Weekend z odrabianiem zaległości

O wynikach rozegranych w weekend meczów często decydowały dopiero biegi nominowane.
Źródło: twitter/UniaLesznoKS

W ostatni weekend odbyły się zaległe pojedynki 4. i 5. kolejki PGE Ekstraligi. Rywalizacje w Lublinie, Grudziądzu, Gorzowie i Wrocławiu przyniosły kibicom sporo emocji, często aż do 15. biegu. Pomimo spotkań ze zdecydowanymi faworytami, wszystkie mecze miały wyrównany przebieg, a jeden z nich zakończył się dużą niespodzianką.

MOTOR LUBLIN – eWINNER APATOR TORUŃ

Pierwszy piątkowy mecz był spotkaniem ze zdecydowanym faworytem. Pomimo dotychczasowej dobrej postawy zespołu Apatora, żużlowcy z Lublina na swoim torze chcieli udowodnić mistrzowskie aspiracje. Trzeba przyznać, że od początku rywalizacji im się to udawało. Po czterech startach Motor prowadził aż 10 punktami, a dużą w tym rolę odegrali juniorzy, którzy wygrali swój bieg młodzieżowy 5:1. Taki stan utrzymywał się przez cały mecz – torunianie nie mogli zbliżyć się do swoich rywali na mniej „oczek”. Goście mieli zdecydowanie więcej dziur w składzie, nic więc dziwnego, że musieli uznać wyższość przeciwników. Ostatecznie w biegach nominowanych Koziołki powiększyły przewagę i wygrały z Aniołami 51:39. Ten wynik pozwolił im wskoczyć na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Apator natomiast zamiast bić się o fazę play-off, coraz bardziej musi spoglądać w stronę walki o utrzymanie.

W ekipie gospodarzy widać było w piątkowym meczu dwóch zdecydowanych liderów. Mikkel Michelsen zgubił w trakcie całego spotkania tylko „oczko” i to Duńczyk jest dla mnie MVP tej rywalizacji. Również Grigorij Łaguta imponował szybkością na trasie. Rosjanin w wielu biegach nie wychodził jako pierwszy spod taśmy, jednak dzięki szybkiemu sprzętowi potrafił przeprowadzać efektowne ataki. Przełożyło się to na 12 punktów. Osiem „oczek” dorzucił Jarosław Hampel, który początkową część meczu miał nieudaną, później jednak zmienił ustawienia motocykla i zaliczył chociażby indywidualne zwycięstwo. Poniżej oczekiwań pojechali dwaj pozostali Polacy. Krzysztof Buczkowski i Dominik Kubera zdobyli po trzy „oczka”, na swoim koncie mieli również po jednym wykluczeniu za spowodowanie upadków. Od zawodników takiej klasy wymaga się na swoim torze większej zdobyczy, całą formację seniorską oceniam więc na czwórkę. Dobrą dyspozycję zaprezentowali lubelscy juniorzy. Mateusz Cierniak i Wiktor Lampart, oprócz wspomnianego już biegu młodzieżowego, potrafili wygrywać z seniorami Apatora, dzięki czemu zdobyli razem aż 11 punktów. Zasługują zatem na mocną piątkę.

W drużynie Apatora na swoim poziomie pojechał tak naprawdę tylko Robert Lambert. Brytyjczyk, który w swojej karierze występował w drużynie Motoru, obierał w większości swoich biegów dobre ścieżki i nawiązywał walkę z przeciwnikami. Zakończył mecz z 14 „oczkami”. Przyzwoicie na lubelskim owalu zaprezentowali się Paweł Przedpełski i Adrian Miedziński. Polscy seniorzy, zdobywcy odpowiednio siedmiu i sześciu punktów, korzystali z błędów lubelskich żużlowców, przywożąc ich za swoimi plecami. Rozczarowali bracia Holderowie. O ile młodszy Jack starał się wykrzesać ze swojej maszyny to, co najlepsze (choć ostatecznie wystarczyło to na jedno indywidualne zwycięstwo i osiem „oczek”), o tyle Chris był niesamowicie wolny i z trudem łapał się nawet na szpryce przeciwników. Cała formacja seniorska nie może być oceniona wyżej niż trójka z minusem. Porównując młodzieżowców tego spotkania, widać było ogromną przewagę lublinian, co ukazuje również tabela punktowa. Krzysztof Lewandowski i Kamil Marciniec zdobyli w piątek o osiem punktów mniej od swoich rywali i to ich postawa w głównej mierze przyczyniła się do rozmiarów porażki Apatora. Formację juniorską tego klubu oceniam na dwójkę.

ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM GRUZIĄDZ – FOGO UNIA LESZNO

Gołąbki od samego początku meczu były w trudnym położeniu. Jako przedostatnie w tabeli musiały udowodnić, że nie są kandydatami do spadku, ale przeciwnik był mocny. Leszczynianie natomiast przyjechali do Grudziądza po pewne punkty i utrzymanie stabilnej pozycji w tabeli. Wbrew pozorom spotkanie było dość wyrównane. Zarówno gospodarze, jak i goście byli cały czas w bliskim kontakcie punktowym, choć przez większość pojedynku to Unia prowadziła. Do 14. gonitwy żadnej drużynie nie udało się wygrać podwójnie. Przed biegami nominowanymi goście wygrywali zaledwie czterema „oczkami”, jednak dwa podwójne ciosy rozwiały wątpliwości. Byki zwyciężyły 51:39.

Wśród gospodarzy najbardziej wyróżnili się Kenneth Bjerre oraz Nicki Pedersen, którzy zdobyli po dziesięć punktów. Była to jazda poprawna, choć można powiedzieć, że stać ich na więcej. Zawiedli zwłaszcza w kluczowych momentach, czyli biegach nominowanych. Reszta zespołu, mimo iż dowoziła punkty, to nie wykazała się szczególnymi umiejętnościami. Jedyną „trójkę”, oprócz ww. zawodników, przywiózł Przemek Pawlicki. Ogólna ocena formacji seniorskiej to trzy z minusem. Juniorzy nie spełnili oczekiwań. W biegu młodzieżowców dojechali na remis, a później dołożyli zaledwie „oczko” (Mateusz Bartkowiak), zasługując tym samym na ocenę dostateczną.

Najwięcej punktów po leszczyńskiej stronie zdobył Jason Doyle. Australijczykowi udało się dołożyć do wyniku 13 „oczek” i to dzięki tej zdobyczy zasługuje na MVP meczu. Dobre zawody odjechali również Piotr Pawlicki (11 pkt) oraz Emil Sajfutdinow (11 pkt). Słabo tym razem sprawował się Jaimon Lidsey, który zdobył zaledwie dwa punkty. Ogólna ocena formacji seniorskiej to czwórka. Juniorzy pojechali przeciętnie. Kacper Pludra zdobył trójkę w biegu nominowanym, później jednak wywalczył tylko „oczko”, podobnie jak Krzysztof Sadurski. Tym samym oceniam ich na ocenę dopuszczającą, biorąc pod uwagę, że był to mecz wyjazdowy.

MOJE BERMUDY STAL GORZÓW – ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA

Spotkanie pomiędzy Stalą Gorzów a Włókniarzem Częstochowa zapowiadało się bardzo ciekawie, jednak faworytem byli gospodarze. Gorzowianie znani są ze świetnej jazdy na stadionie im. Edwarda Jancarza, tym bardziej że w tym sezonie nie przegrali tu żadnych zawodów. Poprzeczka dla częstochowian została zatem zawieszona bardzo wysoko. Zawodnicy Włókniarza od początku sprawiali jednak wrażenie przygotowanych i skupionych na celu. Mecz przez cały czas był bardzo wyrównany, aż do 10. biegu, w którym goście odjechali gospodarzom na cztery „oczka”. Świetną robotę w tym wyścigu wykonał Fredrik Lindgren, który w czasie jego trwania pokonał dwóch przeciwników. W 12. gonitwie goście wciąż powiększali przewagę, a przed nominowanymi prowadzili już sześcioma punktami. Spotkanie ostatecznie zakończyło się wygraną przyjezdnych w stosunku 46:44.

