„Marzenia warto spełniać”

Filip Marchwiński po zdobyciu bramki ustalającej wynik spotkania z Wisłą Kraków na 4:0. (fot. Klaudia Berda)

Dwa tygodnie temu podpisał nowy kontrakt z Kolejorzem, a w niedzielę, strzelając gola ustalającego wynik spotkania z Lechią Gdańsk na 2:0, wprowadził w stan euforii kibiców Lecha Poznań. Bramkę zdobył również w debiucie, po którym w wywiadzie dla klubowej telewizji powiedział: „Marzenia warto spełniać”. Marzeniem wielu fanów było właśnie owo przedłużenie kontraktu. Spełnił je nie kto inny, jak Filip Marchwiński.

Nie każdego zawodnika młodego pokolenia prestiżowy brytyjski „The Guardian” umieszcza na swej corocznej liście 60. największych talentów z danego rocznika. Ba, rzadko kiedy znajduje się na niej Polak! Dlatego pojawienie się tam Filipa Marchwińskiego dało sygnał, nie tylko poznaniakom i kibicom Lecha, którzy postać popularnego „Marchewy” znali już doskonale, ale też wszystkim rodakom, że z tego chłopaka pociechę będzie miała cała polska piłka.

O skali talentu młodego piłkarza Kolejorza w środowisku mówiło się od dawna. Swoją przygodę z piłką rozpoczynał w klubie Canarinhos Skórzewo. Pierwszy trener pomocnika, Zbyszko Huchwajda, w rozmowie z Michałem Zachodnym z portalu „Łączy nas piłka” mówił o nim: „Na pewno kluczowy jest talent. W tym wieku kształtowaliśmy podstawowe elementy: chęć do gry, ale też ułożenie stopy, nawyki na boisku. Później poszedł do Lecha, gdzie bardzo się rozwinął (…). Życzę każdemu trenerowi takiego „klubiku” jak Skórzewo, by jednego takiego wychowanka się doczekał. ”

W podobnym tonie wypowiada się trener Hubert Wędzonka, który prowadził piłkarza na początku jego drogi we wronieckiej części Akademii Lecha Poznań. – Jeszcze przed przyjściem Filipa do Wronek mówiło się, że ma umiejętności, jakich dawno w Lechu nie widzieliśmy. Że jest to drugi chłopiec po Dawidzie Kownackim, który będzie naszym „złotym dzieckiem”. Powiem szczerze, że gdy dołączył do zespołu trampkarza starszego, wyróżniał się spośród innych. Rocznik 2002 był u nas niezwykle utalentowany – grali tam Łukasz Bejger, Filip Szymczak, Jakub Kamiński, ale to właśnie po nim było widać, że jego umiejętności stoją piętro wyżej niż pozostałych. Plastyka ruchu oraz poruszanie się po boisku były czymś, czego inni chłopcy nie byli się w stanie nauczyć albo po prostu się z tym nie urodzili. A on miał to w genach. To brylancik, który trzeba nie tylko dobrze oszlifować, ale również z ogromną uwagą pilnować, żeby czegoś nie popsuć. Takiego zawodnika się nie trenuje, jego się prowadzi, w pewnym sensie wychowuje. I nie można przy nim zrobić żadnego niepewnego, fałszywego ruchu. I takim chłopcem był właśnie Filip – przyznaje szkoleniowiec.

Sam talent to jednak nie wszystko. Każdy młody zawodnik, choćby nie wiem jak bardzo był utalentowany, musi harować jak pozostali, by zbyt dużą wiarą we własne umiejętności nie zaprzepaścić kariery zanim jeszcze na dobre się rozpocznie. – O chłopakach, którzy mają wielki talent, mówi się, że pracować zbyt wiele nie muszą. U Filipa żadnej niechęci do pracy nie było. Wypełniał swoje obowiązki treningowe, pozatreningowe, pilnował swych zadań dyżurnego czy zachowania w internacie. Nie było z nim najmniejszych problemów. Ten, kto nie dołoży pierwiastka pracy do wielkiego talentu, czy też odwrotnie, pierwiastka talentu do ciężkiej pracy, nigdy nie będzie grał profesjonalnie w piłkę. Filip miał tego świadomość – mówi trener Wędzonka. – Otaczał się też wspaniałymi ludźmi – przede wszystkim rodzicami, bardzo mądrymi ludźmi, ale też znajomymi, którzy przy nim byli. Napędzali go do dalszej pracy, a on sam był skupiony na celu, jakim było zostanie zawodowym piłkarzem. A że miał ciut więcej umiejętności od innych, działało tylko na jego korzyść. Wiedział jak ten talent pielęgnować, aby w przyszłości profesjonalnie grać w piłkę. Z takimi zawodnikami miło współpracować. Myślę, że każdy trener nie pogardziłby „Marchewą” w swoim zespole. Oprócz tego, że ma dar jest niesamowicie świadomy i inteligentny. To bardzo ważne. Nigdy nie uderzyła mu do głowy „sodówka”, nie widziałem go w za wąskich spodniach czy białych butach za dwa tysiące złotych, a gracze – szczególnie młodzi – są podatni na takie rzeczy. Jestem o niego naprawdę bardzo spokojny. Wszystkie te czynniki powodują, że osiągnie to, czego chce – dodaje.

