Wiosłowali do Tokio i po medale – część 1

Polscy mistrzowie świata!
Źródło: FISA Igor Meijer

Przed kilkoma dniami zakończyły się zmagania w Mistrzostwach Świata w Wioślarstwie. Nasza kadra zaprezentowała się podczas nich nad wyraz dobrze i poza olimpijskimi kwalifikacjami wywalczyła również aż cztery medale. Zaczęło się od sensacji, a skończyło na brązowym medalu niezłomnego duetu.

Bój o najważniejsze trofea rozpoczęto w sobotę 31 sierpnia. Jako pierwsza w finale zaprezentowała się czwórka mężczyzn bez sternika, która dokonała czegoś niemożliwego. Zacznijmy jednak od początku, ponieważ rzeczona osada powstała ledwie dwa lata temu. Jeszcze w 2016 roku nasi zawodnicy rywalizowali w ósemce ze sternikiem. Start w Brazylii przyniósł im jednak piąte miejsce (wśród siedmiu startujących ekip). Również kolejny sezon pokazał, że choć nasza osada jest w stanie zajmować wysokie lokaty, to nie jest w stanie walczyć o medale mistrzostw globu. Doświadczeni, ale spragnieni sukcesu zawodnicy wraz z trenerami postanowili postawić wszystko na jedną kartę. Zdecydowano o rozbiciu ósemki na rzecz zbudowania bardzo mocnej czwórki bez sternika. Pierwsze owoce zobaczyliśmy już w poprzednim sezonie. Ekipa w składzie ze Zbigniewem Schodowskim, Mateuszem Wilangowskim, Mikołajem Burdą oraz Michałem Szpakowskim bardzo dobrze zaprezentowała się podczas najważniejsze startu sezonu i wywalczyła siódme miejsce na świecie.

W obecnym roku do łódki w miejsce Schodowskiego wsiadł Marcin Brzeziński, a panowie sezon rozpoczęli jak z nut. Zaczęło się bowiem od wygranej w zawodach Pucharu Świata. Chociaż te były dość słabo obsadzone, to i tak był to świetny prognostyk, a także tchnienie wiary w naszą ekipę. Kolejne starty, wraz z Mistrzostwami Europy, nasza osada również skończyła na podium. Przed rozpoczęciem MŚ kibice liczyli więc, że nasza drużyna powalczy o miejsce na podium, a także zdobędzie olimpijską klasyfikację. Tego co stało się jednak w finale, prawdopodobnie nie spodziewał się nikt.

Polacy, którzy startowali z czwartego toru rywalizację rozpoczęli od mocnego uderzenia. Po pierwszej ćwiartce wyścigu znajdowali się na prowadzeniu, minimalnie wyprzedzając osadę z Wielkiej Brytanii. Kolejne metry i posunięcia łódki należały już w pełni do Biało-Czerwonych, którzy na półmetku rywalizacji mieli już ponad dwie sekundy przewagi. Tą nasza osada utrzymała aż do mety, na którą wpłynęła z uśmiechem na ustach. Doświadczeni zawodnicy, już w trakcie wyścigu, a zwłaszcza finiszując, kiedy rywale próbowali napierać czuli, że nikt nie będzie w stanie wyrwać im złotych medali. Wpłynęli na metę z dużą przewagą, którą budowali niemal od pierwszego uderzenia wioseł. Świetny występ zakończył się oczywiście Mazurkiem Dąbrowskiego dla złotej osady.

Chwilę po panach na torze pojawiły się panie, które również rywalizowały w wyścigu czwórek bez sternika. Ich osada również powstała dość niedawno, ponieważ została stworzona po igrzyskach w Rio. Decyzja o jej utworzeniu została podyktowana wpisaniem rzeczonej konkurencji do olimpijskiego programu. W pierwszym sezonie startów nowego teamu, choć dramatyczny wypadek przeżyła Anna Wierzbowska, panie podczas mistrzostw świata, popłynęły koncertowo i wywalczyły srebrny medal. W 2018 roku nie było jednak już tak dobrze i nasza ekipa najważniejszą imprezę zakończyła na piątej pozycji. Obecny sezon dla pań układał się różnie – bardzo dobre i dające duże nadzieje starty przeplatały słabsze występy. Forma przyszła jednak we właściwym momencie i nasze zawodniczki nie tylko wywalczyły miejsce w finale, które równało się zdobyciu olimpijskiej kwalifikacji, ale również zafiniszowały w nim na czwartej pozycji. Osada zaprezentowała się w składzie: Joanna Dittmann, Olga Michałkiewicz, Monika Chabel i Maria Wierzbowska.