Gospodarze bardzo dobrze sprawowali się przez cały mecz. Najwięcej punktów wśród gorzowian uzbierał Martin Vaculík. Słowak zrobił naprawdę dobrą robotę, dodając do puli 12 „oczek”. Reszta kadry seniorskiej również dotrzymywała tempa. Każdy dowoził ważne punkty. Zarówno Szymon Woźniak, jak i Anders Thomsen zrobili to, co do nich należy. Pierwszy z nich przywiózł osiem, a drugi dziewięć punktów. Ich występ był wzorowym występem drugiej linii. Zdecydowanie najsłabiej na torze pokazał się Rafał Karczmarz, zdobywając zaledwie „oczko”. Bartosz Zmarzlik odjechał dobre zawody, jednak ze względu na jego renomę oczekuje się od niego więcej. Gorzowianin dołożył do puli dziewięć punktów, jednak mimo tego to w jego „słabszej” postawie kibice upatrują przyczyn porażki zespołu. Moja ocena formacji seniorskiej to pięć z minusem. Wśród juniorów można było obserwować dwie skrajne tendencje. Z jednej strony Wiktor Jasiński, który odjechał fenomenalne zawody, przywożąc do mety dwie „trójki” i jedną „jedynkę” (łącznie siedem punktów), a z drugiej Kamil Nowacki, niepunktujący w meczu. Tym samym ocenę również musiałam wyśrodkować i stawiam im czwórkę z minusem.

Ze strony gości najlepszy był 19-letni młodzieżowiec – Jakub Miśkowiak, który już nie pierwszy raz prowadzi Włókniarz do zwycięstwa. Zawodnik gości tylko raz w ciągu spotkania oglądał plecy przeciwników – w biegu młodzieżowym, gdzie dał się wyprzedzić Wiktorowi Jasińskiemu. Łącznie zebrał 14 „oczek” i można powiedzieć z dużą dozą pewności, że tylko dzięki jego postawie częstochowianie mieli szansę na zwycięstwo. W związku z tym to on otrzymuje MVP. Dobry mecz odjechali również Kacper Woryna (10 pkt) oraz Fredrik Lindgren (9 pkt). Słabiej natomiast pojechało aż trzech zawodników – Bartosz Smaktała (2 pkt), Jonas Jeppesen (0 pkt) i Leon Madsen (6 pkt). Madsen znany jest raczej z dynamicznej jazdy i szybkich motocykli, a nie przyjeżdżania za rywalami, jednak to zdecydowanie nie był jego dzień. Duńczyk męczył się na dystansie i w rezultacie nie przywiózł ani jednej „trójki”. Tak skrajna postawa seniorów zmusiła mnie do postawienia im zaledwie trzy z plusem. Formacja juniorska spisała się bardzo dobrze. Postawy Jakuba Miśkowiaka nie zamierzam już komentować, jednak na pochwałę zasłużył również Mateusz Świdnicki, który łącznie zdobył pięć punktów. Z czystym sumieniem wystawiam młodzieżowcom ocenę bardzo dobrą.

BETARD SPARTA WROCŁAW – FOGO UNIA LESZNO

Drugie niedzielne spotkanie zapowiadane było jako starcie dwóch głównych kandydatów do tytułu mistrza Polski. Ekipa z Wrocławia, rozanielona zwycięstwem nad gorzowską Stalą w ostatnim tygodniu, podejmowała u siebie, zawsze groźne, leszczyńskie Byki. Do składu Betardu wrócił w końcu Tai Woffinden i to ta drużyna uznawana była za faworyta tego meczu. Początek spotkania był bardzo wyrównany. Tylko dzięki świetnej postawie juniorów z Wrocławia to Sparta prowadziła po pierwszej serii 13:11. Z biegiem czasu zaczęła się jednak zarysowywać przewaga żużlowców WTS-u. Imponowali szczególnie liderzy, którzy potrafili nawet podwójnie wygrywać ze swoimi przeciwnikami, dzięki czemu przewaga punktowa Spartan wynosiła nawet 10 „oczek”. Taki stan trwał aż do biegów nominowanych, kiedy to podrażnione Byki odrobiły dużą część strat. Mimo to nie wystarczyło to do końcowego sukcesu. Na Stadionie Olimpijskim gospodarze pokonali Unię 47:43 i wskoczyli na drugie miejsce w ligowej tabeli, pokazując, że na swoim torze mogą być w tym sezonie niełapani. Leszczynianie swoją ambitną postawą udowodnili natomiast, że będą groźnym zespołem dla każdego klubu PGE Ekstraligi.

