Ukraina: na progu rewolucji?

Majdan? Znowu?”–to pytania, które coraz częściej padają w ukraińskiej telewizji. Zwolennicy eksprezydenta próbują wraz z narodowcami zerwać kolejne zawieszenia broni na Donbasie, organizując protesty w wielu miastach. Straszą prezydenta Zełenskiego nadchodzącą rewolucją, a władze nie mają śmiałości na odpowiednio ostrą odpowiedź. Dlaczego tak jest i czy byłym rządzącym uda się ponownie przejąć władzę?

Jeszcze przed wyborami prezydenckimi Wołodymyr Zełenski opowiedział się za zakończeniem wojny, trwającej na wschodzie Ukrainy już od pięciu lat. Naród odebrał tę dość odważną deklarację jako jedną z głównych obietnic wyborczych Zełenskiego. W dużej mierze dzięki niej Zełenski odniósł zwycięstwo w wyborach prezydenckich, uzyskując w drugiej turze imponujące 73,22% poparcia. Nadszedł czas na zmiany. Przynajmniej tak się wydawało ukraińskiemu narodowi.

Pierwszym sygnałem, że coś poszło niezgodnie z planem, stały się wybory parlamentarne, gdy okazało się, że na listach partii „Sługa Narodu”, stworzonej przez nowego prezydenta, znalazło się dość sporo kontrowersyjnych postaci. Jedną z nich był Dawid Arachamia, który wcześniej otwarcie wspierał w mediach społecznościowych eksprezydenta Poroszenkę, pisząc na przykład: „Chciałbym podziękować Petrowi Poroszence za całą jego pracę. […] Za to, że utrzymał kraj w najbardziej odpowiedzialnym momencie, za to, że uczynił Ukrainę podmiotem polityki międzynarodowej, za umowę bezwizową (z Unią Europejską, – aut.), za to, że zawsze był gotów do zajmowania się wojskiem, które naprawdę mocno się zmieniło i wzmocniło”.

Wyglądało to zaskakująco, gdyż treść tej wypowiedzi stoi w sprzeczności nie tylko z oficjalną polityką partyjną Sługi Narodu, ale też ze słowami samego Zełenskiego, zwłaszcza gdy ma się w pamięci jego słynne zdanie „Jestem twoim wyrokiem”, skierowane do Poroszenki podczas debaty prezydenckiej 14 kwietnia. Jeszcze dziwniej wyglądało powołanie Arachamii na stanowisko przewodniczącego frakcji parlamentarnej Sługi Narodu. I to tylko jeden spośród wielu przykładów tego, jak obecnie rządząca na Ukrainie partia nie liczy się ze zdaniem własnych wyborców.

Do gry o władzę wracają ludzie uważani przez dużą część obywateli za przestępców i łapówkarzy, odpowiedzialnych za dzisiejszą biedę i częste prześladowania swoich oponentów politycznych. Tuż po przegranych wyborach wpadli oni w panikę i wystrzegali się jakichkolwiek ostrych wypowiedzi. Teraz, widząc że obiecanego „wyroku” nie ma na horyzoncie, wracają do mocnej retoryki. Co więcej – chcą odzyskać kontrolę nad państwem.

Pod koniec sierpnia, po wyborach parlamentarnych, powołano nowy rząd, składający się wyłącznie z przedstawicieli Sługi Narodu. Teraz Zełenski de iure posiada niemal absolutną władzę. De facto obserwujemy kompletnie inną sytuację.

Najbardziej czułą kwestią w ukraińskiej polityce pozostaje wojna na wschodzie państwa. Jedynym dzisiaj kluczem do rozwiązania tej kwestii są tzw. „porozumienia mińskie”, zawarte jeszcze za czasów władzy Poroszenki. Jednak po podpisaniu tych porozumień proces pokojowego uregulowania stanął w miejscu. Żadna ze stron nie podejmowała inicjatywy na rzecz poprawy tego stanu.

Sytuacja zmieniła się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. We wrześniu tego roku pomiędzy Ukrainą a Rosją odbyła się wymiana więźniów. To wydarzenie zwiastowało rozpoczęcie działań w kierunku zakończenia wojny. W ciągu kilku następnych tygodni Ukraina podpisała dokument zawierający tzw. „formułę Steinmeiera”, będącą mapą drogową w implementacji porozumień Mińskich.

Wszystko wydaje się być na dobrej drodze do przełamania impasu. Innego zdania są jednak zwolennicy tak zwanej „partii wojny”, których wielu pochodzi z obozu Petra Poroszenki. Krytykują oni takie punkty formuły, jak obustronne wycofanie jednostek wojskowych na odległość kilometra od linii rozgraniczenia, a potem przeprowadzenie wyborów samorządowych na terenie Donbasu, co według nich oznacza kapitulację wobec Rosji.

– Region Lwowski jest gotowy do sprzeciwu wobec kapitulacji. Razem z organizacjami społecznymi, organizacjami weteranów, różnymi środowiskami, świadomymi lwowianami, przygotowaliśmy wszystko, co niezbędne do uruchomienia Sztabu Obrony Ukrainy – ogłosił jeden z „aktywistów” tego sztabu (https://youtu.be/mNvodF2R9HI).

Niedługo potem przez całą Ukrainę przeszła fala otwarć podobnych „sztabów”, przypominająca wydarzenia Majdanu (2013-2014), kiedy to podobne jednostki koordynowały działania zwolenników zniesienia władzy Janukowycza. 6 października na głównym placu Kijowa odbyła się kilkutysięczna akcja przeciw „kapitulacji” przed Rosją.

Steinmeier tak się wypowiada o swojej formule: „Formuła zawiera jedynie próbę zmiany dużych kroków, do których podjęcia obie strony konfliktu nie były gotowe, w szereg małych”.

Według sondażu grupy „Rejtynh”, przeprowadzonego w dniach 6-10 września, 71% obywateli jest zadowolonych z działań Zełenskiego (http://ratinggroup.ua/files/ratinggroup/reg_files/rg_monitoring_092019_press.pdf). Biorąc pod uwagę procent poparcia obecnego prezydenta, jakiekolwiek próby przewrotu państwowego wydają się być skazane na porażkę. Dlaczego mimo to próbuje się przedstawić Zełenskiego jako zdrajcę państwowych interesów?

Odpowiedź jest prosta. Poprzednia władza chce odrobić straty polityczne po śmiesznym ośmioprocentowym wyniku w wyborach parlamentarnych (według danych Centralnej Komisji Wyborczej Ukrainy partia Poroszenki „Europejska Solidarność” uzyskała dokładnie 8,1% głosów). Jak to najłatwiej zrobić? Mobilizując skrajnie nacjonalistyczny elektorat właśnie podobnymi akcjami. A przy okazji utrącić dotychczasowe wysokie poparcie okazywane prezydentowi. Zmniejszenie popularności prezydenta ma pozwolić skrajnej opozycji, na czele której stoi Petro Poroszenko, na podejmowanie kolejnych zdecydowanych działań antyrządowych.

Naród, który chętnie oddał swoje głosy na zmiany, okazując niesamowite wsparcie prezydentowi na wyborach w kwietniu i jego partii podczas wyborów w lipcu, niedługo może zacząć tracić zaufanie do nowego rządu. Winę jednak będzie ponosić za to nie tyle sama opozycja, co przedstawiciele obecnej władzy, bezczynni wobec coraz śmielszych poczynań swoich przeciwników politycznych.

Andrii HRYNKO