W serca kibiców sporo niepokoju wlała informacja, podana jesienią ubiegłego roku, o podpisaniu przez pomocnika kontraktu z włoską agencją menedżerską Branchini Associati. Zaczęły pojawiać się plotki o rychłym odejściu piłkarza do Włoch. Dzięki bardzo mądremu prowadzeniu chłopaka do niczego takiego jednak nie doszło, a tezę o niezwykłym jak na polskie warunki podejściu rodziny do wychowania młodego piłkarza potwierdzają obaj trenerzy – Wędzonka i Huchwajda. O rodzicach Filipa mówiło się bardzo wiele. Do rangi miejskich legend urosły już historie o tym, jakoby przedstawiciele Ajaxu Amsterdam i Interu Mediolan byli odsyłani z kwitkiem przez ojca Marchwińskiego. Gdy skauci londyńskiego Arsenalu szykowali się do otwierania szampana po tym, jak udało im się nakłonić bliskich zawodnika do wypuszczenia syna na testy, okazało się, że muszą obejść się smakiem. Młody lechita po kilku dniach wrócił do Poznania, a jego ojciec w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” przyznał, że taki był plan od samego początku – miała być to jedynie forma sprawdzenia na tle rówieśników.

Na tle brytyjskich rówieśników „Marchewa” miał okazję sprawdzić się raz jeszcze, co z rozrzewnieniem wspomina jego były opiekun. – Filip był obecny na każdym „polu bitwy” – klub, kadra województwa wielkopolskiego, kadra Polski. Do nas należała dbałość o to, żeby go nie przeciążyć. W tak młodym wieku łatwo takiego juniora „zajechać”. Po wygraniu turnieju Nike Cup pojechaliśmy do Liverpoolu, gdzie graliśmy z Evertonem i Liverpoolem właśnie. Do przerwy przegrywaliśmy 3:1, a Filip był po kontuzji i mogliśmy go wpuścić jedynie na 20 minut. Odrobiliśmy jedną bramkę, a gdy Marchwiński wszedł na boisko – wygraliśmy 8:3. To pokazuje, jak ogromną różnicę robił ten młodzian – głównie dzięki jego grze udało się zwyciężyć. Wszak sam strzelił trzy gole oraz asystował przy kolejnych dwóch. A to było przecież spotkanie z chłopcami z Liverpoolu, jednej z najlepszych akademii na świecie! – mówi obecny szkoleniowiec ekipy juniora starszego Lecha Poznań.

W obliczu tych wszystkich czynników przestaje szokować fakt, że w grudniu 2018 roku trener Adam Nawałka zdecydował się włączyć 16-letniego wówczas Marchwińskiego do kadry pierwszego zespołu. Z perspektywy czasu śmiało można stwierdzić, że ruch ten był zdecydowanie najlepszym, jaki były selekcjoner wykonał przy Bułgarskiej.

Debiut zaliczył „jak z bajki” – w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, 16 grudnia 2018 roku, strzelił gola, który ustalił wynik meczu na 6:0. O tym, że tamtemu beniaminowi ligi bramkę „zapakowałby” nawet Ryszard Rynkowski, nikt nie będzie pamiętał. Zapamiętane zostanie jednak to, że Filip zdobył ją mając 16 lat, 11 miesięcy i 6 dni. Został tym samym najmłodszym strzelcem w historii Kolejorza, detronizując Dawida Kownackiego. Kownackiego, który tuż po tym wydarzeniu skierował na Twitterze kilka słów do Marchwińskiego: „Teraz spokojna i chłodna głowa, żebyś nie odleciał jak ja”. Nawiązał tym samym do swoich „gorszych chwil” po piorunującym wejściu do PKO Ekstraklasy. Czas pokazał, że młody lechita wziął sobie te słowa do serca. Od momentu pierwszego występu w niebiesko-białych barwach zagrał 21 razy, strzelając pięć goli i raz notując asystę.

