Następny proszę!

Nieco ponad dwa tygodnie temu szef zespołu Red Bull Racing, Christian Horner zapewniał, że Pierre Gasly, pomimo przeciętnych wyników, nie straci do końca tego roku swojego etatu. Zaledwie osiem dni po rozpoczęciu wakacyjnej przerwy zespół poinformował jednak, że francuza zastąpi Alex Albon.

Pomimo nieścisłości w komunikatach zespołu kontrolowanego przez austriackiego giganta, nikogo ta decyzja nie zdziwiła – poza samym zainteresowanym. Francuz twierdzi, że decyzja ta była dla niego szok i rozczarowanie. Red Bull od dawna jednak znany jest z wysokich wymagań stawianych przed kierowcami oraz z szybkiego wyciągania konsekwencji z wyników poniżej oczekiwań. Gasly powinien przeczuwać, co może się wydarzyć. Taka niepewność powoduje natomiast ogromną presję, pod którą startują młodzi kierowcy awansowani czy to do głównego zespołu, czy drugiej ekipy spod znaku Czerwonego Byka, Toro Rosso.

Siedząc na bombie

Gdyby nie niespodziewana decyzja Daniela Ricciardo o przejście do Renault, to Pierre Gasly nie otrzymałby wielkiej szansy, jaką jest promocja z drugiego do pierwszego zespołu zaledwie po jednym pełnym sezonie w F1. Od początku roku zadawano pytania, czy Francuz będzie w stanie osiągać wyniki zadowalające kierownictwo, a także czy dostanie wystarczająco dużo czasu na dostosowanie się do warunków panujących w RBR. A gdy ma się takiego partnera jak Max Verstappen, automatycznie okres ochronny się skraca. Każdy wyścig, w którym Holender prezentował się fenomenalnie był złą wiadomością dla zawodnika z drugiej strony garażu. To natomiast tworzyło zamknięty krąg – Gasly osiągał przeciętny wynik w porównaniu do Maxa, co wzbudzało wątpliwości wobec stabilności jego posady, a to nakładało na jego ramiona jeszcze większą presję. Francuz ewidentnie jej nie wytrzymał. Pierwszą część sezonu zakończył tracąc 118 punktów do swojego zespołowego kolegi. Dla szefów RBR to zdecydowanie za dużo.

Zespół z Milton Keynes miał wrażenie – poniekąd słuszne – że marnuje potencjał samochodu. Wyniki w ostatnich wyścigach (oczywiście wyniki samochodu z numerem 33) sugerują, że obecna konstrukcja Red Bulla jest co najmniej na poziomie Ferrari, jeśli nawet nie przed włoską ekipą. Aby dogonić ich w klasyfikacji konstruktorów potrzebują dwóch równo jeżdżących i walczących o miejsca na podium zawodników. Pozostaje jednak pytanie, czy Alex Albon będzie w stanie spełnić te oczekiwania. Kariera tajskiego zawodnika jest przykładem „braku głowy” w niektórych działaniach programu juniorskiego Red Bulla. W 2012 Albon został z niego wyrzucony i musiał samemu budować swoją karierę. Ten rok miał spędzić w Formule E, lecz niespodziewana propozycja z Toro Rosso zmieniła jego plany. I tak po przejechaniu zaledwie 12 wyścigów w F1 zawodnik jeżdżący z numerem 23 otrzymał fotel w samochodzie, który jest w stanie wygrywać wyścigi. Nie ma wątpliwości, że Taj ma ogromny talent. Pozostaje tylko pytanie, czy nie przygniecie go ta sama presja, co Pierra Gasly’ego.

Człowiek sterujący pacynkami

Za tymi wszystkimi ruchami stoi Helmut Marko, który szefuje programowi rozwoju kierowców Red Bulla. Człowiek, który w pewnym momencie miał tak duży problem bogactwa, że zaczął masowo zwalniać kierowców. To natomiast doprowadziło do sytuacji, w której musiał na nowo zatrudniać zwolnionych wcześniej zawodników. I tak mieliśmy średnio udany powrót pod znak Czerwonego Byka Brendona Hartleya w zeszłym sezonie, a także już bardziej pozytywny Alexa Albona w bieżącym. Jeszcze bardziej absurdalny jest przypadek Daniiła Kwiata. Rosjanin zgodnie ze ścieżką rozwoju wszedł najpierw do Toro Rosso, by później awansować do Red Bulla. Z niego został jednak zdegradowany z powrotem do Toro Rosso, by w końcu zostać całkowicie pozbawionym miejsca w F1. Po roku przerwy ponownie zasiadł za kierownicą Toro Rosso i był w stanie wywalczyć dla tej ekipy drugie podium w historii na deszczowym Hockenheimringu. Wydawało się, że to mimo wszystko on będzie pierwszym wyborem na miejsce Gasly’ego. Teraz najprawdopodobniej zostanie rezerwowym na sezon 2020, jeżeli Albon spali się tak samo jak Francuz.

Wydaje się, że powodem, dla którego przed kierowcami z teamu Red Bulla poprzeczka jest od razu zawieszona tak wysoko jest oczekiwanie, że każdy z nich będzie nowym Vettelem lub Verstappenem – kierowcą, który pomimo młodego wieku wejdzie do świata Formuły 1 i będzie w stanie walczyć o najwyższe lokaty. Tylko raz na jakiś czas pojawia się talent, który po pierwsze od razu będzie miał wystarczające umiejętności, a po drugie, i być może ważniejsze, będzie w stanie udźwignąć presję. Marko komentując w Auto Bildzie zamianę kierowców stwierdził, że Gasly ma problem z jazdą w tłoku, gdzie traci pozycje, a także zakwestionował jego umiejętności wyprzedzania. Trzeba przyznać, że są to mocne słowa w kierunku Francuza. Jeżeli rzeczywiście miałby on takie problemy, to jak byłby w stanie przejść drogę aż do F1?

Przed francuskim kierowcą największe wyzwanie w dotychczasowej karierze – odbudować się psychicznie i być w stanie ponownie udowodnić w Toro Rosso, że zasługuje na miejsce w F1. Albon natomiast musi pokazać swoją wartość w pierwszym zespole. Bo jeżeli nie, to wkrótce obaj mogą pożegnać się z królową sportów motorowych. Wszak w blokach już czekają kolejni młodzi kierowcą, chcący spróbować korridy z Czerownym Bykiem.

Rafał WANDZIOCH