Telewizyjna rewolucja

Współczesny kibic to ma klawe życie. Istnieje tyle kanałów sportowych, iż trudno je wszystkie wyliczyć na palcach obu rąk. Jeszcze trudniej zaprezentować cały wachlarz praw telewizyjnych, które oferują. Jeśli jednak jakimś cudem nikt nie proponuje transmisji z ligi chorwackiej lub mistrzostw świata w bojerach, to bardzo łatwo można znaleźć odpowiedni stream w Internecie. 30 lat temu, gdy do gry wkraczał Eurosport, było zupełnie inaczej.

Pojęcie praw telewizyjnych u schyłku lat 80. raczej nie należało do popularnych, nawet w świecie sportu. Zwykły zjadacz chleba zapewne nie wiedział o istnieniu czegoś takiego. Myślał, że każda telewizja może transmitować to, co chce. Nawet TVP nie ograniczała się tylko do imprez krajowych lub tych z udziałem rodzimych sportowców. Polscy kibice mogli śledzić zatem transmisje z bardzo „drogich” rozgrywek, jak wyścigi Formuły 1 czy tenisowy Puchar Davisa. Tak naprawdę telewizja za wszystkie zagraniczne imprezy musiała płacić, jednak ich cena była o wiele, wiele niższa niż obecnie.

Wielki sport i zawody drwali

W okresie istnienia niemal wyłącznie państwowych nadawców nie zdawano sobie sprawy z wartości praw telewizyjnych, dlatego też nikt nie zwracał uwagi na nie, a także ich właścicieli. Skupiły się one w rękach dwóch międzynarodowych organizacji, gromadzących publicznych nadawców telewizyjnych i radiowych. Były to EBU, zwane potocznie Eurowizją, a także jej „odmiana” dla krajów demokracji ludowej – OIRT, czyli Interwizja. Szczególnie ta pierwsza przodowała w ich ilości. Problem polegał w tym, że trudno było upchnąć wszystkie prawa w ramówce kanałów, których ilość w wielu krajach można było policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszym sportowym programem z prawdziwego zdarzenia i mnogością dyscyplin w ofercie stał się brytyjski Screensport w 1984 roku. Pięć lat później powstał jednak kanał, mający bezpośrednie błogosławieństwo od EBU – Eurosport.

Stacja od początku podkreślała swój paneuropejski charakter, bowiem w logo kanału przez ponad ćwierć wieku widniało 10 gwiazd, symbolizujące wyraźnie flagę Unii Europejskiej.  Wystartowała dokładnie 5 lutego 1989 roku w brytyjskiej sieci satelitarnej Sky, współdzieląc swój czas z kanałem filmowym. Na dzień dobry Eurosport zaproponował transmisje zarówno z mistrzostw świata w narciarstwie alpejskim czy bobslejach, ale też i programy dotyczące niezbyt popularnych dyscyplin, nierzadko nawet z pogranicza sportu. Na antenie zagościł m.in. wrestling, wyścigi dragsterów, a także zawody fitness i monster-trucków! Ta różnorodność i mnogość praw telewizyjnych okazała się siłą kanału oraz jego znakiem rozpoznawalnym. Wydaje się, iż nie ma dyscypliny, która nie przewinęłaby się przez anteny Eurosportu. Pomysłowość twórców w pokazywaniu różnych „prawie-sportów” nie znała granic – autor tego tekstu pokochał szczególnie japońskie biegi na niesamowicie absurdalnych torach przeszkód, a także mistrzostwa świata… drwali.

Europejsko, lecz po polsku

Eurosport okazał się prawdziwym fenomenem i już po czterech latach wchłonął wspomniany wcześniej Screensport, stając się absolutnym liderem kanałów sportowych na Starym Kontynencie. Nie dziwią więc kolejne działania, mające na celu zdominowanie tego rynku, szczególnie poza Europą Zachodnią. Początkowo Eurosport nadawano bowiem m.in. po angielsku, niemiecku i holendersku. Polska wersja językowa zmieściła się natomiast w pierwszej dziesiątce, przy czym w Europie Wschodniej nieznacznie wyprzedzili nas Rosjanie. 10 kwietnia 1996 roku pierwszy raz widzowie kanału w naszym kraju mogli usłyszeć rodzimy komentarz podczas transmisji na żywo z mistrzostw Europy w podnoszeniu ciężarów. Początkowo musiało wystarczyć około 3-4 godzin dziennie, jednak ta liczba systematycznie rosła. Od 2000 roku widzowie mogą się cieszyć sportowymi emocjami z wyłącznie polskim komentarzem.

Kwestia rodzimych głosów w tej stacji nadaje się na świetną pracę dyplomową. Przez komentatorskie dziuple polskiego Eurosportu przewinęły się już chyba setki dziennikarzy i ekspertów, będących nie tylko stałymi pracownikami i współpracownikami kanału, ale też pożyczanymi od konkurencji na różne potrzeby (jak chociażby Mateusz Borek, kojarzący się z kultowym już magazynem „Eurogole”). Wśród legend mikrofonu warto wymienić chociażby śp. Bogdana Chruścickiego, zajmującego się sportami zimowymi oraz kultowy duet Krzysztof Wyrzykowski – Tomasz Jaroński. Dzięki nim tysiące Polaków pokochało biathlon i kolarstwo. Znakomitą okazję do wykazania się mieli również komentatorzy dyscyplin niszowych, którą najlepiej wykorzystała inna para. Rafał Jewtuch i Przemysław Kruk opowiadają wspólnie o snookerze od ponad 21 lat, a dzięki ich interesującemu komentarzowi sport ten notuje w Eurosporcie naprawdę niezłe wyniki oglądalności.

Dom wielkich emocji

Z biegiem lat sportowy konglomerat z francuskim – a obecnie amerykańskim – kapitałem umacniał swoją pozycję na rynku europejskim. W 2000 roku powstał kanał Eurosport News, będący pierwszym programem tego typu na Starym Kontynencie. Pięć lat później rozszerzono ofertę o Eurosport 2, a niedługo później wystartował internetowy Eurosport Player. Kolejnym kamieniem milowym stała się umowa z MKOl-em. Stacja stała się „domem igrzysk olimpijskich”, skupując prawa do dosłownie każdej sekundy tej imprezy.

Czy jednak Eurosport został „domem sportu” tylko za sprawą potężnej dawki transmisji? Trzeba pamiętać, że przez polskie pasma kablowe przewinęły się już setki kanałów, jednak w świadomości ludzi przetrwały nieliczne. Stacja pojawiła się w naszej kulturze jeszcze zanim wystartowała jej polska wersja. Fragment jednego z programów oglądali chociażby bohaterowie „Psów”, nakręconych w 1992 roku. Po upadku komuny niezwykle popularnym gadżetem w gospodarstwach domowych była telewizja satelitarna, w której najczęściej oglądano brytyjski bądź niemiecki Eurosport.

Sentyment wielu starszych widzów do zagranicznych wersji pozostał nawet po otwarciu polskiego oddziału, co potwierdza przykład skoków narciarskich. Niesamowitą popularność zdobył bowiem komentarz Davida Goldstroma, który był wręcz zakochany w talencie Adama Małysza. Nieco młodsze pokolenie wychowało się jednak na transmisji z innej zimowej dyscypliny. Słynne zawołanie „rach ciach ciach!” wspomnianych panów Wyrzykowskiego i Jarońskiego przeszło już nie tylko do historii polskiego sportu, ale i języka potocznego. Czymże bowiem byłyby nawet najlepsze zawody bez emocjonującego komentarza?

Jakub PTAK