gry wydarzyło się jednak coś, czego nikt się nie spodziewał. Angola najpierw zdobyła gola kontaktowego, by po chwili wyrównać. O tym, która z ekip pozostanie w grze o medale miała zadecydować seria rzutów karnych. W niej lepsi okazali się reprezentanci Angoli, którzy to ostatecznie, również po karnych, sięgnęli po tytuł Mistrzów Świata. W finale pokonali Turków.

Naszej drużynie pozostała walka o miejsca 5-8. W pierwszym z meczów w tej fazie ich rywalami byli Anglicy. O tym spotkaniu trudno coś napisać – dwa szybko zdobyte przez „Wyspiarzy” gole zaważyły na przebiegu meczu. Nasi wyglądali na wyraźnie zdemotywowanych wydarzeniami z poprzedniego dnia i nie za bardzo mieli pomysł na ogranie Anglików. Ci w drugiej połowie uspokoili grę i zaczęli grać na czas.  „Biało-Czerwonym” pozostała walka o siódmą lokatę. W meczu z Hiszpanią wyraźnie lepsi byli Polacy, którzy kreowali grę praktycznie przez całe spotkanie. Południowcy zagrażali nam tylko po indywidualnych akcjach swojej gwiazdy, Mendesa. Zwycięstwo 1 – 0 to najniższy wymiar kary. Turniej ten pokazał, jak niewiele w sporcie dzieli triumf i porażkę – wszak Polsce brakowało naprawdę niewiele, by pokonać późniejszych mistrzów. Podkreśla to też, jak wyrównany poziom jest w światowym ampfutbolu.

Warto podkreślić, że nasi ampfutboliści do końca zachowali się zgodnie z duchem olimpizmu. Gdy po zakończeniu turnieju reprezentanci Nigerii, których sytuacja nie jest tak dobra jak naszych zawodników, poprosili o dwie kule, otrzymali prezent składający się ze zdecydowanie większej ilości sprzętu. Jak podkreślają nasi reprezentanci – łączy nas kula!

Pozaboiskowe triumfy

To co działo się w San Juan de los Lagos, to jedno, a to co działo się w Polsce to drugie. W naszym kraju zapanowała moda na ampfutbol. By zrozumieć skalę fenomenu, wystarczy wpisać w Google Trends nazwę dyscypliny. Wskaźniki pokazują kilkudziesięciokrotne wzrosty liczby zapytań w ostatnim tygodniu. Jednak nie potrzeba takich narzędzi, by dostrzec to zainteresowanie. Wystarczyło po którymś ze spotkań wejść na Twittera czy sprawdzić liczbę osób oglądających transmisję – w szczytowych momentach meczu z Angolą było to nawet kilkanaście tysięcy osób. Warto tu przypomnieć, że pierwszy gwizdek ćwierćfinału rozbrzmiał o północy czasu polskiego.

To zainteresowanie to zasługa dobrze prowadzonego marketingu. Sam fakt włączenia w promocję naszej drużyny pełnosprawnych reprezentantów Polski takich jak Robert Lewandowski (który jest także sponsorem naszej drużyny) czy Łukasz Fabiański zdecydowanie zwiększył zasięgi ampfutbolistów. Do tego dochodzi dosyć regularne pojawianie się w mediach, niekoniecznie sportowych, jak chociażby w Elle Man. W mediach społecznościowych najświeższe informacje przekazywał Michał Pol, a w głównych wydaniach serwisów informacyjnych wiadomości o wynikach naszej drużyny pojawiały się chociażby w TVP. Moim zdaniem to wszystko by jednak nic nie dało, gdyby nie fakt, że w społecznym odbiorze sport osób niepełnosprawnych nie jest w niczym gorszy od tego osób pełnosprawnych. Dodatkowo przepisy zbliżone do normalnego futbolu zachęciły spore rzesze kibiców do oglądania spotkań naszej kadry.

Miejmy nadzieję, że to pokaże nie tylko sponsorom, ale również telewizjom, że warto inwestować w transmisję z tego typu imprez. I o ile brak transmisji telewizyjnej z tego turnieju da się uzasadnić (jakość oferowanego przekazu kompletnie nie przystawała do standardów TV), to już kompletne zignorowanie przez TVP zimowej Paraolimpiady w Pjongczang było sprzeczne z misją telewizji publicznej. Telewizja Polska miała prawa do pokazywania tegorocznej imprezy, jednak na antenie zostały wyemitowane tylko ceremonie otwarcia i zamknięcia. Żeby było jeszcze dziwniej, przez niedopilnowanie formalności, kilka pierwszych dni zmagań nie było dostępnych w internecie, gdyż Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski nie otrzymał na to zgody od polskiego nadawcy. Na szczęście Polski Komitet sprawę rozwiązał, jednak czy naprawdę lepiej było pokazywać na antenie powtórki zamiast zmagań paraolimpijczyków?

Oby występ naszej drużyny na Mistrzostwach Świata – choć nie najlepszy w historii pod względem sportowym – otworzył nową kartę dla sportu paraolimpijskiego w naszym kraju. Pierwszy raz tak wielkie grupy kibiców pasjonowały się zmaganiami niepełnosprawnych sportowców, gdy godziny rozgrywania spotkań były tak nieprzystępne. Miejmy nadzieję, że zarówno reklamodawcy, jak i media zrozumieją, że są to zmagania tak samo pasjonujące kibiców, jak te pełnosprawnych zawodników. Wystarczy je tylko odpowiednio nagłośnić medialnie i poprowadzić dobrą kampanię marketingową. Byłoby pięknie, gdyby żaden sportowiec, który w uczciwej walce wywalczył sobie miejsce na wielkiej imprezie nie musiał w ostatniej chwili desperacko zbierać funduszy na wyjazd. O ampfutbolistów obawiać się raczej nie trzeba – ostatnim turniejem zbudowali sobie ogromny kapitał popularności, który raczej szybko się nie rozpłynie. W jeszcze większym rozwoju na pewno pomoże powołanie Polskiego Związku Amp Futbolu, na którego powstanie zielone światło dało Ministerstwo Sportu i Turystyki. I bardzo dobrze, bo przecież sport niepełnosprawnych daje nadzieję i motywację tym, którzy już ją utracili. A nam wszystkim ogromną inspirację i siłę do działania, bo skoro oni mogą, to wszyscy możemy!

Rafał WANDZIOCH

Dodaj komentarz