W drużynie gospodarzy klasą samą dla siebie był w niedzielny wieczór Maciej Janowski. Polak stracił w całym meczu tylko jeden punkt, a stało się to dopiero w ostatnim biegu. Ze względu na niesamowitą szybkość, jaką imponował na trasie, to jego wybieram MVP całych zawodów. Do ostatniej gonitwy o ten tytuł rywalizował z nim Artiom Łaguta, jednak Rosjanin zanotował w nim „zerówkę”. Wracający do składu Tai Woffinden bardzo starał się o jak najlepszy rezultat, jednak widać było jeszcze po jego jeździe skutki niedawnej kontuzji. Brytyjczyk pierwszą część spotkania miał bardzo obiecującą, jednak z biegiem zawodów coraz trudniej było mu walczyć o dobre pozycje. Zakończył mecz z siedmioma punktami, tak samo zresztą jak jego rodak Daniel Bewley. Rozczarowaniem, patrząc na zeszłotygodniowe spotkanie, była postawa Gleba Czugunowa. Rosjanin z polskim paszportem kompletnie pogubił się w czasie niedzielnej rywalizacji i zdobył tylko dwa „oczka”. Jego dobrej jazdy zabrakło wrocławianom do bardziej zdecydowanej wygranej nad Bykami. Formacja seniorska Sparty zasługuje na czwórkę z plusem. Bardzo dobre spotkanie w porównaniu do swoich przeciwników zaliczyli juniorzy z Wrocławia. Michał Curzytek i Przemysław Liszka, oprócz zwycięstwa 5:1 w biegu młodzieżowym, potrafili również postawić się bardziej doświadczonym żużlowcom. Łącznie zdobyli oni siedem punktów, co przekłada się na ocenę bardzo dobrą.

Patrząc na formację seniorską Unii Leszno, może się wydawać, że miała ona mniej dziur od tej wrocławskiej. Co prawda tylko Janusz Kołodziej zdobył dwucyfrowy wynik, jednak pozostała czwórka rzadko przyjeżdżała na ostatnim miejscu. Swoje zrobili Jason Doyle i Jaimon Lidsey (autorzy odpowiednio ośmiu i pięciu punktów). Lekkim rozczarowaniem okazała się postawa Piotra Pawlickiego i Emila Sajfudinowa. Polak miewał na Stadionie Olimpijskim przebłyski świetnej formy, często jednak był wyprzedzany na trasie przez szybszych rywali. Warto wspomnieć, że ani razu nie przekroczył linii mety jako ostatni, za co należą mu się duże brawa. Rosjanin jako lider drużyny powinien zapunktować lepiej, tym bardziej że pierwszy swój bieg zdecydowanie wygrał i nic nie zanosiło się na to, by miał we Wrocławiu jakieś problemy sprzętowe. Okazało się jednak, że i on nie ustrzegł się błędów i finalnie zdobył dziewięć „oczek”. Pamiętając, że był to mecz wyjazdowy, leszczyńskim seniorom wystawiłabym piątkę. Znacznie gorzej zaprezentowali się juniorzy. Damian Ratajczak co prawda debiutował w tym spotkaniu w PGE Ekstralidze i nikt nie spodziewał się po nim wybitnego wyniku, jednak razem z kolegą z pary, Kacprem Pludrą, okazali się o wiele słabsi od swoich przeciwników, zdobywając łącznie tylko punkt. Nie mogę ocenić ich na wyższą ocenę niż dwa minus. Do tak słabej postawy młodzieżowców na pewno nie są przyzwyczajeni kibice Byków, gdyż zawsze mieli oni w swoim składzie postacie wybijające się na tle rówieśników (jak chociażby Dominik Kubera czy Bartosz Smektała). W tym sezonie jednak sytuacja zupełnie się odmieniła. Bez juniorów to formacja seniorska musi brać odpowiedzialność na swoje barki. Niedzielny mecz z kolei pokazał, że to nie zawsze przekłada się na korzystny wynik.

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA