Symbol, który coś znaczy

Sir Bradley Wiggins. Fot. Simon Connellan/Unsplash

Sportowców można uhonorować na najróżniejsze sposoby. Od premii finansowej, przez huczną paradę ulicami miasta, po odznaczenie z rąk głowy państwa. Niezależnie jednak od blichtru uroczystości większość tego typu wydarzeń zostaje zapomniana – w przeciwieństwie do medali wywalczonych na sportowych arenach w bezpośredniej walce z rywalami.  Jest jednak jedno, które zawsze będzie świeciło na tle innych.

Łatwo przewidzieć, co czeka zawodnika po spektakularnym sukcesie na arenie międzynarodowej. Na lotnisku będzie witany przez tłumy kibiców, a niedługo później spotka się z przedstawicielem rządu lub prezydentem na śniadaniu czy kolacji. W przypadku zaś wyjątkowo wielkiego osiągnięcia zostanie odznaczony jednym z orderów. Przykładowo Iga Świątek za triumf we French Open otrzymała Złoty Krzyż Zasługi, a Kamila Stocha dwukrotnie uhonorowano Orderem Odrodzenia Polski. W czasach PRL istniał specjalny Medal za Wybitne Osiągnięcia Sportowe, ustanowiony przez premiera Cyrankiewicza, a wycofany dopiero w 1996 roku. Można było dostać go wielokrotnie – i tak np. Jerzy Kukuczka został nim nagrodzony w sumie 13-krotnie (z czego 10 razy złotym). Dość szybko jednak tego typu wyróżnienia zamazują się w pamięci kibiców i pozostają jedynie dodatkowym wpisem w metryczce na Wikipedii. Są natomiast na świecie takie tytuły, których przyznanie, choć nie daje zawodnikowi żadnych rzeczywistych korzyści poza prestiżem, pozostaje w świadomości ludzi.

Dla najwybitniejszych

Mało kto mówi o Alexie Fergusonie czy Mattcie Busbym, dwóch największych trenerach w historii Manchesteru United, pomijając przedrostek „sir”. Brytyjski tytuł szlachecki, ze względu na estymę, którą jest otoczony, jak i elitarność grona osób nim nagrodzonych, dalej przewyższa, pomimo symbolicznej wartości, wszystkie inne państwowe wyróżnienia możliwe do uzyskania przez sportowca. Laur ten jest przyznawany za zasługi dla określonej dziedziny życia, w omawianym przypadku – dla sportu. Aby znaleźć się na liście uhonorowanych tym tytułem, nie wystarczy tylko odnieść sukces – trzeba albo go wielokrotnie powtórzyć, podkreślając tym swoją klasę, albo też wykazać się inną chwalebną działalnością. Należy też osiągnąć odpowiedni wiek. Przykładowo Marcus Rashford, zawodnik wspomnianego wcześniej United, zasłynął w ciągu minionych 366 dni nie tylko dobrą formą na boisku, lecz także działaniami na rzecz zapewnienia posiłków biednym dzieciom. 1 stycznia został jednak odznaczony „tylko” Orderem Imperium Brytyjskiego V klasy. Nie ma wątpliwości, że na coś więcej jest jeszcze za wcześnie.

Przyznanie tytułu może budzić wiele sporów i kontrowersji. Czy wybraniec rzeczywiście jest go godny? Czy osiągnął już wystarczająco dużo? Czy nie robi czegoś, co mogłoby dyskwalifikować go z grupy osób wartych wyniesienia na piedestał? Tego typu dyskusje nasiliły się w ostatnim czasie po ogłoszeniu, że Lewis Hamilton w Nowy Rok dołączy do grona wyróżnionych. Warto się przyjrzeć tym polemikom, ponieważ ich charakter jest uniwersalny. Pod względem klasy sportowca nie ma tu żadnych wątpliwości. Wszak kierowca zrównał się w minionym sezonie w liczbie tytułów mistrza świata z Michaelem Schumacherem, wyprzedzając Niemca w klasyfikacji wygranych wyścigów. Jeżeli laurem uhonorowani zostali Jackie Stewart czy Jack Brabham (po trzy tytuły MŚ) albo Stirling Moss, który nigdy nie założył mistrzowskiej korony, to czemu nie Hamilton?

Jednym z głównych problemów było to, że Hamilton jest jeszcze czynnym sportowcem. Zdaniem niektórych tego typu laury powinny stanowić zwieńczenie kariery. Rzeczywiście, patrząc na wyróżnionych wśród kierowców, to otrzymywali oni nagrodę dopiero po odwieszeniu kasku na kołek. Inne dyscypliny jednak nie potwierdzają tej reguły. Andy Murray otrzymał swój tytuł na początku 2017 roku (w pierwszym możliwym momencie po triumfie na Wimbledonie), a Bradley Wiggins w 2013 roku. Natomiast wspomniany wcześniej Ferguson został uhonorowany po zdobyciu potrójnej korony w sezonie 1998/99. Później trenował drużynę z Manchesteru przez kolejnych 14 sezonów. Nawet jego żona, jak wspomina w biografii Szkota Patrick Barclay, była przeciwna wyróżnieniu męża, uznając, że nie wygrał jeszcze wystarczająco dużo.

Kwestia nadawania tytułów szlacheckich nadal budzi w umysłach Brytyjczyków spore emocje. I trudno się dziwić – jakkolwiek ordery są wyróżnieniem postawy czy sukcesu, to jednak nie lokują ich posiadacza w panteonie najważniejszych krajan, jak czyni to tytuł szlachecki. Bo choć w rzeczywistości jest on tylko wyrazem uznania państwa wobec obywatela, to – w przeciwieństwie do innych takich nagród – zostaje w pamięci kibiców na zawsze.

Rafał WANDZIOCH