Polska noc w Weronie

Sukces drużyny z Kędzierzyna jest w polskiej siatkówce pierwszym takim od ponad 40 lat.
Źródło: Twitter/ZAKSAofficial

Siatkówka to bez wątpienia jeden ze sportów narodowych w naszym kraju. Co sezon media informują o kolejnych sukcesach, szczególnie męskiej reprezentacji. Piętą achillesową tej popularnej dyscypliny od dłuższego czasu pozostawały rozgrywki klubowe. To jednak, za sprawą ogromnego sukcesu ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, uległo ostatnio zmianie.

Siatkarska Liga Mistrzów istnieje nieprzerwanie od sezonu 2000/2001. We wcześniej funkcjonującym Pucharze Europy Mistrzów Klubowych, powstałym w 1959 roku, polskie zespoły czterokrotnie cieszyły się z wywalczenia medalu, w tym raz ze złotego. 19 lutego 1978 roku w Bazylei najlepszą drużyną na Starym Kontynencie został Płomień Milowice. Z kolei w ponad dwudziestoletniej historii Ligi Mistrzów mogliśmy świętować zdobycie kilku krążków naszych ekip, jednak nigdy nie były to te z najcenniejszego kruszcu. Najbliżej sukcesu były zespoły PGE Skry Bełchatów i Asseco Resovii Rzeszów. Szczególnie bolesny okazał się finisz sezonu 2011/2012, kiedy w łódzkiej Atlas Arenie popularne Pszczoły mierzyły się z Zenitem Kazań. Podopieczni Jacka Nawrockiego byli o krok od wywalczenia historycznego trofeum, jednak po jednym z najbardziej emocjonujących finałów w historii przegrali ostatecznie po tie-breaku 2:3. Bełchatowianie mogą pochwalić się największą kolekcją medali z tej imprezy. Oprócz wspomnianego srebra trzy razy zdobyli brąz – wydarzyło się to w sezonach 2007/2008, 2009/2010 i 2018/2019. Rzeszowianie natomiast w sezonie 2014/2015 musieli uznać wyższość Zenitu Kazań – klubu, który od tamtego momentu wygrał te rozgrywki aż cztery razy z rządu. Swój medal Ligi Mistrzów ma w klubowej gablocie również Jastrzębski Węgiel, który w tureckiej Ankarze w turnieju Final Four zajął trzecie miejsce.

Przedturniejowa niepewność

Tegoroczny sezon ZAKSY jawił się w różowych barwach. W PlusLidze kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa i byli głównym kandydatem do tytułu mistrza Polski. Opinie ekspertów potwierdzały się aż do finału, w którym Koziołki zmierzyły się z Jastrzębskim Węglem. Tam faworyt musiał uznać wyższość drużyny, w którą mało kto wierzył. Kędzierzynianie przegrali całą serię 0:2, a uczucie rozczarowania panowało jeszcze długo po końcowym gwizdku. Choć oczywiście należy podkreślić znakomitą grę jastrzębian, po zawodach można było słyszeć, że nie Jastrzębski Węgiel wygrał finał, a przegrała go ZAKSA. Niepowodzenie w Polsce Koziołki chciały powetować dobrą postawą w Lidze Mistrzów. Tam w większości spotkań to oni byli skazywani na porażkę. Warto podkreślić, że droga polskiej ekipy do finału była bardzo wymagająca. Zespół z Kędzierzyn-Koźla żeby się tam znaleźć, musiał wyeliminować chociażby Zenit Kazań czy Cucine Lube Civitanova.

W kończącym sezon meczu w Weronie po drugiej stronie siatki stanęła inna włoska drużyna – Itas Trentino. Spotkanie przez większość czasu było grą punkt za punkt, a o zwycięstwach w setach decydowały dopiero ostatnie akcje. Tam to kędzierzynianie zachowywali większy spokój, a do końcowego triumfu 3:1 ZAKSĘ poprowadził Aleksander Śliwka, który został później MVP spotkania. To, co w tej drużynie niesamowite, to to, że opiera się ona głównie na Polakach. Wspomniany Śliwka, Paweł Zatorski czy Łukasz Kaczmarek od kilku lat stanowili trzon ZAKSY, grupę, która rozumiała się bez słów, co przekładało się również na postawę na boisku. To właśnie to było siłą Koziołków. Gdy inni co sezon zmieniali składy, oni stawiali na stabilizację. Kiedy rywale prześcigali się w ściąganiu do Polski zagranicznych gwiazd, oni skupiali się na rozwijaniu umiejętności rodzimych graczy i wdrażaniu nowatorskiej myśli szkoleniowej. Zatrudnienie Nikoli Grbicia, byłego wspaniałego siatkarza, na stanowisku szkoleniowca nie było odbierane na początku jako dobry pomysł. Jego charyzma i doświadczenie przełożyło się jednak na graczy. Serb zdobywał już dwa razy Ligę Mistrzów jako zawodnik, z ZAKSĄ po raz pierwszy wywalczył to trofeum jako trener. Jego radość i łzy po końcowym gwizdku to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających momentów tych rozgrywek.

Co dalej?

Sielankę ZAKSY w pewnym stopniu burzy fakt, że skład kędzierzynian znacząco zmieni się po tym sezonie. Stabilizacja, na której bazował zespół, zniknie jak bańka mydlana. Dużo mówi się o odejściu trenera. Notowania szkoleniowca po ostatnim sukcesie zdecydowanie wzrosły. Pomimo nowego, dwuletniego kontraktu Serba z ZAKSĄ, mało prawdopodobne jest to, by Nikola Grbić kontynuował swoją pracę w PlusLidze. Chrapkę na jego usługi ma chociażby Sir Sicoma Monini Perugia, co potwierdził prezes tej drużyny w wywiadzie dla serwisu sport.tvp.pl. Z Kędzierzynem pożegna się trzech liderów – Benjamin Toniutti odejdzie do Jastrzębskiego Węgla, a Paweł Zatorski i Jakub Kochanowski do Asseco Resovii. Działacze ZAKSY są jednak aktywni na rynku transferowym i mają już następców tych zawodników. Miejsce Toniuttiego zajmie Marcin Janusz, który trafi do ekipy z województwa opolskiego po świetnym sezonie w Treflu Gdańsk. Zatorskiego zastąpi libero reprezentacji USA, Erik Shoji, a zamiast Kochanowskiego na środku siatki punkty zdobywać ma Norbert Huber z PGE Skry. I choć wciąż nie ma pewności co do klubowej przyszłości kilku siatkarzy, można być pewnym, że pieniądze za wygranie Ligi Mistrzów przydadzą się do przeprowadzenia transferów. Nie wiadomo jednak, czy w tym przypadku lepsze nie będzie wrogiem dobrego.

Sezon klubowy skończył się dla Polski wyjątkowym sukcesem, pierwszym takim od ponad 40 lat. Pięknym dodatkiem złotego wieczoru okazał się ponadto sukces Joanna Wołosz, która z zespołem Carraro Imoco Conegliano wygrała Ligę Mistrzyń, stając się tym samym czwartą Polką, która zwyciężyła w tej imprezie. To wszystko może być zapowiedzią tak samo udanego i zbliżającego się wielkimi krokami sezonu reprezentacyjnego. Warto wspomnieć, że siatkarze znad Wisły czekają na medal olimpijski równie długo, jak nasze kluby oczekiwały zwycięstwa w Lidze Mistrzów.

Marta KOTECKA