Sobotę zakończyły wyścigi czwórek podwójnych, w których Biało-Czerwoni również grali główne role. Jako pierwsze na starcie pojawiły się panie, które broniły złotego medalu wywalczonego rok wcześniej. Osada zeszłorocznych „Dominatorek” tym razem musiała uznać wyższość ekipy z Chin, która wygrała rywalizację ze sporą przewagą. Polki natomiast dzięki bardzo dobrej taktyce i świetnemu finiszowi wyrwały srebrny medal Holenderkom. Osada, która od 2017 roku rywalizuje w składzie z Katarzyną Zillmann, Marią Springwald, Martą Wieliczko oraz Agnieszką Kobus-Zawojską po raz trzeci w tym olimpijskim cyklu wywalczyła krążek mistrzostw globu. Taka regularność powoduje, że Polki są jednymi z największych faworytek w walce o podium przyszłorocznych igrzysk olimpijskich. Siłą tej osady jest połączenie doświadczenia (w osobie dwóch medalistek z Rio) wraz z siłą młodości, bowiem Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann to niegdysiejsze najlepsze zawodniczki młodzieżowe na świecie. Ta ostatnia wielokrotnie przez Marta Kolbowicza nazywana była najlepszą szlakową na świecie.

Jako ostatni w sobotę na starcie stanęli panowie trenowani przez Aleksandra Wojciechowskiego. Legendarny polski trener, który niegdyś doprowadził do czterech złotych medali mistrzostw świata i złotego medalu olimpijskiego osadę legendarnych „Dominatorów” po raz kolejny zbudował niezwykle mocną ekipę. Mimo tego, w poprzednich latach trener musiał wybiera, jak rozdzielić siły i czy skoncentrować się na zbudowaniu bardzo mocnej dwójki czy też bardzo mocnej czwórki. Ten problem w tym sezonie jednak zniknął. Wszystko za sprawą Fabiana Barańskiego, czyli człowieka, którego powoli należy zacząć nazywać „cudownym dzieckiem polskiego wioślarstwa”.

Ten ledwie 20-letni zawodnik jeszcze niedawno rywalizował w młodzieżowej stawce. W 2018 roku w Poznaniu wraz z Mateuszem Świetkiem w dwójce podwójnej wywalczył brązowy medal. W tym sezonie Barański dołączył jednak do seniorskiej ekipy, w której od razu stał się podstawowym zawodnikiem. Podczas pierwszego Pucharu Świata chłopak wsiadł do czwórki podwójnej, z którą popłynął po złoty medal. Później, podczas Mistrzostw Europy wraz z Mirosławem Ziętarskim wystąpił w dwójce podwójnej, która zakończyła rywalizację na pierwszym miejscu w stawce. Kolejne dwa starty w zawodach Pucharu Świata, w których zawodnik znów wrócił do czwórki także zakończyły się złotymi medalami.

Niezwykle utalentowany młodzieżowiec podczas mistrzostw globu wystartował w czwórce podwójnej wraz z Dominikiem Czają, Wiktorem Chabelem oraz Szymonem Pośnikiem. Osada wyścig rozegrała bardzo dobrze i zakończyła go ze srebrnym medalem. Pierwsza lokata przypadła Holendrom, którzy zdeklasowali resztę stawki. Polacy natomiast do ostatnich metrów musieli odbierać ataki ekipy z Włoch.

Pierwszy, finałowy dzień mistrzostw był dla Polaków nad wyraz udany. W czterech olimpijskich wyścigach czwórek nasze osady wywalczyły aż trzy medale. Jak wyglądał ostatni dzień mistrzostw oraz przedstawiciele której nacji okazali się najlepszym zespołem zawodów? O tym już jutro w drugiej części tekstu.

Aleksandra KONIECZNA