Armia Sousy na podbój Europy

Polacy znów zagrają w Rosji. Źródło: Светлана Бекетова/Wikimedia Commons

Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski, Paulo Sousa, ogłosił szeroką kadrę na zbliżające się Mistrzostwa Europy. Większość nazwisk nie wzbudza wielkich wątpliwości, jednak nie zabrakło niespodziewanych wyborów Portugalczyka. Które powołania wywołują zatem duże kontrowersje i czy słusznie?

Zaskakującą informacją na samym starcie ogłaszania kadry reprezentacji było to, że w grupie czterech bramkarzy znalazł się Radosław Majecki. Rezerwowy golkiper AS Monaco zajął miejsce takich zawodników jak Bartłomiej Drągowski czy Rafał Gikiewicz, którzy wydawali się być zdecydowanie bliżej wyjazdu na turniej. Szybko jednak okazało się, że były gracz Legii Warszawa nie znajdzie się w wąskiej kadrze, jeżeli nikt z trójki Szczęsny-Fabiański-Skorupski nie zostanie z niej wyeliminowany przez kontuzję. Póki co nie ma więc o czym dyskutować w kontekście 21-latka.

Wśród defensorów desygnowanych przez selekcjonera większości nazwisk można było się spodziewać. Piątka środkowych obrońców: Jan Bednarek, Paweł Dawidowicz, Kamil Glik, Michał Helik i Kamil Piątkowski wydaje się optymalna i przewidywalna. Nominalnymi bocznymi obrońcami powołanymi na EURO 2020 okazali się być: Bartosz Bereszyński, Tomasz Kędziora, Maciej Rybus oraz Tymoteusz Puchacz. Kibiców najbardziej dziwić może obecność tego ostatniego. Zawodnik Lecha Poznań, podobnie jak cały zespół, prezentował przez dużą część sezonu nierówną formę. Warto jednak zauważyć, że powołanie popularnego Puszki wynika z nieobecności kontuzjowanego Arkadiusza Recy, a także z niewielkiej liczby piłkarzy, którzy mogliby zagrać na tej pozycji. Sousa zdecydował się na obrońcę o bardzo zbliżonej charakterystyce do piłkarza Crotone. Obaj wydają się być skrojeni pod grę na wahadle, a przecież takie właśnie ustawienie preferuje Portugalczyk. Pozycja ta maskuje ich braki w grze defensywnej, przy okazji pozwala im wykorzystać bardzo dobre warunki fizyczne. Wygląda zatem na to, że najlogiczniejszym wyborem w miejsce Recy był właśnie Puchacz.

Najgorętszą dyskusję medialną wywołały wybory dokonane spośród graczy drugiej linii. Paulo Sousa postawił na: Przemysława Frankowskiego, Kamila Jóźwiaka, Karola Linettego, Grzegorza Krychowiaka, Mateusza Klicha, Piotra Zielińskiego, Jakuba Modera, Kacpra Kozłowskiego i Przemysława Płachetę. Dodatkowo na liście rezerwowej znaleźli się: Rafał Augustyniak, Kamil Grosicki i Sebastian Szymański. Niepowołanie tych dwóch ostatnich spotkało się ze skrajnymi opiniami, szczególnie zważywszy na to, kto szansę na wyjazd na turniej otrzymał. Powód rezygnacji z Grosika jest dosyć oczywisty i jest to rzecz jasna długotrwała nieobecność piłkarza w kadrze meczowej West Bromwich Albion. Zwolennicy powołania zawodnika często podkreślają jednak jego rolę w szatni reprezentacji, której jest ważną postacią. Zdania są podzielone, jednak w mojej opinii zabieranie na wielki turniej zawodnika niegotowego do gry zupełnie mija się z celem, gdyż w razie potrzeby może on nie być w stanie rozegrać więcej niż 15-20 minut na pełnych obrotach. Brak Szymańskiego jest nieco większym zaskoczeniem, ze względu na to, że zbiera on dobre oceny za swoje występy w lidze rosyjskiej. Większość meczów w tym sezonie w Dynamo Moskwa rozegrał jako środkowy pomocnik. Również sam zawodnik podkreśla, że właśnie to jest jego nominalna pozycja. W reprezentacji Polski był on jednak wykorzystywany najczęściej jako skrzydłowy, przez co nie miał okazji pokazać w barwach narodowych całego swojego potencjału. Kosztem wychowanka Legii Warszawa powołany został między innymi Kacper Kozłowski, co do którego wątpliwości są spore. 17-latek w barwach Pogoni Szczecin prezentuje się coraz lepiej, ale wciąż nabiera pewności siebie na boisku. Patrząc na tę dwójkę, można powiedzieć, że więcej spokoju oraz opcji ustawienia na placu gry oferuje Szymański. Ufam jednak, że selekcjoner wie, co robi i pomocnik Portowców bardziej pasuje do jego koncepcji.

Sytuacja w ataku reprezentacji skomplikowała się w ostatniej chwili przez kontuzję, której doznał Krzysztof Piątek. Oczywiste było, że wśród powołanych znajdą się Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik. Dużo dyskutowało się jednak o tym, kto i ilu zawodników otrzyma bilet na mistrzostwa. Najczęściej stawiano na czterech atakujących, a graczami, którzy w tym kontekście przewijali się w mediach byli Karol Świderski i Jakub Świerczok. Ostatecznie okazało się, że do tej dwójki dołączył jeszcze Dawid Kownacki, który odzyskał stabilizację w 2. Bundeslidze w barwach Fortuny Düsseldorf i zaczął regularnie zdobywać bramki. Poza liczbą powołanych skład napastników nie wzbudza wielkich kontrowersji wśród kibiców czy ekspertów.

Czy wybory personalne Sousy są słuszne? To okaże się po turnieju, który startuje już za niecały miesiąc. Dyskusje medialne są rzecz jasna potrzebne, ale ostatecznie to selekcjoner wie, jaki jest jego pomysł na budowę drużyny. Musimy mu zaufać oraz czekać na rezultaty i to właśnie po nich oceniać jego pracę, która – miejmy nadzieję – okaże się efektywna.

Krzysztof PUCZKO