Ostatni atak „Dagestańskiego Orła”

Dla Nurmagomedova była to pierwsza walka po śmierci ojca. Fot. talksport.com

W zawodowym MMA na najwyższym poziomie bardzo trudno jest pozostać niepokonanym. Trudno też wyobrazić sobie, by jakiś zawodnik mógł osiągnąć bilans pięściarza Floyda Mayweathera Juniora, który nigdy nie przegrał, pojawiając się w ringu 50 razy. Jednym z niewielu, który mógł dobić do podobnego poziomu, był Khabib Nurmagomedov. Mógł, ponieważ w sobotę wszedł do klatki po raz ostatni.

Zawodnik z Dagestanu na gali UFC 254 bronił pasa w kategorii lekkiej. Jego rywalem był tymczasowy mistrz Justin Gaethje. Wyłonienie „zastępczego” czempiona okazało się niezbędne, gdyż Rosjanin przez ponad rok nie mógł walczyć. Ta przerwa nie zaszkodziła jednak formie „Orła”. W pełni zdominował swojego przeciwnika, poddając Amerykanina trójkątem nogami w drugiej rundzie. Po raz kolejny udowodnił, że bilans 29-0 nie wziął się znikąd. Nie zostanie on już jednak poprawiony. Po pojedynku, zamiast celebrować kolejny triumf, Nurmagomedov rozpłakał się na środku oktagonu. W wywiadzie zaraz po walce ogłosił zakończenie kariery pomimo dopiero 32 lat i, teoretycznie, wielu możliwości przed sobą.

Na decyzję rosyjskiego mistrza wpływ miały wydarzenia z lipca. Wtedy to w Moskwie w wyniku komplikacji po zakażeniu koronawirusem zmarł ojciec zawodnika Abdulmanap. Był on dla Khabiba kimś bardzo ważnym. To on wprowadził go w świat sportów walki, zabierając syna na zajęcia z zapasów. Później towarzyszył mu w drodze przez judo i sambo bojowe, aż do MMA. Tata zawsze był w jego narożniku. W sobotę pierwszy raz pojedynkował się bez niego u swego boku. W rozmowie po starciu powiedział, że obiecał mamie, iż nie będzie więcej walczył bez swojego ojca, w związku z czym kończy karierę. Prezydent UFC, udzielając po gali wypowiedzi mediom, stwierdził, że bez wątpienia Nurmagomedov jest najlepszym zawodnikiem bez podziału na kategorie wagowe i być może najlepszym w historii.

Pierwsze sukcesy w sportach walki Rosjanin zaczął odnosić w sambo, w którym dwukrotnie zdobył mistrzostwo świata. Później przyszły osiągniecia w grapplingu, by w wieku 19 lat zadebiutować w mieszanych sztukach walki. Rynek ukraińsko-rosyjski szybko okazał się za mały na jego talent, więc po trzech latach kariery, z bilansem 16-0, przeniósł się do UFC. W amerykańskiej federacji kontynuował zwycięską passę, zazwyczaj w pełni dominując rywali. Drogę na szczyt przerwały kontuzje i problemy ze zbijaniem wagi, przez które „Orzeł” przez dwa lata nie wyszedł do oktagonu. Po kolejnych dwóch wygranych pojawił się następny rok przerwy. Jak się okazało, te długie okresy poza rytmem przygotowań nie uniemożliwiły mu odniesienie najważniejszego sukcesu. Pas mistrzowski wywalczył w kwietniu 2018 roku, broniąc go później trzykrotnie. Po raz ostatni na gali UFC 254.

W sportach walki wielokrotnie zdarzało się, że po ogłoszeniu zakończenia kariery zawodnik decydował się jednak powrócić na ring. Tak uczynił chociażby jeden z tych, których Nurmagomedov pokonał, czyli Conor McGregor. Sytuacja Khabiba bardziej przypomina tę, której doświadczył Michael Jordan, kiedy to po zabójstwie ojca stracił miłość do koszykówki i dopiero dłuższa przerwa pozwoliła mu ją odzyskać. Nie wydaje się jednakże, żeby Rosjanin miał wrócić do oktagonu. A szkoda, bo nie ma wątpliwości, że mógł jeszcze bardziej wyśrubować swój rekord. Fanów pozostawił z apelem: „Bądźcie blisko swoich rodziców. Nigdy nie wiecie, co wydarzy się jutro”.

Rafał WANDZIOCH