Fińskie pojedynki, czyli Tour de Ski początki

Aino-Kaisa Saarinen i Virpi Kuitunen
(źródło: zimbio.com/Agence Zoom/Getty Images Europe

Jedna z włoskich biegaczek miała niegdyś nazywać bieg pod Alpe Cermis „pędzeniem bydła na rzeź”. Mordercza wspinaczka pod jeden z włoskich szczytów jest etapem wieńczącym stworzony przed ponad dziesięcioma laty narciarski cykl Tour de Ski. Przyglądamy się historii zawodów, które odmieniły oblicze biegów narciarskich.

W przeszłości Józef Łuszczek czy Jan Staszel rywalizowali na trasach wytyczonych w lesie. Kibice swoich idoli widywali więc tylko, gdy ci dobiegali do mety. Z biegiem lat światowe władze starały się jednak zrobić wszystko, by z biegów narciarskich uczynić medialny produkt. Narciarze zaczęli rywalizować na krótkich pętlach pod okiem kamer, wprowadzono biegi ze startu wspólnego, biegi pościgowe, rywalizację sprinterską oraz słynny cykl Tour de Ski. Ten ostatni, składający się z kilku etapów, rozgrywany zazwyczaj na przełomie roku wymyśliło trzech legendarnych zawodników. Mistrzowie olimpijscy Norweg Vegard Ulvang, Rosjanin Aleksiej Prokurorow oraz Kazach Władimir Smirnow nie tylko rywalizowali na narciarskich trasach, ale również, po zakończeniu bogatych karier, odbywali wspólne wędrówki. Podczas jednej z nich mieli wpaść na pomysł stworzenia wielkiego cyklu, który da kibicom to, czego pragną najbardziej, czyli pot, łzy i walkę do ostatnich metrów. Smirnow w 2009 roku opowiadał o pomyśle trojga rywali: „Wędrując, zastanawialiśmy się nad trudną dla zawodników pod względem fizycznym, a także psychologicznym, imprezą, porównywalną z wielkimi kolarskimi wyścigami. (…) Nie mieliśmy wątpliwości, że muszą to być zawody etapowe, o urozmaiconym charakterze, dające szanse wszystkim, to znaczy niby wszystkim.” Stworzony cykl od lat przyciągają najgorętsze nazwiska biegowego świata. To właśnie podczas Tour de Ski byliśmy świadkami narodzin nowych gwiazd, największych sensacji, cierpienia zawodników oraz ostatnich wygranych wielkich mistrzyń. Przyglądamy się trwającej już 13 lat walce kobiet, którą rok rocznie kończy wspinaczka na legendarny szczyt Alpe Cermis, który respekt budzi nawet przed kolarzami, o czym w 2009 roku na łamach TVP, opowiadał Sylwester Szmyd.

Tour de Ski 2006/07

Prezentacja pierwszego Tour de Ski w historii

Debiutujący cykl rozpoczęto od… odwołania rywalizacji w czeskim Nowym Mieście na Morawach, gdzie pojawiły się problemy ze śniegiem. Pierwsza edycja rozgrywek przebiegała pod dyktando utytułowanych i znanych zawodniczek. O wygraną walczyły Finka Virpi Kuitunen oraz Norweżka Marit Bjoergen. Ostatecznie, triumf padł łupem tej pierwszej, która na szczyt Alpe Cermis dotarła z ponad minutą przewagi. Do ostatnich metrów walczyły panie natomiast o pozostałe lokaty – Marit Bjoergen na metę wpadła zaledwie trzy sekundy przed Ukrainką Walentyną Szewczenko, która o sekundę wyprzedziła rodaczkę Kuitunen, Aino-Kaisę Saarinen. Ostateczna walka zgubna okazała się chociażby dla Słowenki Petry Majdič, która ruszając na szczyt jako trzecia, zameldowała się na nim dopiero szósta.

W cyklu nie zabrakło także polskiego akcentu. Z dobrej strony zaprezentowała się ledwie 24-letnia Justyna Kowalczyk, która zawody zakończyła na 11 miejscu. Polka najlepszy wynik zanotowała w biegu na dystansie 10 km stylem klasycznym, w którym finiszowała piąta.

Tour de Ski 2007/08

Raz na cztery lata zdarza się wyjątkowy sezon – sezon bez mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Sezon, w którym każda zawodniczka marzy tylko o jednym, czyli o Kryształowej Kuli. W 2007 roku chcące ją zdobyć panie, wiedziały, że muszą dobrze zaprezentować się również w Tour de Ski, w którym wygrana premiowana jest 400 punktami do klasyfikacji Pucharu Świata. Na starcie nie zabrakło więc najlepszych biegaczek świata. Wygrała jednak ta, na którą nie stawiał chyba nikt – Szwedka Charlotte Kalla, która przed rozpoczęciem morderczych zawodów na koncie nie miała ani jednego podium zawodów Pucharu Świata. Dla ledwie 20-letniej zawodniczki był to zarazem pierwszy i ostatni triumf w Tour de Ski. W kolejnych latach mistrzyni olimpijska z 2010 roku nie była w stanie nawet wejść na podium tych zawodów.

