Żyjemy w kulturze gwałtu

Jesteśmy świadkami ciągłej walki z kulturą gwałtu. Fot. Sally T. Buck, Marsz kobiet 2018 Vancouver, Canada/flickr

Ciągłe usprawiedliwienia, żarty, myśli, gesty to czynniki, dzięki którym tworzona jest przestrzeń, w której nadużycia na tle seksualnym czy też psychicznym zyskują cichą aprobatę. Kultura gwałtu w naszym kraju ma się dobrze, natomiast liczba osób, które umacniają jej pozycję ciągle rośnie.

Na co dzień spotykamy się z licznymi doniesieniami na temat przemocy seksualnej. Ich nieodłącznym elementem są komentarze pewnej części społeczeństwa, które mają na celu poddać w wątpliwość winę sprawcy, a osobę pokrzywdzoną ilustrują jako antagonistę. „Przecież to nie był gwałt”, „Sama tego chciała”, „Pewnie robi to dla rozgłosu” – to tylko niektóre przykłady wypowiedzi, z którymi musi zmagać się ofiara po zgłoszeniu przestępstwa. Żyjemy w kulturze gwałtu, a walka z nią z dnia na dzień jest coraz trudniejsza. Można odnieść wrażenie, że w XXI wieku takowe sytuacje nie powinny mieć miejsca. Niestety nawet pod przykrywką fikcji literackiej próbuje się usprawiedliwiać i romantyzować nadużycia na tle seksualnym.

Przecież to tylko mocny seks…

Książkę „365 dni” autorstwa Blanki Lipińskiej otwiera słynna scena ze stewardessą. Massimo – jeden z głównych bohaterów, wymusza na kobiecie, która jest jego pracownicą, stosunek oralny. O zgodę pyta natomiast po dokonaniu aktu. Z opisu wynika, że kobieta daje wyraźne znaki sprzeciwu – próbuje się wyrywać, szarpać. W filmie natomiast ta sama sytuacja zostaje przedstawiona w trochę inny sposób. Massimo poddenerwowany jakąś sytuacją postanawia się wyżyć i w tym celu udaje się w stronę stewardessy, którą przygniata, całuje, a następnie przerażoną zmusza do stosunku oralnego. Po wszystkim kobieta uśmiecha się pod nosem. Nie ma wątpliwości ­– do gwałtu doszło. Sama reakcja ofiary nie świadczy o możliwości usprawiedliwienia czynu. Dlaczego? Dlatego, że reakcja na przemoc seksualną może przybierać różne formy.

Niestety mimo fali dezaprobaty dotyczącej wspomnianej sceny, fani serii, jak i sama autorka twierdzą, że gwałtu tam nie ma. Nie jest to nic innego jak umacnianie szkodliwych wzorców i usprawiedliwianie tego typu zachowań. Jest to przerażające tym bardziej, że dzieje się to na poziomie kulturalnym i jest sprzedawane jako literatura erotyczna. Same ofiary wykorzystania seksualnego, które zapoznały się zarówno z książką Lipińskiej, jak i z filmem na jej podstawie, były zaniepokojone, że gwałt, stalking, przemoc fizyczna i psychiczna są sprzedawane jako gorący romans.

Blanka Lipińska kulturę gwałtu wspiera również poza swoją literaturą. W wywiadzie dla „Vivy” w 2018 roku pisarka romantyzowała i uznawała za pozytywny przymus, który zastosował na niej chłopak podczas pierwszego pocałunku: „Gdyby nie ten przymus, w życiu bym się nie całowała, tak strasznie się tego bałam.” Autorce nie wpadło do głowy, że skoro miała obawy, to może zwyczajnie nie była jeszcze na taki ruch gotowa. I nikt nie powinien jej do niego przymuszać.

Tematu nie można zignorować nie tylko ze względu na jego szkodliwość, ale również po to, aby powiedzieć stanowcze „nie” przedstawianiu nadużyć jako świetnego i pożądanego seksu.

Kultura gwałtu ma się dobrze

Poprzez inicjatywę Me Too przypadki wykorzystywania seksualnego, których dopuściły się osoby ze świata show biznesu, wyszły na jaw. Dzięki tej akcji ofiary tego typu przemocy nie boją się opowiadać o swoich doświadczeniach i walczyć o sprawiedliwość. Z dnia na dzień jesteśmy świadkami składania coraz większej liczby oskarżeń. Niestety wraz z ich wzrostem pojawiają się komentarze broniące oskarżonych. Nie inaczej było w sprawie ostatnich wydarzeń wokół amerykańskiego projektanta Alexandra Wanga. Zostały mu zarzucone liczne przypadki wykorzystywania na tle seksualnym, takie jak zmuszenie osoby pod wpływem środków odurzających do odbycia stosunku czy naruszanie nietykalności cielesnej podczas rozmów w barze. Nie zabrakło komentarzy społeczności broniącej mężczyzny. Zarzucali oni osobom oskarżającym go chęć zniszczenia kariery projektanta oraz wybicia się na wywołanym skandalu. Niestety ofiary zgłaszające nadużycia, których dopuściły się wobec nich osoby rozpoznawalne, borykają się z obarczającymi je winą teoriami i oskarżeniami ze strony obrońców ich oprawców. Pokrzywdzony dla części społeczeństwa nagle staje się drapieżnikiem, który żeruje na bezbronnych i uwielbianych przez wszystkich celebrytach.

Żyjemy w kulturze gwałtu, a walka z nią jest coraz bardziej żmudna. Mimo to jest wiele osób, które starają się edukować na ten temat oraz obalać poczucie, że jest to kwestia tabu. Głośno mówią o tym, że ofiara nigdy nie ponosi winy, że została wykorzystana seksualnie. Dzięki nim tli się światełko nadziei na zmiany w tym obszarze.

Kacper PIETRZAK