W pamięci kibiców poznańskiej lokomotywy zapisze się na pewno jego bramka z kwietnia 2019 roku, która zapewniła Kolejorzowi zwycięstwo 1:0 z Legią Warszawa. Mimo ogólnie panujących wówczas fatalnych nastrojów związanych z miejscem w tabeli (na meczu z Legią – przypomnijmy – zjawiło się niewiele ponad 11 tysięcy widzów), pierwszy raz od dawna w sercach fanów Lecha zagościła przeogromna radość – płonął Twitter, Facebook, przez kolejny tydzień o tym golu rozmawiało się w tramwajach.

Radość zespołu po zwycięskim golu Filipa Marchwińskiego w spotkaniu z Legią. (fot. Klaudia Berda)

Pod względem występów obecny sezon jest dla „Marchewy” niezbyt udany. Uspokaja jednak Grzegorz Hałasik, dziennikarz Radia Poznań. – W przyszłym sezonie Filip powinien być już pełnoetatowym zawodnikiem pierwszej jedenastki. W tym jeszcze nie, jeszcze doraźnie, z ławki rezerwowych. Wprowadzajmy go powoli i mądrze. Jesienią miał ogromną konkurencję, trzeba powiedzieć sobie wprost, że byli tu ludzie do grania. Myślę, że wiosną będziemy go oglądać częściej – przyznaje radiowiec.

Jeszcze dalej zapędza się trener Wędzonka, który twierdzi, że pomocnik już teraz gotów jest do gry w podstawowej jedenastce. – Filip spokojnie jest w stanie zastąpić niezłą dziesiątkę w Lechu, więc jeżeli Dani Ramírez miałby problemy, da radę pociągnąć cały zespół – komentuje. Tę – bądź co bądź – mocno optymistyczną tezę łagodzi jednak redaktor Hałasik. –  Na dłuższą metę zawodnik osiemnastoletni nie jest w stanie zastąpić tak doświadczonego gracza jeden do jednego. Musimy mieć na uwadze to, że młodzi piłkarze miewają wahania formy. Jeżeli z jakiegoś powodu Ramírez by zawodził, warto spróbować tego wariantu, jeśli zaś będzie w formie – raczej nie. „Marchewa” jeszcze nie dałby rady. Jestem jednak pewien, że będziemy w tej rundzie mieli powody do oklaskiwania wielu jego zagrań, ale podkreślam – musimy być przygotowani na wahania formy – uważa komentator.

– Filip niedawno skończył osiemnaście lat. Ma duże umiejętności, a jeszcze większy potencjał. To nasz wychowanek, który pokazał, że można przejść całą strukturę szkolenia i udanie włączyć się do rywalizacji o miejsce w pierwszej jedenastce. Jesteśmy przekonani, że jeśli nadal będzie rozwijał się tak harmonijnie, to w przyszłości osiągnie bardzo wiele, nie tylko w Lechu, ale również w klubach zagranicznych oraz reprezentacji Polski zaznacza dyrektor sportowy Lecha Poznań, Tomasz Rząsa, cytowany przez oficjalną stronę klubu. Podobnego zdania jest wspominany przez nas wcześniej trener Wędzonka. – Filip ma „papiery” na to, by już teraz zawojować ekstraklasę, o ile ominą go kontuzje i będzie dostawał więcej minut na boisku. Jestem spokojny o to, że padnie tu rekord ligi, jeżeli chodzi o wychodzący transfer zagraniczny, bo nasz kraj za chwile będzie zdecydowanie za mały na takiego chłopaka – przyznaje szkoleniowiec.

Zanim jednak to nastąpi, życzmy sobie – nam, kibicom Kolejorza – aby „Marchewa” w Poznaniu gościł i czarował jak najdłużej. Umowa podpisana została na 3,5 roku. Graj nam, piękny Filipie!

Kacper BAGROWSKI