„Tytka z glancem” zamiast fajerwerków

Poznań pokochał WOŚP.
FOT. Anna Głąbała

Poznański 28. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie mógł skończyć się inaczej jak tradycyjnym już „światełkiem do nieba”. Tym razem wyjątkowo w nowym miejscu i z papierowymi torebkami zamiast fajerwerków, ale za to z tą samą radością oraz chęcią niesienia pomocy.

Na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie w tym roku odbył się finał wydarzenia, pojawiły się prawdziwe tłumy ludzi. W szczytowym momencie przedostanie się w kierunku sceny było nie lada wyzwaniem. Na twarzach przybyłych nie malowała się jednak irytacja czy nerwowość, a szczery uśmiech. Na miejscu nie mogło zabraknąć licznych i wciąż pracujących wolontariuszy. Wśród nich z puszkami i w pełnym umundurowaniu stali członkowie Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Green Light”. Jeden z nich mówił: – Jest to mój drugi WOŚP, ale jako grupa działamy od czterech lat. Kieruje nami dobre serce i chęć pomocy innym.

O godz. 19 na scenie pojawili się Chłopcy z Placu Broni. Zagrali m.in. kultową piosenkę „Kocham wolność”. Zespół życzył zebranym poznaniakom, aby wolność zawsze była w ich sercach. Nieco później po przybyciu włodarzy miasta ogłoszono wyniki konkursu “Puszka Prezydenta”. Zwycięzcą okazał się prezydent Jacek Jaśkowiak, który uzbierał najwięcej pieniędzy, bo ponad 4400 złotych, 15 euro, a nawet 1080 węgierskich forintów. Przeprowadzono też licytację jedynej w Polsce koszulki z serduszkiem WOŚP-u, które pękło podczas druku. Tym samym nawiązano do tragicznych wydarzeń z zeszłorocznego gdańskiego finału. Najwyższa oferta wyniosła 800 złotych.

Równo o 20 rozpoczęło się “światełko do nieba”. W tym roku zebrani otrzymali od wolontariuszy papierowe torebki z naklejonym czerwonym sercem. Należało włożyć telefon do jej środka, włączyć latarkę w urządzeniu i wznieść tytkę wysoko do nieba. Efekt był imponujący.

Choć tegoroczny poznański finał wyglądał nieco inaczej niż poprzednie, są pewne rzeczy, które nie ulegają zmianie. Orkiestra Świątecznej Pomocy jak zawsze gra do końca świata i jeden dzień dłużej.

Paulina PSZCZÓŁKOWSKA