W Poznaniu jak w kalejdoskopie

Lech musi odbudować formę. Fot. Getty Images

Runda jesienna PKO BP Ekstraklasy za nami. Jak zwykle przyniosła ona wiele niespodziewanych rozwiązań. Zaskoczyły przede wszystkim zespoły Rakowa Częstochowa i Piasta Gliwice – ten pierwszy okazał się rewelacyjny, drugi fatalny. Wzrok kibiców, mediów i ekspertów zwrócony był jednak głównie na naszego jedynego przedstawiciela w europejskich pucharach, Lecha Poznań. Nadszedł czas na podsumowanie dotychczasowych poczynań Kolejorza w lidze polskiej i Lidze Europy.

Zarząd Lecha był aktywny na rynku transferowym. Jeżeli chodzi o istotnych graczy pierwszego zespołu, Poznań w letnim okienku opuścili: Kamil Jóźwiak, Robert Gumny, Volodymyr Kostevych i Christian Gytkjær. Czy trener Dariusz Żuraw dostał w zamian godnych następców? Nie ulega wątpliwości, że sprowadzony w miejsce tego ostatniego Mikael Ishak okazał się trafioną inwestycją. Osiem goli zarówno w kwalifikacjach, jak i fazie grupowej Ligi Europy oraz kolejne siedem na krajowym podwórku z pewnością rekompensują brak Duńczyka. Poza nim do zespołu w ramach wypożyczenia dołączyli napastnicy – Mohammad Awwad i Nika Kacharava. Ci zawodnicy nie pokazali jednak niczego specjalnego i trudno stwierdzić, że są oni prawdziwym wzmocnieniem drużyny. Jedynym piłkarzem ściągniętym do klubu w ramach transferu gotówkowego był czeski skrzydłowy Jan Sýkora. Wg portalu „Transfermarkt” na konto Slavii Praga wpłynęło 700 tys. euro. Występy 26-latka były jednak co najwyżej przeciętne, a już na pewno nie można mianować go godnym następcą Kamila Jóźwiaka. Na szczęście strata bocznych defensorów nie odbiła się negatywnie na grze Dumy Wielkopolski. Miejsce Kostevycha należycie zajmują Tymoteusz Puchacz i wypożyczony z Leganés Vasyl Kravets. Po przeciwległej stronie boiska za Gumnego wskoczyli solidni Alan Czerwiński i Bohdan Butko. Władze klubu zdecydowały się również na dwóch nowych bramkarzy – Marko Malenicę i Filipa Bednarka. O wypożyczonym z NK Osijek Chorwacie zbyt wiele powiedzieć nie można, przez to, że rozegrał tylko jedno spotkanie w Pucharze Polski. Etatowym golkiperem pod nieobecność van der Harta stał się właśnie Bednarek. Jego popisy między słupkami wywołują mieszane uczucia. Uważam, że nastąpiła u niego poprawa w stosunku do poprzedniego sezonu, jednak wciąż nie jest to zawodnik takiej klasy, jakiej oczekiwaliby kibice przy Bułgarskiej. Jakich ruchów zabrakło? Kadra, mimo licznych transferów, okazała się za wąska do walki na kilku frontach. Środek pomocy i obrony to strefy wymagające lepszej rotacji. Momentami do składu wskakiwać musieli słabi Tomasz Dejewski czy Karlo Muhar. Eksploatacja piłkarzy sprawiła, że po dobrym starcie coś się zablokowało.

Wyczekiwana europejska przygoda

Ostatnie lata nie rozpieszczały polskiego kibica. Liczne kompromitacje rodzimych klubów w rozgrywkach Starego Kontynentu stały się już w zasadzie normą. Nadspodziewanie dobrze zaprezentował się jednak Lech Poznań, który swoją odważną i widowiskową grą zaszedł do fazy grupowej Ligi Europy. Bezproblemowe kwalifikacje rozbudziły apetyty na dalsze sukcesy Kolejorza. Wiele osób zdążyło zapomnieć, że nasza liga bynajmniej nie jest w europejskiej czołówce, a na papierze poznaniacy wyglądają najsłabiej. Można było rzecz jasna liczyć, że Standard Liège jest w zasięgu, a Rangers F.C. i Benfica mogą zanotować gorsze rezultaty, ale wymaganie awansu było co najmniej nierozsądne. Do pozytywów zaliczyć musimy oczywiście zwycięstwo nad zespołem z Belgii oraz obiecujące pierwsze starcie z portugalską ekipą. Na resztę meczów sympatycy Lecha woleliby zapewne spuścić zasłonę milczenia. Szczególny niesmak pozostawiły po sobie dwa ostatnie spotkania, w których trener Żuraw postanowił oszczędzić niektórych piłkarzy. Za tę decyzję został przez obserwatorów zrównany z ziemią. Czy słusznie? Myślę, że takie działania nie były pozbawione podstaw, jednak, aby zostały pozytywnie ocenione, musiałyby przynieść efekty na krajowym podwórku. Biorąc pod lupę całą tę przygodę, mimo zawodu na samym jej końcu, należy ocenić ją bardziej na plus niż na minus.

Ligowa mizeria

Przed rozpoczęciem obecnej kampanii Lech Poznań powszechnie uznawany był za faworyta numer dwa wyścigu o tytuł mistrzowski. Po nie najlepszym początku wydawało się, że kiedy Biało-Niebiescy przywykną do gry w pucharach, wszystko się ustabilizuje. Tak się jednak nie stało i Kolejorz na koniec rundy jesiennej zajął dziewiątą lokatę z większą stratą do liderującej Legii niż przewagą nad ostatnim Podbeskidziem. Szczególnie dużo negatywnych emocji przynosiły końcówki spotkań, w których brakowało albo sił, albo koncentracji. Z powodu fatalnych ostatnich minut meczów z najmocniejszymi tej jesieni, Legią i Rakowem, poznaniacy, zamiast zdobyć cztery punkty, zainkasowali jeden. Po odpadnięciu z Ligi Europy, kiedy miało nastąpić przełamanie, gra uległa jeszcze większemu pogorszeniu i kryzys się pogłębił. To, czy Lech będzie w stanie odrodzić się niczym Feniks z popiołów, pokaże wiosna, ale wydaje się, że szanse na mistrza odlatują i sukcesem będzie wejście do eliminacji Conference League.

Jak właściwie oceniać ten dotychczasowy sezon? Myślę, że, mimo wejścia do pucharów, jest to niestety raczej rozczarowująca kampania. Pozostaje jedynie czekać na to, czy kryzys zostanie zażegnany. W przeciwnym razie kierownictwo klubu będzie zmuszone podjąć radykalne działania. Perspektywy na poprawę na pewno są, ale grunt to uczyć się na swoich dotychczasowych błędach.

Krzysztof PUCZKO