W 2007 tour składał się z ośmiu etapów, z czego aż cztery rozegrano w Nowym Mieście na Morawach. Od początku rywalizacji cykl nie miał jednej faworytki, a jego liderka zmieniała się trzykrotnie. Już pierwszy etap przyniósł polskie podium. W biegu na dystansie 3,2 km stylem klasycznym Justyna Kowalczyk musiała uznać wyższość jedynie Virpi Kuitunen oraz Aino-Kaisy Saarinen. Drugi etap padł już łupem Szwedki, która po raz pierwszy wygrała zawody tej rangi. Po rozegraniu kolejnych sześciu etapów rywalizacji i ponownej wygranej Kalli, tym razem w sprincie stylem dowolnym, na czele Tour de Ski znajdowała się brylująca w stylu klasycznym Virpi Kuitunen.

Pierwsze siedem etapów Tour de Ski 2007/08

Mająca przed finałową wspinaczką ponad 40-sekund przewagi doświadczona biegaczka, wydawała się być faworytką rywalizacji. Sport postanowił jednak napisać inny scenariusz. Finka podczas biegu na Alpe Cermis przeżyła prawdziwy kryzys i zanotowała dopiero 21 czas biegu netto. Za to Kalla radziła sobie bardzo dobrze. Szybko dogoniła i zostawiła za plecami rywalkę, która obroniła drugą lokatę przed Włoszką Arianną Follis.

Walka na Alpe Cermis okazała się zgubna dla Kuitunen

Droga na szczyt była drogą przez mękę także dla Justyny Kowalczyk. Młoda Polka w cyklu radziła sobie dobrze. Po sześciu etapach rywalizacji zajmowała trzecią lokatę z dużymi szansami nawet na ostateczną wygraną. Ostatnie dwa dni zawodów nie były jednak szczęśliwe dla Kowalczyk, która tour zakończyła na siódmym miejscu. Po latach na blogu Królowa Śniegu napisze, że w sezonie 2007/2008 mogła sięgnąć po Kryształową Kulę, przeszkodziła jej jednak choroba, a trzy ostatnie etapy Tour de Ski biegła, przyjmując antybiotyki.

Warto zaznaczyć, że za swoją wygraną Kalla zapłaciła wysoką cenę. Ogromny wysiłek wywołał u Szwedki chorobę, która spowodowała spadek formy. Mimo wygranej w cyklu Kalla nie znalazła się nawet na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Tour de Ski 2008/09

Siedmioetapowa rywalizacja okazała się starciem dwóch wybitnych zawodniczek z mroźnej Finlandii – do samego końca o triumf walczyły Virpi Kuitunen oraz Aino-Kaisa Saarinen. Już pierwszy etap zmagań przyniósł niewielką sensację. Mimo nowoczesnej aparatury pomiarowej sędziowie nie umieli bowiem stwierdzić, która z zawodniczek Justyna Kowalczyk czy Petra Majdic powinna stanąć na trzecim stopniu podium biegu na dystansie 3,2 km stylem dowolnym. Ostatecznie trzecią lokatę przyznano obu biegaczkom.

Kolejny dni zmagań i biegi stylem klasycznym były pokazem siły Virpi Kuitunen, która udowadniała, że jest najlepszą klasyczką świata. Świetnie zaprezentowała się zwłaszcza podczas czwartego etapu rywalizacji, gdy w biegu na dystansie 10 km pokonała swoją rodaczkę Saarinen o ponad 40 sekund. Dzielnie o podium cyklu walczyła także Justyna Kowalczyk, szans pozbawiły ją jednak słabsze występy w stylu dowolnym. W tym samym, w którym kilka tygodni później wywalczyła dwa złote medale mistrzostw świata.

Po raz kolejny jako pierwsza na Alpe Cermis ze sporą przewagą ruszała Virpi Kuitunen. Tym razem ścigała ją jednak Aino-Kaisa Saarinen. Wydawało się, że będzie jak przed rokiem, bowiem druga z zawodniczek szybko odrabiała straty. Tym razem Kutunen wiedziała jednak, co robi, poczekała na rywalkę, a w odpowiednim momencie skontrowała i z siedmioma sekundami przewagi dotarła do mety. Trzecia lokata przypadła, uważanej za sprinterkę Petrze Majdic.

Decydujące starcie na Alpe Cermis

Triumf w Tour de Ski 2008/2009 był ostatni w karierze wygranym biegiem przez wielką Virpi Kuitunen, która na podium indywidualnie nie stanęła ani podczas Mistrzostw Świata w Libercu w 2009 roku, ani podczas Igrzysk Olimpijskich w Vancouver w 2010 roku. Znamienny był również inny obraz – podczas walki na Alpe Cermis w szranki stanęły także Justyna Kowalczyk i Marit Bjoergen. Polka biegła świetnie i wywalczyła czwartą lokatę. Norweżka biegła fatalnie, netto zanotowała 29 czas dnia i z czwartego miejsca spadła na dziesiąte.

Kolejne lata przyniosły już wygrane Justyny Kowalczyk, o tych opowiemy już jutro.

Aleksandra KONIECZNA